Obrazki z życia w majątku hrabiego Tadeusza Morstina [zdjęcia]
Hrabia Morstin był cenionym hodowcą licencjonowanych ogierów i wielkim miłośnikiem koni.
- Dbał o ich rozwój i sprzedaż na licytacji. Każdego roku w stajniach pojawiał się nowy przychówek źrebiąt - wspomina pan Marian.
Przy pałacu urządzany był plac do tenisa ziemnego, na którym organizowano zawody sportowe.
Strzelewo to miejsce urodzenia pana Mariana. Patrząc na zdjęcia, będące ilustracją do tekstu pt. „Dobroczyńca. Tadeusz hrabia Morstin ze Strzelewa”, autorstwa Gizeli Chmielewskiej (Album Historyczny z 5 maja 2016 r.) przypomniał sobie spędzone tam lata.
Marian Kujawka, rocznik 1923, mimo sędziwego wieku, ma znakomitą pamięć. Dowodem szczegóły z życia właścicieli majątku oraz nazwiska zatrudnionych tam osób, które znajdujemy w przesłanej do redakcji korespondencji.
Rodzice pana Mariana - Bronisława i Tomasz pracowali w majątku hr. Tadeusza Morstina.
- Ojciec zatrudniony był przy koniach, matka miała zajęcie w ogrodnictwie, a także pracowała jako pomoc w pałacu - wspomina nasz Czytelnik.
Latem czas pracy był wyjątkowo długi - od szóstej do dwudziestej, z półtoragodzinną przerwą na obiad. Zimą załoga pracowała od 7.00 do 15.00, bez przerwy na obiad.
Majątkiem hr. Morstina kierował zarządca oraz dwóch włodarzy. Jeden - jak wspomina pan Marian - miał pod sobą osoby pracujące w stajniach, drugi zajmował się pozostałymi pracownikami.
- Praca, jak i warunki socjalne były trudne, ale na ówczesne czasy można powiedzieć, że były znośne, szczególnie jeśli porówna się je z tymi w innych majątkach ziemskich. Wynagrodzenia były wypłacane w ustalonych terminach, opieka lekarska również była zapewniona. Także rozrywka. Każdego roku po zbiorach w majątku były organizowane dożynki. Z tej okazji rodziny dostawały po 1 litrze piwa i 2 kg mięsa nieodpłatnie. Przy pałacu odbywała się zabawa do rana.
Ze wspomnień pana Mariana mieszkańcy Strzelewa jawią się jako społeczność zgrana i zżyta, a także „bardzo szanująca rodzinę hr. Tadeusza Morstina”.
Wyjątkową pamiątką jest zdjęcie grupy pracowników pałacu (fotografia w sepii). Jak pisze nasz Czytelnik, przedstawia ona obsługę, która była bliska hrabiostwu. Jest na niej Józef Prywer, kucharz, a zarazem leśniczy, Leon Makowski - kuczer, Jan Sikora - ogrodnik, p. Maternowska - pomoc kucharza, Salomea Kujawka - pokojówka, Bronisława Kujawka (matka pana Mariana), Salomea Gołata i Marian Sikora - oboje byli zatrudnieni w pałacowym ogrodnictwie oraz p. Stasiak - był tam pracownikiem do pomocy.
W Strzelewie istniał tak zwany związek strzelecki. - Byliśmy umundurowani, była ćwiczona musztra z bronią. Pluton strzelecki brał czynny udział w uroczystościach państwowych i kościelnych, np. z okazji święta 3 Maja. Defilady przy kościele w Dąbrówce Nowej przyjmował pułkownik Wojska Polskiego Eugeniusz Grabowski, który był poślubiony z hrabianką Marią, córką hr. Morstina. Córka, z okazji ślubu we wianie wniosła 320 ha ziemi, dworek z pozostałymi budynkami oraz wyposażenie.
Pan Marian miał 14 lat, kiedy zmarł hr. Tadeusz Morstin (24 grudnia 1937 r.). - Byłem na jego pogrzebie w Dąbrówce Nowej. Był duży mróz, a grób trzeba było wymurować. 24 grudnia na wieży pałacu pojawiła się flaga państwowa opuszczona do połowy masztu, na znak żałoby. W pogrzebie licznie uczestniczyli pracownicy. Hrabiego Morstina pochował przy kościele ks. proboszcz Jabłoński.
W Strzelewie, w okresie międzywojennym, była również szkoła powszechna. Niewielka - raptem jednoklasowa z czterema oddziałami.
- Na zdjęciu jest moja 10-letnia siostra Marta, która w 1931 roku była w trzecim oddziale (dziś byśmy powiedzieli, że w trzeciej klasie - przyp. red.) i ja. Nauczycielem był Alojzy Wesołowski. Budynku szkoły już nie ma; został zburzony w 1945 roku, kiedy przez Strzelewo przechodził front.
Wieś w okresie międzywojennym miała 14 budynków mieszkalnych: jeden tzw. benedia z salą widowiskową i dla pracowników sezonowych, dwa budynki dwurodzinne, dwa obiekty dla trzech rodzin, pięć dla czterech rodzin i dwa dla ośmiu rodzin. Razem 43 mieszkania, które nigdy nie stały puste. W wyniku działań wojennych dwa budynki zostały zniszczone.
- Przesyłam zdjęcie jednego z nich, które zamieszkiwało osiem rodzin - były takie dwa, w latach 70. zostały rozebrane. We wszystkich były podłogi z cegły, okna miały tylko pojedyncze szyby, mieszkania były opalane piecami, brakowało bieżącej wody, którą noszono ze studni. Ta z kolei była napełniana rurociągiem z ujęcia w miejscowej gorzelni. Mieszkania składały się z jednej izby i kuchni.
We wspomnieniach pojawia się także wojsko. W Strzelewie, w czasie manewrów, stacjonowała armia. Żołnierze kwaterowali w majątku oraz korzystali z dużych stodół. Była to piechota i „biali ułani”.
Pan Marian pamiętam, że podczas obecności wojska, za każdym razem przy głównym wejściu do pałacu, pod balkonem, stawał ołtarz i odprawiana była msza polowa. Brali w niej udział nie tylko żołnierze i oficerowi, ale także miejscowa ludność.
Z chwilą napaści Niemiec na Polskę pracownicy majątku w Strzelewie zostali zmuszeni do ewakuacji.
- Załadowanymi wozami konnymi dotarli aż pod Kutno. Do domu wrócili po trzech tygodniach. Mieszkania zastali splądrowane, na nowo musieli się urządzać - opowiada Marian Kujawka.
Jego ojciec był z wojskową podwodą. - Dotarł aż do Chełma Lubelskiego, do domu wrócił po pięciu tygodniach. Znając dobrze język niemiecki dostał pracę w majątku, który przejęli Niemcy. Tam też pracowała siostra i mama. Obie zostały ranne podczas walk w styczniu 1945 roku. Mama zmarła w marcu, siostra przeżyła.
Pan Marian przez całą wojnę pracował jako mleczarz. - Dziennie odstawiałem około 2 tysiące litrów mleka. Dwa razy zostałem pobity przez Niemców. Powód? Nie zdjąłem czapki, gdy szedł pluton SA, a raz przekroczyłem wyznaczoną dla Polaków wieczorną godzinę.
W PRL dobra hrabiego Morstina poszły w rozsypkę. Pałac przerobiono na „klocek”, park bezpowrotnie zniszczono.