Od trzech miesięcy mieszkańcy Wysokiej żyją obok obornika po ptasiej grypie. A obiecywano, że zostanie zabrany w kwietniu
– Proszę zobaczyć, to ślady dzika, to lisa, a to jelenia. Muszą być sprzed paru godzin, bo wcześniej padało – mówi nam Hubert Haliczanowski z Wysokiej w gminie Lubiszyn. Zajeżdżamy z nim do byłej żwirowni. Ponad trzy miesiące temu został tu zwieziony obornik po ptasiej grypie, jaka zaczęła szaleć w Lubuskiem na przełomie listopada i grudnia. Gnój leży – w linii prostej – 200-300 metrów od najbliższych zabudowań we wsi.
– Dziki zaczęły już buchtować, czyli ryć w tym oborniku. Porobiły w nim doły i babrzą. I teraz pewnie ten wirus roznoszą – mówi Haliczanowski. Gdy rozmawiamy, to z miejsca, gdzie leży obornik wzbija się w niebo ponad setka kruków. Można poczuć się jak w „Ptakach” Hitchcocka…
– My chcemy, żeby to znikło. Żeby ten obornik w końcu zabrali. Część mieszkańców ma tu studnie głębinowe, a w pobliżu tego obornika są wody podziemne. Gdy to się tam dostanie, to aż strach pomyśleć – mówi Andrzej Kolasiński, kolejny mieszkaniec Wysokiej. Kiedy pytamy go, jak od połowy lutego żyje się we wsi, mówi krótko: – Źle! Bo śmierdzi!
– Na spotkaniach wiejskich były zapewnienia, że po 40 dniach składowania będzie to zabrane. Do dzisiaj to się nie stało. Najwyraźniej ktoś nas olał. Czujemy się oszukani. Podczas spotkań jeden z eks-pertów mówił nam, że trumny na cmentarzu stanowią większe zagrożenie dla środowiska niż ten obornik – mówi H. Haliczanowski.
– Taaa… Tylko, że jak zachodzę na cmentarz, to nie śmierdzi – mówi Elżbieta Kolasińska, mama pana Andrzeja.
– Na razie sygnalizujemy problem, żeby sobie władza o nas przypomniała. Jak nie przypomni, to będziemy działać – mówi z kolei pan Hubert.
– Mówiłem w lutym, że obornik będzie można zabierać dopiero po 1 marca. Tylko że po 1 marca to jest także 15 października. Teraz obornika nikt nie weźmie, bo przecież rzepak jest na polach i nikt obornika nie będzie używał. Będzie go można zabrać dopiero po żniwach – mówi nam wicewojewoda Robert Paluch. Zwraca się przy okazji do mieszkańców: – Apeluję o cierpliwość. We wrześniu, gdy już będzie po żniwach, będziemy „dusić” właścicieli terenu, na którym jest obornik, żeby go wywieźli – obiecuje wicewojewoda.
– To miało być zabrane niemal od razu. Mamy nagrania ze spotkania, gdzie służby nam to obiecały. „Czekamy” na więcej tego obornika. I zapraszamy wicewojewodę, by poczuł, jak to pachnie – mówi Hubert Haliczanowski.
– Ten obornik wcale nie jest szkodliwy. On był już wiele razy dezynfekowany – i przed przywiezieniem, i po. Nie ma lepszego bionawozu od niego – tłumaczy Józef Malski, zastępca lubuskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii.
Tak szalała ptasia grypa
- Ptasia grypa pojawiła się w Lubuskiem na przełomie listopada i grudnia zeszłego roku. Wirusem, który był w odchodach, „zrzuconych” przez ptaki lecące prawdopodobnie z Niemiec, najpierw zaraził się drób w okolicach Deszczna pod Gorzowem. Póżniej przypadki ptasiej grypy odnotowano m.in. w Strzelcach Krajeńskich i Zielonej Górze.
- W związku z ptasią grypą zdechło lub trzeba było wybić ponad milion ptaków.W fermach, w których wykryto wirusa, trzeba było zagazaować około pół miliona indyków, gęsi i kaczek (pozostały drób pochodził z obszarów zapowietrzonych; trafiały one później do zakładów utylizacyjnych). Przez kilka tygodni w Gorzowie i okolicach obowiązywał na targach zakaz handlu jajami oraz drobiem. Został on zniesiony dopiero na przełomie marca i kwietnia.