Objechali świat, teraz pokażą nam film dokumentalny
Studenci Uniwersytetu Zielonogórskiego starym ogórkiem podróżowali dookoła świata. Jak? Zobaczymy w filmie dokumentalnym podczas Zielonych Globów
To już tradycja, że na dwa dni Zielona Góra staje się stolicą podróżników. A to za sprawą festiwalu Złote Globy. W tym roku odbędzie się on 30 września i 1 października w Piwnicy Artystycznej Kawon.
Jak co roku zjadą się wtedy podróżnicy z całej Polski, którzy przez dwa dni będą opowiadać i pokazywać na slajdach, jak w oryginalny sposób poznawali świat i mieszkańców różnych krajów. Najciekawsze zostaną nagrodzone Zielonymi Globami. Czy może być lepszy czas i miejsce na premierę filmu dokumentalnego o podróży dookoła świata pod hasłem „Z indeksem w podróży”.
Przed tą wyprawy były inne. Wszystko zaczęło się w 2012 roku. Wtedy to Mariusz Malinowski i Maciej Pelczyńśki kupili busa i wspólnie z ekipą przygotowali wyprawę do Aten. Podczas niej zielonogórscy studenci odwiedzili 12 państw (podczas miesięcznej podróży pchali auto ponad 93 razy). W 2013 roku zorganizowali wyprawę Maroko Trip. Celem była Sahara. By było trudniej podróżnicy odwiedzili Wielką Brytanię i Irlandię. Z obu wypraw powstały książki autorstwa Mariusza Malinowskiego. Ale to nie koniec...
Zapragnęli objechać świat. Oczywiście - jak w tamtych podróżach - starym ogórkiem (27-letnim volkswagenem transporterem T3). Przygotowania trwały dwa lata, która trwała 348 dni. Odwiedzili 20 krajów na czterech kontynentach. Pokonali 100 tysięcy kilometrów. Za każdy przejechany kilometr sponsorzy przekazywali pieniądze na rzecz domu dziecka. Co jak podkreślają uczestnicy wyprawy, było dla nich bardzo ważne.
Ekipa podczas swojej podróży: maszerowała przez plac czerwony w Moskwie, pływała łódką po rzekach Azji, pracowała w Australii w celu kontynuowania wyprawy, objechała całą Amerykę dookoła docierając na Alaskę, gdzie udało się zobaczyć zorzę. Podczas wyprawy zmagali się z minusowymi temperaturami, śnieżycami, tajfunem oraz licznymi awariami samochodu, który był ich domem. Co było najtrudniejsze? Mariusz i Maciej po powrocie podkreślają, że bez wątpienia rozłąką z rodziną.
Nauczyli się pokory, współpracy. Zrozumieli, co jest w życiu ważne, a co mniej ważne. Musieli pokonać wiele trudności i przeszkód. Już po trzech miesiącach mieli za sobą kilka awarii "ogórka", kradzież aparatu, a nawet tajfun Goni. Wszystkim trudnościom stawili czoła. Pomagali napotkani ludzie...
W Kalifornii pojawił się bardzo poważny problem. Przez nieporozumienie w porcie w Los Angeles ponieśli koszty rzędu kilkunastu tysięcy złotych (opłata portowa), co zrujnowało budżet całej wyprawy i postawiło pod znakiem zapytania dalszą część podróży. Na Facebooku napisali apel o pomoc. I tym razem ludzie ich nie zawiedli. Jak wytrzymali ze sobą tyle dni? Mariusz przyznaje, że były kłótnie. Bo jakże inaczej? Ale jak się pokłóci mąż z żoną, idzie spać do stołowego. Oni takiej możliwości nie mieli. Trzeba było się więc pogodzić i dalej współpracować. Obowiązki zostały jasno podzielone. To pomagało w trudnych sytuacjach.