Obietnice prawej i sprawiedliwej RP
Wycieranie „mord” nazwiskiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego ma głębokie uzasadnienie. To on mówił, że niezależność sądów w Polsce jest modelowa, bo nie niszczą jej politycy.
Demagogię prezesa Kaczyńskiego na temat sądownictwa obalić łatwo sięgając po... program wyborczy partii prezesa Kaczyńskiego z 2014 roku. W części dotyczącej sądów jest to wielka ściema w porównaniu z trwającym od pierwszych dni rządów PiS zamachem na wymiar sprawiedliwości.
Wola suwerena - to słowa klucze rządów gabinetu premier Beaty Szydło. Magiczne zaklęcie dające prawo PiS do przejęcia władzy nad sądownictwem - raz metodą pałki (Trybunał Konstytucyjny), kiedy indziej metodą plasterków salami.
Mało kto czytał ten program, szczególnie część dotyczącą sądownictwa. Jeśli jednak zajrzeć do 164-stronicowego dokumentu, ogarnia zdumienie. Rozdział pt. „Sądownictwo” to niecałe trzy strony (sic!) kluczowego programu partii, który wyniósł Jarosława Kaczyńskiego na tron najważniejszego polityka w Polsce. Trzy stroniczki to około 2 procent treści najważniejszego dla ustroju państwa dokumentu PiS. I większość ustawodawczej energii, którą poświęcił PiS w ciągu półtora roku, by obejść zapisy konstytucji.
Nocne zmiany
Co więc znajdziemy w rozdzialiku o sądownictwie? Obietnice wszystkiego prawego i sprawiedliwego oraz komunały o „przywrócenie zwierzchności narodu nad wymiarem sprawiedliwości”. Nie ma nawet jednego słowa na temat podporządkowania Trybunału Konstytucyjnego Sejmowi, czyli rządzącej partii. Nic nie zapowiadało też planowanej czystki w Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Oszustwo programowe PiS jest tym wyraźniejsze, że partia gwarantowała w pierwszych słowach tego programu szanowanie niezawisłości i niezależności sądów od władzy wykonawczej, czyli rządu.
A przecież miało być tak pięknie, bo PiS nie robi nic innego, jak tylko realizuje słuszne żądania Polaków.
Pierwsze i najważniejsze: obiecał, że znacznie przyspieszy i usprawni pracę sądów. Ale w przepchniętej kolanem w parę dni ustawie o ustroju sądów powszechnych najważniejszym zamysłem jest zgoła co innego - ręczne sterowanie prezesami sądów przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego! To ewidentne wpuszczenie lisa do kurnika, w którym prokurator Ziobro (znany ze słów „ten pan już nikogo życia nie pozbawi”) ma zrobić porządek ze wszystkimi, którzy nie zgadzają się z rządem. Jak to ma przyspieszyć procesy, dalibóg - wie tylko minister Ziobro.
Kolejna wyborcza hucpa PiS to obietnica poprawy jakości sądzenia! Jak dotąd to kolejna wielka zagadka ministra. Może poprawi poziom orzecznictwa w Sądzie Okręgowym w Bielsku Białej nowa wiceprezes z nadania ministra? Referencje ma znakomite - jest córką posła i wiceministra w rządzie PiS. Choć tamtejsi sędziowie nie zgodzili się na jej kandydaturę na prezesa, to mimo wszystko została mianowana wiceprezesem. A kolejne sądy powszechne czekają na szefów z ministerialnej teczki.
W nowej ustawie próżno szukać zapisów usprawniających pracę wymiaru sprawiedliwości dzięki np. komputeryzacji. Są za to inne, które dają ministrowi sprawiedliwości ogromną nad nim władzę. W kampanii wyborczej prezes Jarosław Kaczyński przekonywał, że po reformie wymiaru sprawiedliwości polskie sądy będą bardziej obiektywne, bardziej sprawiedliwe, będą pracować szybciej i nie angażując się w spory polityczne.
Dodał, że ustawa wbrew zarzutom, które się jej stawia, nie ingeruje w sferę niezawisłości orzeczenia poszczególnych sędziów i „nie daje żadnych uprawnień ministrowi sprawiedliwości w tym względzie”. To prawda, oficjalnie minister nie będzie pisał wyroków, ale politycy PiS są mistrzami w odwracaniu kota ogonem. Minister Ziobro patrząc niewinnie w oczy dziennikarzy powiada, że reforma sądów powszechnych... zwiększa niezawisłość sędziów.
Być może tak by się stało, gdyby PiS dotrzymał obietnicę ze swojego programu. Zakładał on, że zostaną zwiększone kompetencje ministra sprawiedliwości wobec sądów lecz tylko w takich obszarach:
- wizytacji sądów
- badania skarg na ich działalność
- wnoszenia apelacji nadzwyczajnej, jeśli uzna orzeczenia za rażąco niesprawiedliwe.
Ze świecą szukać zapowiedzi wybierania i mianowania sędziów przez polityka, którym jest minister sprawiedliwości, ich odwoływania lub przenoszenia pod pozorem np. małej przydatności. A propos - mechanizm przenoszenia do zielonych garnizonów prokuratorów wojskowych skutecznie wykorzystał minister Antoni Macierewicz rozrzucając po kraju oficerów badających katastrofę smoleńską.
Kłamstwem programowym PiS była też obietnica, że organem dyscyplinarnym będzie Sąd Najwyższy, gdy w rzeczywistości prawa do tego miała mieć druga izba KRS powoływana przez - oczywiście - polityków.
Kolejne programowe matactwo to zapewnienie, że prezydent będzie miał realny wpływ na funkcjonowanie sądownictwa. Miałby sprawować nadzór nad rozpatrywaniem skarg na sądy - uwaga! - przy pomocy powołanej przez siebie komisji wybitnych prawników, sędziów Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku. Zawetowana przez prezydenta ustawa realnie odbierała mu do tego prawo, cedując je na ministra sprawiedliwości. Pomijając groteskowy fakt, że do dyskusji o fundamentalnych dla państwa ustawach nie zaproszono żadnych wybitnych prawników. Sa za to wybitni politolodzy z PiS - Patryk Jaki i Marcin Horała...
Owszem, w programie autorzy podkreślali, że suweren domagał się reformy sądownictwa i tę zmianę program zapowiadał. Tyle że ów suweren to 5,7 mln obywateli, mniej niż trzecia część głosujących. A sejmowa większość zależy od paru głosów i ten układ urządza życie 38 milionom Polaków!
1/2 przegranego suwerena
Zdaniem polityków PiS i mediów rządowych dziewięciu na dziesięciu „suwerenów” twierdzi, że sędziowską koterię należy wziąć za twarz. Zapominają, że z jego obiektywizmem często bywa tragikomicznie. Wiedział o tym prezydent Lech Kaczyński, który w 2007 r. podczas wręczania nominacji sędziowskich mówił jako były minister sprawiedliwości:„Gdy byłem posłem (...) to na południu kraju i 50 procent skarg, które do mnie przychodziły, a właściwie 50 procent osób, które przychodziły ze skargami, mówiły o sądach - one (te osoby) w wielu przypadkach ewidentnie nie miały racji, proste przejrzenie sprawy wskazywało na to, że racji po ich stronie nie ma żadnej”.
Rzeczywiście, prosta logika każe założyć, że owe 50 proc. to ci, którzy sprawy w sądach przegrali i do końca swych dni będą przekonani, że sędziowie to mafia, kasta i sitwa.
Hunwejbini z PiS owacją na stojąco przyjęli obelgi swojego szefa rzucane pod adresem posłów PO, którzy „mordy wycierają sobie nazwiskiem nieżyjącego prezydenta”. Jednak trudno nie powoływać się na nieżyjącego prezydenta, kiedy brat Jarosław prowadzi Polskę do rewolty.
- To nie jest pierwsza partia, która nie mówi wszystkiego w swym programie wyborczym i nie dotrzymuje obietnic. Natomiast ogromnym zaskoczeniem jest próba zmiany ustroju państwa bez większości konstytucyjnej w Sejmie - komentuje Michał Bukowiński, bydgoski adwokat. - Po pierwszych rządach PiS spodziewałem się, że teraz sięgną po władzę nad wymiarem sprawiedliwości. Nie przypuszczałem jednak, że zmiany oznaczać będą paraliż Trybunału Konstytucyjnego, próby rozpędzenia Sądu Najwyższego, skracania kadencji sędziów czy ręcznego sterowania sądami. Rozmawiając z osobami ze środowiska prawniczego słyszę, że niemal wszyscy spodziewali się ingerencji władzy wykonawczej, ale zakładali, że konstytucja nie zostanie złamana.
Jasne stało się, dlaczego PiS zaczął od przejęcia Trybunału Konstytucyjnego: - Aby nie było organu, który przyhamowałby zamach na ustawę zasadniczą - mówi Michał Bukowiński. - Co dalej? Myślę, że kryzys będzie się pogłębiał. To nie chodzi tylko o sądy, bo te likwiduje się w jakimś celu. Obawiam się, że będzie realizowany model węgierski lub nawet turecki. To już się zaczyna dziać - po sądach kolej na media, organizacje pozarządowe, może nawet zostanie ograniczona autonomia uniwersytetów, a potem biznesu. To logika każdej władzy autorytarnej.
Wytrzyjmy sobie twarz jeszcze raz nazwiskiem Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 roku przekonywał: „Niezależność sądów w naszym kraju jest zagwarantowana bardzo solennie, bardziej niż w niejednej konstytucji państw europejskich, także tych, które są członkami UE. To rozwiązanie modelowe. Jego kształt wynikał z przemyśleń związanych z sytuacją w poprzedniej rzeczywistości ustrojowej naszego kraju”.
Chodziło o wykluczenie wpływu komunistycznych polityków PRL na wymiar sprawiedliwości. Ale Brata to już nie dotyczy.