Kobiety PRL-u przeszły przez piekło. Tak otworzyły córkom drogę do wolności. O tym jest film Tomasza Wasilewskiego „Zjednoczone stany miłości”.
Wbrew pozorom to nie jest smutny film. Młodszemu pokoleniu kobiet może bowiem otworzyć oczy na to, w jakiej niewoli uczuć żyły ich matki i babki. Tomasz Wasilewski świetnie uchwycił największy problem kobiet mijającej epoki PRL-u. Wprawdzie mamy już 1990 r., skończyła się niewola polityczna, ale wolność rozumiana jako prawo do decydowania o sobie i swoich wyborach dopiero majaczy na horyzoncie świadomości kobiet. Majaczy - oznacza przede wszystkim, że jest czymś nieznanym, a skoro tak, wzbudza lęki, z którymi nie wiadomo jak się rozprawić.
Dlatego kobiety nie podejmują żadnych działań, które ocalałyby je z podporządkowania. Jeśli nie życiu, które niesie gdzie chce, to mężczyźnie, który wyznacza granice poznania.
Zjednoczone Stany Miłości - zwiastun
Zimna suka i palant
Najpierw przyglądamy się życiu Agaty (w tej roli Julia Kijowska), matki nastolatki i żony zaradnego męża. Agata zakochuje się w księdzu. Do tego stopnia jest to dla niej szokujące, że nie potrafi o tym mówić - ani z przyjaciółkami, ani sama ze sobą. W rezultacie wybiera stan, który dziś nazywamy depresją - oddala się od rodziny i życia nie mogąc zdecydować, w którą iść stronę. Staje się, jak to ocenia mąż przy niedzielnym obiedzie „zimną suką”. Frustracja jest tak nieznośna, że w końcu zamienia Agatę w karykaturę samej siebie, tym samym kobieta skazuje się na jeszcze większą samotność. Głucha jest nawet na jedne z najpiękniejszych słów, jakie może wypowiedzieć osoba duchowna, a które Agata słyszy przypadkiem: „W waszym życiu najważniejsza będzie miłość. Nie walczcie ze swoim ciałem, nie profanujcie”.
Życie dyrektorki szkoły (w tej roli Magdalena Cielecka) tylko zewnętrznie wygląda na bardziej pożądane. Piękna, elegancka, ciesząca się zawodowym uznaniem, od lat żyje w podwójnej rzeczywistości. Zakochana w żonatym lekarzu, gotowa jest zrobić dla niego wszystko. On jednak nudzi się nią, a gdy kochanka nie przyjmuje tego do wiadomości, rozkwasza jej nos. Mężczyzna, którego wiele współczesnych, świadomych kobiet nazwałoby po prostu palantem, do tego stopnia steruje życiem z pozoru tylko wyniosłej pani dyrektor, że ta traci nad sobą panowanie. Od tej pory nie jest już sobą, popełnia błąd za błędem, aż do zbrodni, która dzieje się niejako bez jej udziału. Ona doskonale wie jednak, że sumienie nigdy nie pozwoli jej o sobie zapomnieć. W ten sposób staje się nie tylko ofiarą mężczyzny, którego nieroztropnie wybrała, ale i ofiarą samej siebie, bo nigdy nie odważyła się wyjść poza wyobrażenia miłości, jaką sobie wymyśliła w ograniczonym świecie. Straszne to i bolesne, i bardzo ku przestrodze, choć na szczęście coraz mniej kobiet wybiera dla siebie podobnie dramatyczne scenariusze życia.
Spełniona kobieta
Jest jeszcze młoda instruktorka aerobiku (w tej roli Marta Nieradkiewicz) i emerytowana rusycystka (znakomita rola Doroty Kolak). Podczas gdy instruktorka czeka na męża, który od czterech lat pracuje w RFN, emerytowana rusycystka z urzeczeniem jej się przygląda. I pożąda. To sąsiadki, które na co dzień żyją daleko od siebie, jednak pewnego dnia rusycystka odważa się ukartować ‚mały spisek”, który doprowadzić ma do bliższego kontaktu. Mylą się jednak ci, którzy myślą, że reżyser posunął się dalej niż gra słów, gestów i symboli. Rusycystka nigdy nie osiągnie celu, o jakim marzy, ale platoniczne uczucie i tak staje się siłą napędową jej samotnego życia. Kocha nienachalnie i z wyczuciem. Nie usiłuje zawłaszczyć obiektu pożądania. Od początku wie, że tabu kulturowe jest nie do przekroczenia. Nie tylko w społeczeństwie. Głównie w niej samej.
Cztery kobiety i cztery style życia. Obecnie nie do zrozumienia, ale na początku lat 90. świadczyły o budzącej się świadomości i wolności kobiet. Film kończy scena, za którą Dorocie Kolak należy się nagroda roku. Naga, uśmiechnięta, dojrzała kobieta leży na wersalce w swoim mieszkaniu i uśmiecha się pod nosem. Wokół niej latają małe ptaszki wypuszczone z klatek na wolność. Właśnie doświadczyła emocjonalnego spełnienia i potrafi już cieszyć się z bycia sama ze sobą. W tej scenie zdanie, że cuda zdarzają się, gdy się uśmiechasz lub jesteś nago, nabiera szczególnego znaczenia. Otwiera na pełnię życia. Współczesne kobiety, dzięki doświadczeniom poprzedniczek właśnie to im zawdzięczają. Film Wasilewskiego jest artystycznym hołdem, który został im złożony.