O nich będzie jeszcze głośno!
- Niektórzy mówią, że granie ludowe to obciach. Nam się podoba! - mówią gimnazjaliści z Kargowej.
Ja myślę, że to będzie kapela, która zapisze się w annałach historii zespołów ludowych naszego regionu. Skąd to wiem? Bo ci chłopcy to ludowcy z krwi i kości - tak o Kargusiach, młodym zespole ludowym, mówi Jurek Skrzypczak, nauczyciel i mentor muzyków.
W skład Kargusiów wchodzą bracia Kacper i Filip Poniedziałkowie oraz Jakub Brychcy, którzy na co dzień uczą się w tym samym gimnazjum w Kargowej. Chłopcy swoją karierę rozpoczęli około dwa lata temu. - Bo to było tak - zaczyna opowieść Filip, młodszy z braci Poniedziałków. - Brat grał na klarnecie, to zapytaliśmy pana Jurka, który go uczył, czy ja też mógłbym grać na jakimś instrumencie. No i padło na kozła - mówi. Później do braci dołączył jeszcze skrzypek Jakub. I tak zawiązała się kapela, która teraz daje koncerty w miejscowościach całego regionu. - Występujemy na imprezach w Gminnym Centrum Kultury w Kargowej, na biesiadach, na konkursach. Zdobywamy też swoje pierwsze nagrody - wymieniają chłopcy, a w ich głosach można wyczuć prawdziwą dumę. Choć, jak podkreślają, nie jest łatwo być w tym wieku ludowym muzykiem. Czyli kimś innym w gronie rówieśników. - Niektórzy się z nas śmieją, niektórzy nic nie mówią. Inni, że taki zespół to fajna sprawa. Ale takie głosy to rzadko - mówi Jakub Brychcy.
Chłopcy jednak nie przejmują się opinią i robią dalej to, co lubią. Na próbach spotykają się raz w tygodniu, choć przed ważnymi koncertami trzeba częściej.
- Nie umiemy czytać nut, gramy z kapelusza. Ostatnio nauczyliśmy się z bratem jednej kolędy ze słuchu, którą grał pan Jurek - mówi Filip.
Jako swojego idola, jednogłośnie wymieniają właśnie nauczyciela, Jurka Skrzypczaka. W końcu to on zaszczepił w nich miłość do muzyki. To on również znalazł z chłopcami wspólny język, dzięki czemu każde lekcje traktują jako przyjemne spotkanie towarzyskie, a nie obowiązek.
- On ma taką technikę prowadzenia w krainę muzyki ludowej, którą można by nazwać niespodziewaną - mówi Andrzej Apolinarski i dodaje, że o niektórych sposobach nauczania pana Jurka nie chciałby mówić, bo nieco wykraczają poza kanon wychowawczy. Ale są skuteczne.
- Ja idolem? Matko, myślałem, że Michael Jackson - śmieje się pan Jurek, gdy powiedzieliśmy mu, jak ważną postacią jest dla chłopców. Podzielił się też z nami historią, po której wiedział, że ci młodzi muzycy jeszcze zawojują ludowy świat. - Wie pani co to sierszenki? Taki staropasterski instrument dudowy, który gra w tonacji F-dur i kompletnie gryzie się z dźwiękiem klarnetu, który gra w S-dur. Chłopcy poszli raz na pulter, jeden z klarnetem, drugi z sierszenkami. Te dźwięki gryzły się okropnie, ale im to nie przeszkadzało i grali dalej. I słuchającym też nie przeszkadzało, bo dobrze się bawili. Wtedy już wiedziałem, że to jest właśnie to!