O. Maciej Zięba: Chrześcijanin nie powinien ulegać owczemu pędowi
- W Adwencie trzeba inaczej ułożyć dzień. Dzięki temu wyjdziemy z kieratu codzienności, a o to przecież chodzi, aby wyrwać się z naporu rzeczywistości, która chce nas wessać albo przemielić - mówi ojciec Maciej Zięba, dominikanin, w rozmowie z Anitą Czupryn.
Jak w dzisiejszych czasach rozumiemy Adwent? A może on zmienił już swoje znaczenie?
Nie zmienił. Adwent jest wspólnie celebrowany od czasu gdy tylko chrześcijanie dostali prawo publicznego kultu, a więc od IV wieku. A od czasów papieża Grzegorza Wielkiego w VI wieku nabrał kształtu, który znamy dzisiaj. Łacińskie słowo adventus znaczy „przyjście” i Adwent to szczególny czas przygotowań na powtórne przyjście Pana Jezusa. I będziemy czekać, aż się to wypełni - aż do końca czasów. Zatem Adwent nie zmienił swojego znaczenia, choć zmieniała się nieco jego teologiczna interpretacja, no i historyczne formy jego przeżywania. Teraz na przykład nam się w oczach komercjalizuje…
…o, właśnie, o tej komercjalizacji też chciałam porozmawiać.
Ale wierzę, że się temu nie poddamy i Adwent pozostanie Adwentem. Szał zakupów to nie tylko bardzo świeckie przeżywanie Adwentu, ale i bardzo powierzchowne, a ludzie, choć lubią kupować, to jednak zarazem są głębsi i w życiu potrzebują także głębszych treści. I chrześcijanie nadal będą przygotowywać się na przyjście Chrystusa, a zarazem - w krótszej perspektywie czasowej - do świąt Bożego Narodzenia, do celebrowania Jego pierwszego przyjścia, tego, że dwa tysiące lat temu w grocie betlejemskiej wydarzyło się coś najważniejszego w historii świata.
Od dzieciństwa pamiętam, że ten czas adwentowy - oczekiwania na narodziny Pana Jezusa był dość smutnym okresem.
Smutno-pokutny. Też tak pamiętam.
Mam wrażenie, że dziś coraz więcej mówi się o tym i podkreślają to księża, że jest to czas radości.
Oczekiwanie na przyjście Chrystusa nie powinno budzić przerażenia, ale radość, bo to będzie spotkanie z pełnią Miłości. Takoż przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia jest przygotowaniem do wspólnego weselenia się i świętowania - wciąż nowego odkrywania ogromu Bożej miłości, tego, „że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał”. Mój wybitny współbrat z XIV wieku Jan Tauler mówił, że kto tylko rozważa tajemnicę Bożego Narodzenia powinien zacząć wykrzykiwać i podskakiwać z radości, a jeśli ktoś nie odczuwa tak wielkiego rozradowania, to dowód - twierdzi Tauler - że ma problem, że jego chrześcijaństwo jest mocno ułomne. Oczywiście, nie chodzi o wesołkowatość, ta radość ma wyzwalać nową energię, skłaniać do duchowego wysiłku, ma pewien ascetyczny wymiar, ale Adwent nie jest okresem pokutnym. Ma jednak Pani rację. W pierwszy wiekach te pokutne akcenty często dominowały. Grzegorz Wielki odrzucił takie rozumienie Adwentu, ale ta tradycja pokutna, imitująca okres Wielkiego Postu, niekiedy powracała. Dopiero Sobór Watykański II wyraźnie podkreślił ten radosny wymiar naszego oczekiwania. Czasem jednak trudno jest to dostrzec. Na przykład i w Adwencie i w Wielkim Poście nie śpiewamy w niedzielę hymnu „Chwała na wysokości ”, ale czynimy to z odmiennych powodów, w Wielkim Poście - pokutnych, a w Adwencie jest to znak oczekiwania na to, by w noc Bożego Narodzenia szczególnie mocno zabrzmiał hymn aniołów wyśpiewujących radość tej niezwykłej chwili. Dlatego też dopuszczony jest wyjątek - w mszy roratniej, ale tylko w niej, wolno śpiewać „Gloria”. To są niuanse liturgiczne, ale istotne i trzeba o nich stale przypominać.
Wspomniał Ojciec mszę roratnią, która tak mocno kojarzy się z Adwentem.
To zwyczaj porannych mszy o Matce Bożej rozpoczęty w średniowieczu i na terenach polski znany już w XI stuleciu. Miarą znaczenia tego obyczaju może być powołanie przez Zygmunta Starego zespołu 9 księży-kantorów, zwanych rorantystami, którzy dostali specjalny dom na Wawelu i śpiewali na roratach aż do 1872, kiedy to Austriacy skonfiskowali ich własność. Ale teologiczny sens Adwentu pięknie ukazuje inny królewski zwyczaj. Od czasów Piastów, kiedy rozpoczynał się Adwent, król - w czasie rorat - stawiał na ołtarzu zapalona świecę, mówiąc: „Gotów jestem na Sąd Boży”. Za nim szedł ze świecą prymas i mówił „Jestem przygotowany na przyjście Pana”, a po nich podchodzili przedstawiciele innych stanów powtarzając słowa króla, bo wobec Boga wszyscy jesteśmy równi. Pisał o tym Syrokomla: „Stał na ołtarzu przed mszą roraty Siedmio-ramienny lichtarz bogaty/ A stany państwa szły do ołtarza, I każdy jedną świecę rozżarza:/ Król - który berłem potężnem włada, Prymas - najpierwsza senatu rada,/ Senator świecki - opiekun prawa, Szlachcic - co królów Polsce nadawa,/ Żołnierz - co broni swoich współbraci, Kupiec - co handlem ziomków bogaci,/ Chłopek - co z pola, ze krwi i roli dla reszty braci chleb ich mozoli,/ Każdy na świeczkę grosz swój przyłoży, I każdy gotów iść na Sąd Boży”.
Oj, szkoda, że dziś nie ma takiej tradycji, kiedy wszystkie społeczne warstwy deklarują swoją gotowość.
W okresie stanowego społeczeństwa była ona uświęcona przez obyczaj, ale teraz - jak sądzę - spontanicznie przedstawiciele różnych społecznych warstw tworzą roratnią wspólnotę. Na roraty przychodzą przecież i prezydenci miast i bezdomni, i bardzo zamożni przedsiębiorcy i ludzie ubodzy, profesorowie i ludzie niewykształceni. Powrotu do stanowego społeczeństwa nie będzie, lecz warto podkreślać to co wówczas król i chłop celebrowali wspólnie - oczekiwanie na drugie przyjście Pana, nie tylko na Boże Narodzenie. Adwent otwiera przed nami perspektywę nieskończoności. To się trochę w naszej świadomości zagubiło. A to jest potrzebne w naszym myśleniu, w kontekście całego życia - perspektywa nieskończoności.
Tymczasem życie upływa nam w pędzie; jak tu znaleźć chwilę, żeby pomyśleć o wymiarze nieskończoności? Żeby duchowo się przygotować do Bożego Narodzenia?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień