Nowy trener Siarki był wicemistrzem Polski w... pływaniu
Jestem raczej spokojny, ale jak trzeba, potrafię krzyknąć na zawodnika. Zdarzało się, że dostawałem techniczne przewinienia od sędziów - mówi Arkadiusz Papka, nowy trener 1-ligowych koszykarzy Siarki Tarnobrzeg.
W rozmowie ze Zbigniewem Pyszniakiem zażartowałem, że przekazał drużynę trenerowi, który wygląda jak rzetelny księgowy.
Fakt, trener Pyszniak ma konkretny temperament. Moja osobowość jest inna, jestem spokojnym facetem, ale to jest sport, emocje i też potrafię się zdenerwować. Kiedy prowadziłem drużynę w trzeciej lidze w jednym sezonie dostałem od sędziów trzy przewinienia techniczne. Na koszykarzy w trakcie meczów staram się nie krzyczeć, nie stresować ich dodatkowo, choć czasami trzeba podnieść głos, niektórzy gracze tego potrzebują. W furię jednak nie wpadam.
Nie pierwszy raz będzie pan samodzielnie dowodził Siarką.
Kilka lat temu, po rezygnacji trenera Marca, a przed pojawieniem się trener Szczubiała prowadziłem drużynę przez półtora miesiąca. Mam na koncie ładnych pary lat pracy jako asystent, szkolenie młodzieży. Przyszła pora na kolejne wyzwanie.
Buduje pan właściwie nowy zespół. Nie wiadomo, co on zdziała w pierwszej lidze.
Chcemy być w play offach, wygrywać i zajść jak najwyżej.
Wrócić do ekstraklasy?
Powiedzmy, że jeśli zagramy w finale play off, to będę bardzo zadowolony.
Ambitny plan.
Wiem, że to trudne zadanie i może być różnie. Miałem pewne obawy, co do klasy niektórych zawodników, ale po kilku tygodniach pracy widzę, że jest dobrze. Drużyna rośnie mentalnie, fizycznie. W weekend zagramy pierwszy turniej, w Przemyślu, i będę miał pierwszy konkretny materiał do przemyśleń.
Ekipa jest już w komplecie?
Czekamy jeszcze na jednego rozgrywającego. W grę wchodzi kilka nazwisk. Nie chcę ich na razie zdradzać.
Czy Piotr Niedźwiecki, wicemistrza świata Under 17 z 2010 roku, będzie liderem zespołu.
Miał zakręty w swojej karierze, ale jest zdrowy i nic nie stoi na przeszkodzie, aby się u nas odbudował i ewentualnie powędrował do silniejszego klubu. Mam zresztą nadzieję, że niejeden koszykarz wejdzie w Siarce na wyższy poziom.
Pan był średnim zawodnikiem.
Zacząłem trenować w wieku 18 lat.
No to rzeczywiście późno. Co było wcześniej?
Pływanie, potem piłka nożna.
Dobry pan był?
W pływaniu swego czasu na młodzieżowych zimowych mistrzostwach Polski zdobyłem w stylu grzbietowym srebro na sto metrów i brąz na dwieście.
A w piłce?
W piłce byłem krócej, zaczynałem w ataku, a kończyłem na bramce. Spotkałem fajnych ludzi. Jestem z rocznika 1978, więc grałem na przykład z Jackiem Kurantym. Świętej pamięci Janusz Gałek włączył mnie do pierwszej drużyny Siarki. Byłem w kadrze Podkarpacia, ale na gwiazdę się nie zapowiadałem i dałem się namówić kolegom na koszykówkę.
Najmilsze wspomnienia z koszykarskich, zawodniczych czasów?
Może awans z Siarką z drugiej do pierwszej ligi. Stare dzieje, na rozegraniu mieliśmy wtedy Maćka Szeiba z Rzeszowa. Byłem też dwa razy akademickim mistrzem Polskim w drużynie kolegium nauczycielskiego, a gdy robiłem magisterkę na Uniwersytecie Rzeszowskim, z takim zawodnikami jak Krupa, Czerwonka, Koszuta zdobyłem mistrzostw polski w strettballu. W ligowej koszykówce byłem zadaniowcem, zawodnikiem drugiego planu, ale mam mnóstwo miłych wspomnień.
Uczy pan w szkole, trenował młodzież. Dzisiejszy nastolatek różni się czymś od tego sprzed dwudziestu, trzydziestu lat?
Wygląda, że dziś chłopcy są jacyś tacy delikatniejsi, słabsi fizycznie. Lubią się chwilę pobawić się w sport, ale trudniej ich namówić do konkretnego wysiłku. Ja rano szedłem na basen, w szkole był wuef, po południu znów basen, ale miałem jeszcze ochotę pograć w piłkę, powłóczyć się z kolegami nad Wisłą. Dziś boiska osiedlowe rzadko tętnią życiem. A co do sportowców. Na treningu mieliśmy ostatnio ćwiczenie dziesięć razy po sto metrów. Udało się zrobić osiem powtórzeń. Ja w ich wieku robiłem dwa razy tyle. Nie wiem, może kiedyś były inne treningi, inne charaktery. A może to wszystko kwestia jedzenia.
Jedzenia?
Dawniej w sklepach nie było dużego wyboru, jedzenie było prostsze, ale zdrowsze, pożywniejsze. Dziś pola uprawne są wyjałowione, jedzenie pełne chemii i zanieczyszczeń. Niedawno w szkole był u nas pan, który pokazywał uczniom na przykładzie modelu układ słoneczny, położenie gwiazd. Powiedział, że dziś możemy dostrzec piętnaście procent mniej gwiazd, niż 20 lat temu. Taka dygresja.
Przed nami eurobakset. Polska coś wygra, czy raczej nie powinniśmy mieć złudzeń?
Gdyby wziąć tylko czysto koszykarskie umiejętności, to stać nas na wiele, nawet na półfinał. Zawodnicy grają przecież w silnych ligach, niektórzy powąchali Euroligi. Niestety, reprezentacja jakoś nie może odpalić. Czasami wygląda, jakby bała się wygrać, niedomagała mentalnie. Po cichu liczę, że to się zmieni. Drużynę prowadzi przecież Amerykanin, a oni z pewnością siebie nigdy nie mają problemu.
Kto będzie mistrzem?
Lubię Hiszpanów. Oni umieją wszystko, wiedzą to i wierzą w siebie. Drużyny zwykle mają wiele rozwiązań taktycznych do wyboru. Oglądałem niedawno powtórki z ostatnich mistrzostw świata. Hiszpania ćwierćfinał i półfinał wygrała jedną zagrywką, tak zwanym diamentem. Na początku Hiszpanie zwykle nie grają na sto procent, ale gdy stawka rośnie, wchodzą na taką orbitę, że naprawdę miło popatrzeć.
Kiedy wrzuciłem pana nazwisko do googla, wyskoczyła informacja, że Ksawery Papka, pana syn, był pierwszym tarnobrzeżaninem, który przyszedł na świat w 2015 roku. Jak się chowa?
Bardzo dobrze. Właśnie leży obok mnie, zjadł pierogi i ogląda bajkę.
W chwili narodzin miał 53 centymetry. Rośnie kolejny koszykarz w rodzinie?
To możliwe. Syn ma niesamowitą energię. Na treningu koszykarzy przebiegł pełne okrążenie stadionu, a potem dorzucił do tego jeszcze sto metrów. Ci, którzy to widzieli, byli w szoku. Ja zresztą też (śmiech).