Algorytmy Google’a usunęły z internetu kanał krytyka filmowego Łukasza Knapa. Ośmielił się on bowiem - podczas wywiadu z Volkerem Schlöndor¬ffem - umieścić fragment jego słynnego filmu „Blaszany bębenek”.
Konkretnie kontrowersyjną scenę erotyczną z 11-letnim aktorem, grającym bohatera, który postanawia przestać rosnąć. Google uznał te kadry filmu za niedopuszczalne, choć w wywiadzie krytyk rozmawiał z twórcą właśnie o wątpliwościach związanych z przekraczaniem granic w sztuce. News podała zaniepokojona cenzurą „Gazeta Wyborcza”, której raczej nie można podejrzewać o brak empatii wobec praw dzieci.
W powyższej sprawie chodzi o to, że internetowi giganci weszli w rolę światowego cenzora, który nie rozróżnia, czy na jakiś bulwersujący temat zażarcie się dyskutuje, czy też wspiera poglądy niezgodne z dzisiejszymi normami - lepiej więc wszystko zrównać z trawą. W efekcie na naszych oczach powstaje nowy kodeks etyczny i prawem kaduka narzucany jest światu.
Co ciekawe, ten rodzaj ahistorycznego myślenia wielu ludziom się podoba. W San Francisco szkoły usuwają nazwiska patronów - ojców założycieli USA, bo ci korzystali z pracy niewolników, łamali prawa kobiet i dopuszczali wyzysk dzieci. No cóż, kiedy fala ta dotrze do Polski, legną w gruzach pomniki wszystkich królów, a także średniowieczne kościoły oraz Wawel - jako symbole ciemnoty i feudalizmu. Nie, nie chodzi mi o to, by gloryfikować monarchię, jej czas minął i bardzo dobrze. Jednak taki stosunek do własnej historii kojarzy mi się z Orwellem. Nie pozwala uczyć się na błędach przeszłości oraz robi z ludzi idiotów, którym trzeba narzucić jedynie słuszną prawdę, bo inaczej na pewno zbłądzą.