Zdrowie. Polacy chorzy na raka prostaty są leczeni tak jak na Zachodzie robiono to aż 20 lat temu! Żaden szpital nie wykonuje operacji przy użyciu robota, które w Europie od dawna są standardem. Nie są też refundowane leki, które aż o kilka lat opóźniają podanie chemioterapii.
Statystyki nie pozostawiają wątpliwości: w Polsce na raka prostaty zapada rocznie ok. 16 tys. mężczyzn, ok. 4,4 tys. umiera. Jest zatem źle. W krajach cywilizowanych ten nowotwór od lat jest chorobą przewlekłą. Pacjenci żyją z nią wiele lat i bezpośrednio z jej powodu umiera stosunkowo niewiele osób.
- Nasz standard leczenia nowotworu gruczołu krokowego zasadniczo różni się od tego, co oferują kraje europejskie i USA. Od 20 lat stosuje się tam m.in. operacje przeprowadzane przy użyciu robota da Vinci, który umożliwia precyzyjne wykonanie skomplikowanych zabiegów chirurgicznych, zwłaszcza w trudno dostępnych miejscach organizmu.
To znacząco przedłuża życie, zmniejsza ryzyko niebezpiecznych powikłań i poprawia jakość życia tym pacjentom z rakiem prostaty, którzy nie mają przerzutów - mówi prof. Piotr Chłosta, kierownik Katedry i Kliniki Urologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego (PTU).
Profesor dodaje, że towarzystwo od dawna walczy o wprowadzenie tej procedury do standardu leczenia raka prostaty. Bez efektu. - Nie wiem, kto blokuje naszą inicjatywę - odpowiada Chłosta i zaznacza, że dopiero od niedawna poprawił się w resorcie zdrowia klimat rozmów na ten temat.
Obecnie w walce z nowotworem prostaty w Polsce stosuje się operacje klasyczne (wycięcie nowotworu na otwartym organizmie) oraz operacje laparoskopowe. Za ich przeprowadzenie szpital otrzymuje ok. 7 tys. zł, natomiast za cykl naświetlań - które skądinąd w wielu przypadkach są bardzo skuteczne - blisko 20 tys. zł. Być może w tym tkwi klucz do zrozumienia przyczyn blokowania inicjatyw PTU. Szpitale nie mają interesu w popieraniu rozwoju technik chirurgicznych, bo dostają za nie mniej pieniędzy niż za radioterapię.
Szymon Chrostowski, prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych, uważa, że część polskich urologów nie jest przygotowana do przeprowadzania skomplikowanych zabiegów onkologicznych. Sugeruje, że nie są oni zainteresowani we wprowadzaniu nowatorskich, nieznanych dla nich metod, których musieliby się dopiero uczyć. Ale Piotr Chłosta nie zgadza się z tą opinią i zaznacza, że aż 60 proc. polskich urologów posiada prestiżowy certyfikat FEBU (Fellow of European of Urology), co oznacza, że są dziś gotowi do skutecznego przeprowadzania skomplikowanych operacji.
W dodatku robota da Vinci posiadają w Polsce tylko Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we Wrocławiu oraz Szpital im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Każde z urządzeń kosztowało kilka mln euro. Ale niestety, NFZ warunkuje finansowanie zabiegów nim wykonanych dysponowaniem przez szpital dwoma identycznymi urządzeniami, by w razie awarii jednego można było natychmiast uruchomić kolejne. Takich warunków nie spełnia żaden z ww. ośrodków.
Zamożni chorzy z Polski coraz częściej wyjeżdżają na leczenie do innych krajów Europy. Komercyjne zabiegi kosztują od 15 do 30 tys. euro.
Leczenie raka prostaty wymaga stosowania różnych metod. Mamy z tym problem
Aby rak prostaty - na którego w Polsce zapada rocznie ok. 16 tys. mężczyzn i umiera aż 4,4 tys. - był skutecznie leczony, konieczne jest stosowanie różnych metod. Obok dającego w wielu przypadkach dobre rezultaty leczenia chirurgicznego - przeznaczonego głównie dla chorych na raka niezaawansowanego - konieczne jest też m.in. leczenie hormonalne.
- Znacząco opóźnia ono wprowadzenie wyniszczającej chemioterapii . W efekcie udaje się powstrzymać postęp choroby o ok. 56 miesięcy - wyjaśnia prof. Piotr Chłosta, kierownik Katedry i Kliniki Urologii UJ, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego (PTU). Profesor ubolewa, że choć w ciągu ostatniej dekady nastąpił wręcz wysyp nowych hormonoterapii - konkretnie pięć nowych preparatów - dla pacjentów z nowotworem gruczołu krokowego, to w Polsce refundowany jest tylko jeden z nich. I to ten stosowany już po chemioterapii. Taka polityka sprawia, że szanse polskiego pacjenta na wyleczenie są znacznie mniejsze niż chorych z innych krajów UE.
Dlaczego tak się dzieje? Dr Leszek Borkowski, ekspert ds. farmakologii nie rozumie polityki państwa w tym obszarze. - Przecież enzulatamid czy abirateron mają trójstopniowe działanie i podane przed chemioterapią wydłużają życie pacjenta nawet o 7 lat! Dlaczego, pomimo powtarzanych od lat apeli, m.in. PTU, resort zdrowia nie wprowadza tych preparatów na listy refundacyjne? Nie rozumiem! - denerwuje się Borkowski.
O wprowadzenie nowoczesnych preparatów do refundacji zabiega też Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych. Jej prezes, Szymon Chrostowski, jest pełen nadziei, że procedura zostanie wkrótce rozpoczęta. Ale cały proces, do momentu otrzymania leku przez potrzebujących trwa aż 3-4 lata!
Co godzinę na świecie umiera jeden mężczyzna z powodu raka gruczołu krokowego. Wcześniej zdiagnozowany jest całkowicie wyleczalny. Po 40. roku życia każdy mężczyzna powinien co roku przeprowadzić testy w tym kierunku.
WIDEO: Mówimy po krakosku (odc. 7). Co oznacza słowo "ducka"?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto