Nowe dramaty millenialsa: Pisanie kobiecie nie przystoi
"Miejsce kobiet jest w kuchni” - widzieliście tę reklamę na krakowskich ulicach? Nasz Czytelnik widział. Baner z takim hasłem jeździ w tę i we w tę i rzuca się w oczy, bo rzucać się ma bez dwóch zdań. „Bez względu na to, jaki jest cel, to skandal” - oburza się nasz Czytelnik. Doprawdy, czy ktoś uznał, że to mądre? Pomysłowe? Zabawne?
A jeśli tak, to kogo bawi i śmieszy? Na pewno wywołuje emocje, skrajne. Tym bardziej że haseł jest więcej: „Kobiety ciągle gadają i gadają” i „Kobiety są przewrażliwione na punkcie dzieci”. Wiadomo, akcja reklamowa, która idzie po bandzie, nie musi mieć ani sensu, ani klasy. Choć, jak twierdzi sam pomysłodawca, jest w niej ukryty przekaz. Mianowicie, posługiwanie się obrzydliwymi i głupimi stereotypami, jest tak naprawdę ich... obalaniem!
Biedne my, kobiety. Jak tylko nam się wydaje, że w kwestii seksizmu społeczeństwo zrobiło krok naprzód, nagle pojawia się jakiś geniusz, który robi „pstryk” i oto znów robimy trzy kroki w tył.
Nie bez powodu wyjątkowym sentymentem darzę trafne, choć nieco archaiczne powiedzenie, że „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Choć często wypowiadane jest złośliwie, to - wbrew pozorom- ma głębszy sens. Bo, Szanowni Państwo, może niektórzy jeszcze tego nie zauważyli, ale kobiety już od dawna same sobie wybierają, gdzie jest ich miejsce! Czasem muszą to robić podstępem, często kosztuje je to sporo pracy, ale jednak - jeśli tylko kobieta dokładnie wie, gdzie chce być, to tam się właśnie znajdzie.
Kiedy słynna pisarka Charlotte Brontë wysłała jedną ze swoich pierwszych publikacji do wydawcy, ten odpisał jej grzecznie aczkolwiek stanowczo, że „pisanie kobiecie nie przystoi”. Czy pisarka się poddała i poszła ze spuszczoną głową do kuchni? Nie! Przyjęła męski pseudonim Currer Bell i to nazwisko pojawia się na okładce jednej z jej najbardziej znanych książek „Dziwne losy Jane Eyre”.
Dalej poszła amerykańska pisarka Catherine Nichols. Odkryła, że przesłanie swojego manuskryptu do wydawców pod męskim pseudonimem przyniosło jej ponad osiem razy więcej odpowiedzi, niż kiedy wysyłała go, podając swoje pełne, kobiece, imię i nazwisko. A J.K. Rowling? E.L. James? B.A. Paris? Te panie w walce z seksizmem zadbały o to, aby ukryć przed czytelnikami swoje piękne, żeńskie imiona. Przypomnę - żeby mi nie zarzucono, że szastam tym seksizmem na prawo i lewo, a nie rozumiem, o co chodzi - seksizm to „ocenianie ludzi na podstawie płci w kwestiach, w których płeć nie ma znaczenia”.
Czy możemy wreszcie oduczyć się mówienia ludziom, gdzie ich miejsce? A na ich poczynania nie patrzeć przez pryzmat płci?