Nikt nam nie zrobi nic, bo „nasza chata z kraja”
Bezrobocie najniższe od ćwierćwiecza, 4 procent wzrostu PKB, wiek emerytalny wrócił do dawnej normy, program 500 Plus podnosi nam stopę, zwiększa przyrost i nakręca wewnętrzną koniunkturę. Do czego to wszystko prowadzi - trudno powiedzieć, ale trzeba stwierdzić, że w tej chwili nie jest źle.
Nawet majowe mrozy już wreszcie minęły. W tej optymistycznej symfonii na cześć polskiej stabilizacji jak przykry dla ucha zgrzyt brzmią jednak słowa premier Szydło: „uchodźcom mówimy nie!” Pryncypialnie, twardo, bez litości.
Premier Szydło ostentacyjnie prowadzi wobec Unii Europejskiej politykę pod hasłem „nasza chata z kraja”. Dziwi mnie taki obsesyjny radykalizm, bo wiedzie on prosto do kolizji, której najlżejszą konsekwencją będą płynące zewsząd oskarżenia Polski o brak solidarności.
Jeżeli już koniecznie trzeba wykazywać, że rząd Ewy Kopacz był zbieraniną patałachów, która pod dyktando Brukseli zgodziła się na relokację do Polski 7 tysięcy uchodźców, to każdy kontrakt można przecież renegocjować, targować się i zmienić ten limit. Minister Morawiecki bez trudu może przedstawić zgrabny algorytm, zmniejszający do 5 tysięcy, do 3 tysięcy lub do innego poziomu liczbę uchodźców, których Polska zdoła przyjąć - byle nie dopuścić do tego, żeby cała Europa oceniła nas jako cynicznych egoistów bez serca.
Premier Szydło - nie bez racji niestety - jest zapewne przekonana, że Polacy po cichu przyklasną jej twardej postawie. Krzepiące słowa już płyną od mocnego człowieka Mariusza Pudzianowskiego. „Brawo!” - napisał wczoraj pod adresem pani premier nasz siłacz i postawił przy tym pięć wykrzykników. Nie sądzę jednak, żeby politykę międzynarodową dało się uprawiać wyłącznie przy pomocy wykrzykników, fochów i uporczywej negacji.
Polacy boją się obcych kulturowo przybyszów. Ja sam, pisząc te słowa, myślę z przerażeniem: „A co by było, gdyby jakiś skołowany chłopak wziął bombę i wysadził się w powietrze?” Sądzę jednak, że nie jesteśmy jak dzieci we mgle, mamy przecież policji i różnych tajnych służb nie mniej niż inne państwa. Każdego przybysza, który chciałby przeczekać wojnę w naszym pięknym kraju, można skontrolować, obfotografować, pobrać odciski palców. Tak wobec imigrantów postępują Amerykanie, więc i my moglibyśmy, a ludzie uciekający przed śmiercią zgodziliby się na różne upokarzające w normalnych warunkach procedury.
Już dawno mogliśmy zrobić dużo dobrego, choćby dać schronienie chrześcijańskim uciekinierom z Syrii, wyleczyć w naszych szpitalach ranne i chore dzieci z Aleppo. Nic z tego jednak - niemożliwe, nie da się, nie ma warunków. Teraz w związku z relokacją też nie zrobimy nic, bo nasza chata z kraja. Świat będzie się musiał z tym pogodzić, ale na pewno nam nie zapomni.