Niezwykły fenomen kota prezesa Jarosława Kaczyńskiego
Ja też mam kota od trzech lat, rozumiem go - mówi o szefie PiS znany profesor UW, popijając kawę na Krakowskim Przedmieściu dzień po kocim posiedzeniu Sejmu. Kot pojawił się w oknie prezesa na Żoliborzu już w czasie lipcowych protestów.
Kot jest stałym głośnym nieobecnym Ucha Prezesa. Polemika ze strony szefa PiS z Uchem dotyczyła zdrowego odżywiania kotów. Zwierz prezesa ma zapewnione miejsce w historii, nie gorsze niż Kasztanka.
Na kota można patrzeć przez różne pryzmaty. Po pierwsze, potrafi perfekcyjnie odwracać uwagę od wydarzeń politycznych: w czasie, gdy lider partii rządzącej przeglądał kieszonkowy atlas kotów parlament przyjął szereg kontrowersyjnych dyskutowanych od tygodni rozstrzygnięć: zniósł limity składek na ZUS, wprowadził mini-prohibicję i zakaz handlu w niedziele.
Opozycyjni komentatorzy dopiero pod wieczór zorientowali się, że mówią już tylko o kotach zamiast krytykować parlamentarną większość. Mruczeli w jednym chórze z krytykowanymi na co dzień oponentami.
Koty dają szefowi PiS coś unikalnego: bezpośredni kontakt z sercami liberalnych wyborców, także tych, którzy na co dzień nie mają do powiedzenia jednego dobrego słowa na temat obecnej ekipy władzy.
Chodzi nie tylko o koty, ale i o ogólny stosunek do praw zwierząt. Słynna opowieść szefa PiS z przypadkowo napotkanego polowania to już klasyka polskiego wywiadu.
Opis myśliwego nie pozostawia złudzeń: „Dawno temu hodowano potwornie grube wieprze, bo wieprz z dużą ilością słoniny był dużo więcej wart. Otóż ten facet przypominał właśnie takiego wieprza. (...) Wziął broń i zaczął celować w stronę sarny. Mój brat gwizdnął, doszło do ostrej wymiany zdań, ale tamci, z pewnością polując w czasie okresu ochronnego, w końcu poddali się i odjechali”.
PiS popierało w poprzedniej kadencji zakaz uboju rytualnego, a także promuje i właśnie wprowadził zakaz hodowli zwierząt futerkowych. W przywoływanym powyżej wywiadzie Jarosław Kaczyński pochwalał udział swojej bratanicy w demonstracjach antyfutrzarskich połączonych z oblewaniem farbą osób odzianych w futra.
Są oczywiście w środowisku władzy i odwrotne trendy, jak ten prezentowany przez ministra Szyszkę, który miłość do polowania ma wypisaną na czole. Konserwatyści w PiS, którzy polowania popierają, chowają się jednak wypłoszeni ze swoją pasją jak Bronisław Komorowski w czasie kampanii wyborczej.
W prezesie zwierzęta mają orędownika po wsze czasy. A prezes ma przy okazji guzik do liberalnych wyborców „wykształconych, z wielkich miast”, którzy jego pasji się nie oprą. Polityk potrafi na chwilę znaleźć drogę do ich serduszka, nawet gdyby akurat byli na demonstracji KOD albo mitingu z Barbarą Nowacką.