10 000 ludzi w orszaku Bony Sforzy. Posażna Murzynka wychodzi za mąż. Żebraczy ślub na żydowskim cmentarzu ratuje Kazimierz.
Jaki krakowski ślub, jakie krakowskie wesele można uznać za najbardziej okazałe? Trudno powiedzieć, ale królewskie zaślubiny, podobnie jak pogrzeby władców i narodowych bohaterów z pewnością były niezwykłymi, bogatymi i barwnymi widowiskami. Na przykład ślub króla Zygmunta z włoską księżniczką z rodu Sforzów, Boną. Było na co patrzeć, było o czym gadać! Na przykład o posagu.
W sepetach (skrzyniach z szufladami) przyjechało 96 czepków haftowanych złotem, przeznaczonych dla królowej. A czapeczki królowej Bony to było coś. Jubilerskie arcydzieła: diamenty, rubiny, perły, złote blaszki. Prześcieradeł w posagu nie było wiele, 20 sztuk, ale każde haftowane jedwabiem w kwiatowe wzory. Kołder przywiozła Bona nieco mniej, bo 18, koszul 115, w tym niektóre z holenderskiego i flamandzkiego płótna, 12 szlafroków, 120 chustek do nosa, wszystkie haftowane jedwabiem lub nawet złotem. I jeszcze mnóstwo srebra, nawet srebrny stół oraz 64 obrusy. I 48 brytów kurdybanu - do obicia wawelskich ścian, a oprócz nich inne obicia. I do tego mnóstwo wytwornych drobiazgów.
Sforzy towarzyszyło 300 Włochów, do jej orszaku dołączył w Łobzowie król. Spotkanie opisał kronikarz Marcin Bielski:
Król wyjechał wespołek z książęty mazowieckimi i innymi panami swymi przed miasto i czekał na nią pod namioty na to rozbitemi; tamże gdy zsiadła z konia królowa, witał ją naprzód od króla Łaski arcybiskup, a potem król wyszedłszy z namiotu przywitał się z nią, a przywitawszy pod namiot prowadził (a sukno czerwone wszędzie rozwite po ziemi); tamże przedniejszy wszyscy, co z królową przyjechali, witali króla, a potem jechali ku miastu. A tymczasem z dział bito i strzelano wszędzie po polu i niektórzy kopie ze sobą kruszyli.
Po powitaniu na Kleparzu orszak ruszył tradycyjną drogą monarszych przejazdów - przez Barbakan, przez bramę i ulicę Floriańską. Na czele podążali królewscy dworzanie, poczty polskich i litewskich wielmożów, orszaki biskupów, za nimi dwór królowej i zaproszeni goście. Wreszcie otoczona przyboczną królewską gwardią czwórka najważniejszych uczestników ceremonii: Zygmunt, Bona, margrabia Kazimierz i kardynał Ippolito d’Este - wszyscy konno.
Za nimi, w ciągniętej przez osiem koni bogatej karocy, jechała księżna Anna Mazowiecka, a w dwóch następnych karocach damy dworu. Pochód zamykali mniej dostojni goście - duchowni, szlachta, wawelscy dworzanie. W sumie Droga Królewską przeszło 10 tysięcy osób!
Malowniczych ślubów było w Krakowie wiele (chociaż w średniowieczu przepisy zabraniały zbytku), i to nie tylko królewskich. Do Mariackiego kościoła z turkotem, ze śpiewem podążały bronowickie wozy. A później drużbowie konno wjeżdżali do kawiarni przy Jagiellońskiej - taki był zwyczaj...
Zdarzały się też śluby przedziwne, budzące sensację. W 1854 r. cały Kraków mówił o ślubie Murzynki - najprawdziwszej, czarnoskórej, krętowłosej. Skąd wzięła się w Krakowie? Małą dziewczynkę przywiozła z Wiednia Adamowa Potocka. Wychowała ją bardzo przyzwoicie, nauczyła francuskiego i polskiego. Więcej - zapisała jej 20 tys. złotych polskich. Nie wiadomo, co skusiło subiekta od zegarmistrza. Posag czy egzotyczna uroda dziewczyny?
I wreszcie ślub rodem ze średniowiecza, chociaż odbył się także w XIX stuleciu. Na Kazimierzu pojawił się Ahaswer, Żyd Wieczny Tułacz, a jego śladami podążała zaraza. Sięgnięto po prastary sposób - na kirkucie, żydowskim cmentarzu, odbył się ślub pary żebraków, i to szczególnie paskudnych. Poskutkowało, epidemia odeszła. Oczywiście nie obyło się bez posagu. Pan młody otrzymał prawo żebrania na dobrej, bogatej ulicy. Której? Nie wiadomo...