Niezwykłe losy kościoła w Trzebiechowie
Na przykładzie losów małego kościółka w Trzebiechowie możemy się przekonać, jak ciekawą historię kryją w sobie miasta i wioski naszego regionu...
Każdy zabytkowy obiekt ma swoją historię. Poznaliśmy już perypetie pałacu, który znajdował się w Trzebiechowie (niestety już nie istnieje). To jednak nie jedyny zabytek w niewielkiej miejscowości w gminie Maszewo.
Razem z krośnieńskim historykiem, Pawłem Widczakiem, prowadzącym stronę internetową Crossen an der Oder, odkrywamy przeszłość kościoła w Trzebiechowie.
Świątynia została postawiona w południowej części wsi przez hrabiego von Finckenstein w 1757 roku. Rok później szlachcic wybudował dwór, który w linii prostej bezpośrednio łączył się z kościołem.
- Kościół był konstrukcją ośmioboczną - opisuje P. Widczak. - Okna wykonano w stylu barokowym. Były one skierowane w kierunku czterech stron świata. Dach również był ośmioboczny. Wieńczyła go wieżyczka, na szczycie której umocowany był wiatrowskaz z napisem „GVF 1757”. Były to oczywiście inicjały Grafa von Finckensteina.
Ostatnim kościelnym miał być pan Hennig, który zajmował się też stolarką i nocnym stróżowaniem.
- Mieszkał tuż obok kościoła. Bił w dzwony codziennie o 12.00 i 18.00, a także podczas pogrzebów, ślubów oraz oznajmiając czyjąś śmierć - opowiada krośnieński historyk.
Dzwon miał średnicę 70 cm. Sama budowla ok. 14,50 m szerokości oraz 27,9 m wysokości (licząc ze wspomnianym wiatrowskazem).
- Budowla została spalona po pierwszym wydaleniu wieśniaków w lutym 1945 roku, reszta kościoła została wysadzona przez Polaków lub Rosjan mówi P. Widczak. Kościół został odbudowany w 1964 roku w winnym miejscu.
Podobnie, jak większość polskich wsi, Trzebiechów w 1945 roku nie miał łatwo.Dokładnie 3 lutego właśnie tego roku do Trzebiechowa od strony Siedliska zbliżyły się pierwsze radzieckie czołgi. Nie było ataku, nie było uderzenia. Żołnierze radzieccy bez problemu zajęli miejscowość. Mężczyzn między 16 a 65 rokiem życia od razu zebrano na środku wsi i wysiedlono, niwelując w ten sposób pojawienie się potencjalnych walk czy starć. Zostały osoby starsze i matki z dziećmi, które w mroźne zimowe dni uciekały na zachód.
- Armia Czerwona odnajdywała potem w lesie - na „szlaku wysiedlonych” - zamrożone niemowlęta w wózku - opowiada Widczak.
W międzyczasie w lasach sporadycznie pojawiali się rozproszeni żołnierze niemieccy. Zostawali wyłapywani i rozstrzeliwani. Bydło ze wsi zostało wywiezione nad Morze Bałtyckie. Do 27 maja 1945 roku wielu niemieckich mieszkańców powracało, licząc na to, że nowe władze pozwolą im tu zostać. Ich zdziwienie połączone z silnym przygnębieniem było niezwykle wielkie. Zastali oni spalone gospodarstwa, dwór oraz kościół. Niemcy spotykali także nowo osiedlonych Polaków i razem z nimi pomagali sprzątać zniszczoną wioskę.
Po 27 maja już nikt nie wracał do Trzebiechowa, aż do 24 czerwca 1945 roku, kiedy to niemieccy mieszkańcy zostali zaproszeni przez polską milicję i dano im dwie godziny na spakowanie osobistych rzeczy ze swoich byłych domostw i zakazano im kiedykolwiek ponownego przyjazdu do miejscowości.
W lutym w Trzebiechowie mieszkało około 306 osób. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, 34 cywilów zaginęło lub odebrało sobie życie, a czterech mężczyzn wywieziono do ZSRR. Ostatni z nich zmarł w 2005 roku.