Nieznani bohaterowie bitwy pod Pielaszowem

Czytaj dalej
Tomasz Trepka

Nieznani bohaterowie bitwy pod Pielaszowem

Tomasz Trepka

Był koniec lipca 1944 roku, kiedy w ramach przeprowadzanej akcji „Burza” I batalion 2 pułku piechoty Legionów Armii Krajowej dowodzony przez kapitana Ignacego Zarobkiewicza pseudonim „Swojak” stoczył bitwę w okolicach wsi Pielaszów i Wesołówka na ziemi sandomierskiej. – Na bitwę należy spojrzeć także z perspektywy zbrodni jaka się wówczas dokonała. Chodzi przede wszystkim o niewyobrażalną skalę okrucieństwa niemieckich żołnierzy, dokonanych już po samym starciu – zaznaczył Robert Piwko, badacz dziejów sandomierskiej Armii Krajowej z kieleckiej Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej. Do dziś nie wiadomo jaki los spotkał około 30 partyzantów.

Pod koniec lipca 1944 roku, zgodnie z wytycznymi Komendy Okręgu Radomsko-Kieleckiego Armii Krajowej kryptonim „Jodła”, rozpoczęła się mobilizacja na terenie obwodu sandomierskiego. Jego dowódcą był kapitan Ignacy Zarobkiewicz pseudonim „Swojak”. – To interesująca i mało znana postać. Wokół niej funkcjonują różne ustalenia, nie do końca zweryfikowane. Do dnia dzisiejszego nie ukazał się żaden szkic biograficzny poświęcony temu oficerowi – wyjaśnił historyk Robert Piwko.
Zarobkiewicz pełnił funkcję dowódcy obwodu sandomierskiego Armii Krajowej od 1940 roku. W ramach akcji „Burza” miał on zrealizować podstawowe zadanie jakim było zajęcie Sandomierza. – W związku z sytuacją oddziałów partyzanckich na tym terenie od tego planu ostatecznie odstąpiono – zauważył Robert Piwko.

Od Pielaszowa do Wesołówki
Wieczorem 29 lipca 1944 roku, „Swojak” ocenił sytuację jako niebezpieczną. Zapanował pozorny spokój. Oddziały w wyniku przeprowadzenia nieudanych akcji zdobycia broni uległy dekonspiracji i Niemcy wiedzieli o ich położeniu. Stacjonowały one na pograniczu dzisiejszych powiatów sandomierskiego oraz opatowskiego. Niemcy systematycznie zaciskali krąg poszukiwań. Wywiad Armii Krajowej informował o nadciągających niemieckich wozach taborowych. W ciągu dwóch godzin, w rejon stacjonowania polskiego oddziału przybyło około 500 żołnierzy, którzy obsadzili posterunki rozlokowane wokół drogi biegnącej w kierunku Opatowa.

Sytuacja stała się dramatyczna. Zarządzono alarm i pogotowie bojowe. Ukryto broń do której brakowało amunicji oraz wiele towarów, które służyły do wymiany, takich jak: cukier, skóry oraz tkaniny. Postanowiono przedzierać się w nocy z Pielaszowa, gdzie stacjonowano, w kierunku Opatowa. Pomysł ten się nie powiódł, bowiem Niemcy byli już we wszystkich okolicznych wsiach. By przedostać się przez zaciskający się krąg nieprzyjaciela konieczne było podjęcie walki.
Starcie było już nieuniknione. Niemcy dysponowali bowiem szczegółowym rozpoznaniem oddziału partyzanckiego. „Likwidacją” grupy pod dowództwem kapitana Zarobkiewicza miała się zająć 18. Dywizja Artylerii Wehrmachtu. Zgrupowanie „Swojaka” wycofując się przed wrogiem dotarło do wsi Wesołówka, gdzie zatrzymano się na odpoczynek. Nieprzyjaciel miał znaczną przewagę zarówno w liczbie żołnierzy, jak i w sprzęcie wojskowym.
Niemcy zaskoczyli partyzantów Armii Krajowej w Wesołówce. Bitwa rozpoczęła się we wczesnych godzinach porannych 30 lipca i spowodowała duże straty w szeregach oddziału. Niemcy wyłapywali i dobijali rannych partyzantów. Kapitan Zarobkiewicz widząc beznadziejność sytuacji, zarządził odwrót każdego na własną rękę. Mimo to straty oddziału były znaczne. Mogły wynieść nawet 70-80 żołnierzy Armii Krajowej.

„Sandomierscy kolumbowie”
Nie był to jednak koniec dramatu partyzantów z oddziału Ignacego Zarobkiewicza „Swojaka”. Niemcy zastosowali wobec tych, którzy przeżyli rozmaite formy represji. Trwały one do 3 sierpnia 1944 roku. Bitwa pod Pielaszowem była dla wielu z nich pierwszym kontaktem z typową działalnością bojową. Kiedy wydostali się z pola bitwy, byli wyłapywani przez żołnierzy Wehrmachtu przeczesujących teren. Zatrzymanych nie traktowano jako jeńców wojennych – byli bezlitośnie torturowani, bici i poniżani.
Po bitwie pod Pielaszowem zatrzymano między innymi grupę kilku osób (w tym czterech dziewcząt), które zostały przewiezione w okolice wsi Gołębiów. Byli tam przetrzymywani od 2 do 3 dni w skrajnie ekstremalnych warunkach. Rannych nie opatrywano. Po przeprowadzonym „śledztwie” zatrzymanych wyprowadzono do nieodległego lasu, gdzie strzałem w głowę dokonano egzekucji.

– Ich ciała były doszczętnie zmasakrowane. Dzięki wrażliwości mieszkańców okolicznych wsi, już po przesunięciu się frontu, miejsce to zostało nie tylko zaznaczone, ale przede wszystkim informacje o tym co się wydarzyło przekazano rodzinom, które dzięki temu mogły dokonać identyfikacji swoich bliskich. Zapoczątkowało to proces ekshumowania oraz organizacji ponownych pochówków na Cmentarzu Katedralnym w Sandomierzu. Co warte podkreślenia, miejsce to dziś stanowi centralny punkt obchodów upamiętniających kolejne rocznice akcji „Burza” i bitwy pod Pielaszowem – dodał Robert Piwko.
Podobny los spotykał inne grupy partyzantów, którym udało się przeżyć niemieckie uderzenie. Żołnierze niemieccy wykazywali się olbrzymim okrucieństwem. Za każdym razem scenariusz był podobny. Wszyscy byli bici, torturowani, przesłuchiwani, a kobiety gwałcone. Zatrzymanych następnie wywożono do lasu i rozstrzeliwano. W odwecie za działalność batalionu Ignacego Zarobkiewicza spalono część Pielaszowa, a jego mieszkańcom groziła śmierć za pomoc partyzantom.

- Część z młodych uczestników bitwy, nie miała nawet dwudziestu lat. W Sandomierzu określa się ich zapożyczonym z literatury pięknej mianem „sandomierskich kolumbów” [określenie młodzieży polskiej urodzonej około 1920 roku, dla której przeżyciem pokoleniowym była II wojna światowa – redakcja]. Doskonale wpisuje się to w atmosferę okresu okupacji. Mówimy o osobach, które przeżyły kilka lat terroru niemieckiego, a samą operację „Burza” traktowały jako swoisty epilog tych wydarzeń, chcąc zaznaczyć swój bezpośredni udział w wyzwoleniu Polski – podkreślił Robert Piwko.

Ocalić od zapomnienia
Bitwa pod Pielaszowem jest do tej pory słabo rozpoznana. Traktują o niej jedynie dwie publikacje książkowe. Pojedyncze informacje możemy także odnaleźć w pracach poświęconych historii wojskowości. Szczególnie mało wiemy przede wszystkim o poszczególnych osobach biorących udział w starciu. – Znamy większość miejsc ich spoczynku, ale do tej pory nie przeprowadzono pełnych badań poświęconych sylwetkom żołnierzy batalionu „Swojaka” – stwierdził Robert Piwko.
Nie może dziwić fakt, że sprawą ustalenia tożsamości oraz poszerzenia wiedzy na temat uczestników starcia z 30 lipca 1944 roku zainteresowała się Delegatura Instytutu Pamięci Narodowej w Kielcach. – Od około 1,5 roku prowadzimy prace archiwalne, kwerendy źródłowe dotyczące nie tyle przebiegu samej bitwy, ile próby ustalenia szczegółów biograficznych poszczególnych młodych żołnierzy batalionu kapitana „Swojaka”, którzy zginęli w okolicach Pielaszowa oraz Wesołówki – tłumaczył Robert Piwko z kieleckiego Instytutu Pamięci Narodowej.

Jak zatem idą poszukiwania? – Są one ukierunkowane na kilka obszarów. Pierwszym z nich jest poszukiwanie informacji w zasobach archiwalnych, zarówno Instytutu Pamięci Narodowej, jak i innych tego typu instytucji, które w swoich zasobach mogą posiadać informacje na interesujący nas temat. Cenne materiały udało się uzyskać między innymi z urzędów stanu cywilnego w Sandomierzu, Wilczycach i Lipniku, a także dokumentacji kościelnej. Nieocenionym źródłem w poznawaniu losów żołnierzy Armii Krajowej, którzy polegli pod Pielaszowem i Wesołówką pozostają jednak zbiory i kolekcje rodzinne. Ich odnajdywanie jest jednak procesem żmudnym i długotrwałym. Większość Poległych nie zdążyła założyć własnych rodzin, dlatego szukać musimy nieco dalszych krewnych, np. siostrzenic, bratanków. Nagrodą za wytrwałość są spotkania do których dochodzi na szczęście coraz częściej. Podczas toczonych wówczas rozmów mamy szanse poznać nie tylko rodzinne historie „sandomierskich Kolumbów”, ale nierzadko również widzimy ich młodych i uśmiechniętych na fotografiach z rodzinnych albumów – podkreślił Robert Piwko.

W okresie Polski „ludowej” miały miejsce procesy, które prowadziły do przybliżenia sylwetek osób poległych w bitwie z 30 lipca 1944 roku. – Obecnie znamy 47 nazwisk. Możemy je odnaleźć na różnego rodzaju pomnikach – rozsianych na szeroko rozumianej ziemi sandomierskiej, mogił znajdujących się na terenie cmentarzy oraz w przekazie ustnym, najczęściej pochodzącym od członków rodzin – dodaje historyk zajmujący się dziejami Armii Krajowej na Sandomierszczyźnie. W dalszym ciągu nieznany jest los około 30 partyzantów, którzy walczyli w okolicach Pielaszowa oraz Wesołówki.

Apel o pomoc w poszukiwaniach
Delegatura Instytutu Pamięci Narodowej w Kielcach prosi o pomoc osoby, które posiadają wiadomości i mogą przyczynić się do poszerzenia dotychczasowej wiedzy na temat bitwy pod Pielaszowem. – Z takim samym apelem zwracamy się również do środowiska inicjatorów, organizatorów i uczestników uroczystości poświęconych Poległym i Zamordowanym, które były organizowane w regionie sandomierskim. Warto pamiętać o ludziach, którzy podejmowali trud przypominania o wydarzeniach mających miejsce 30 lipca 1944 r. O pomoc zwracamy się do mieszkańców ziemi sandomierskiej, a także do pracowników oraz członków instytucji kulturalno-społecznych działających w regionie – powiedział Robert Piwko. Wszyscy mający informacje na temat wydarzeń mogą kontaktować pod nr telefonu: 041 340 50 63, poprzez pocztę e-mail: robert.piwko@ipn.gov.pl lub za pośrednictwem poczty tradycyjnej: Delegatura IPN w Kielcach, Aleja na Stadion 1, 25-127 Kielce.

Tomasz Trepka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.