Niezłomna z ulicy Ostrowieckiej nadal walczy. Choć szanse ma marne
Dwa lata temu Bogusława Falgowska dostała kilkanaście dni na opuszczenie swojego rodzinnego domu. Bo miasto na podstawie specustawy wywłaszczało ludzi pod drogę mającą powstać z pieniędzy dewelopera. Kobieta się jednak nie ugięła. Walczyła w sądach. Teraz zamierza odwołać się do wojewody
Deweloper nie może wykorzystać specustawy, by pozbyć się mieszkańców, którzy krzyżują mu plany. A miasto może. Oto sedno całego problemu, który dotknął mnie i moich sąsiadów - mówi Bogusława Falgowska.
Mieszka w domu przy ul. Ostrowieckiej 10. Dwa lata temu, gdy obok jej posesji odbywały się konferencje radnych PiS, krzyczała, by miasto traktowało ją jak człowieka.
- Nie jestem ani psem, ani śmieciem. Mam pójść mieszkać pod most?- denerwowała się.
Pod koniec czerwca 2015 roku, podobnie jak siedem innych rodzin z tych okolic, dowiedziała się, że w ciągu kilkunastu dni ma opuścić swój dom. Bo miasto planuje tu drogę. Ma ją zbudować deweloper, który wykupił już część okolicznych terenów. Nie wszyscy chcieli mu jednak sprzedać ziemię. Falgowska twierdziła, że proponował jej 440 tys. zł. Odmówiła. Tak samo zresztą jak miastu. Sąsiedzi zgodzili się już w 2015 roku. Ona została. Zeszły rok poświęciła na walkę z urzędnikami w sądzie. Bez skutku. W końcu nie mając wyjścia zgodziła się, by rzeczoznawca wycenił 1/3 jej 450-metrowej działki, po której ma biec droga.
- Dostałam od miasta odszkodowanie w wysokości 80 tys. zł. To tyle, co kot napłakał. Mają mi jeszcze wyceniać pozostałe 2/3 działki. Prawdopodobnie pod parkingi. Odszkodowanie będzie pewnie równie niskie, albo i niższe. Zanim jednak miasto dokona wyceny, może minąć kilka miesięcy. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się w moim domu przezimować - mówi Falgowska.
Ostatnio pojawiła jednak okazja, by znów rozpocząć walkę z miastem. Na płotach powieszono bowiem ogłoszenie, że prezydent zmienił wydaną przez siebie ostateczną decyzję o budowie drogi z 2015 roku.
- Chodzi o wprowadzenie „kosmetycznych” poprawek - tzn. uzgodnienie dojazdu do jednej z działek. Projekt przebiegu drogi się nie zmieni - mówi Anna Kowalska z magistratu.
Zgodnie z obwieszczeniem, na zmienioną decyzję prezydenta służy okolicznym mieszkańcom odwołanie do wojewody. Mają na to czas do 24 sierpnia.
- Oczywiście skorzystam z tego prawa. Nic to pewnie nie da, podobnie jak zeszłoroczna walka w sądach, ale nie będę sobie wyrzucała, że nie zrobiłam wszystkiego, by ratować swój dom - twierdzi Bogusława Falgowska.
W 2015 roku też odwoływała się do wojewody. Tyle się wtedy działo, że nie miała głowy, by pilnować terminów. I złożyła pismo dzień po. Decyzja prezydenta stała się więc ostateczna.
Inwestycja przez dwa lata nie ruszyła jednak z miejsca. Natomiast miasto wypłaciło już okolicznym mieszkańcom ponad 7,2 mln zł odszkodowań. Dwa lata temu urzędnicy podkreślali, że gmina zaoszczędzi 3 mln zł. Bo tyle ma kosztować budowa drogi, której koszt pokryje deweloper.
- Gdyby nie porozumienie z inwestorem, miasto poniosłoby koszty budowy drogi i koszty wywłaszczeń. Dzięki porozumieniu miasto zaoszczędziło na kosztach inwestycji - przekonuje Anna Kowalska.
Tyle że jak podkreśla radny PiS Piotr Jankowski, z pieniędzy podatników nie musiała być wydana ani złotówka.
- Droga jest w interesie wyłącznie dewelopera. Gdyby nie planował budować tam bloków, miasto nie wywłaszczałoby przecież ludzi, bo po co? Nikt z mieszkańców przecież tej drogi nie chciał - podkreśla radny.
Anna Kowalska odpiera, że zależy jak na to spojrzeć. - Droga będzie wszak służyła mieszkańcom przyszłych bloków. Nie można więc powiedzieć, że jej budowa jest wyłącznie w interesie dewelopera - twierdzi.
Radny PO Tomasz Janczyło mówi, że deweloper oczywiście robi biznes, ale przyczynia się też do rozwoju miasta. - Teren, o którym mowa popadał przez lata w ruinę. A jako że znajduje się w pobliżu dworców PKP i PKS, dobrze by było, gdyby był reprezentacyjny - podkreśla radny.
Dodaje, że rozumie mieszkańców, których naruszone zostało święte prawo własności. - W sumie nawet lepiej, że miasto przejęło na siebie wypłatę odszkodowań, bo nie wiadomo, czy deweloper wypłaciłby im więcej - mówi Janczyło.
Zwracamy uwagę, że Bogusława Falgowska dostała 80 tys. zł za 1/3 działki. Zakładając nawet, że za 2/3 dostanie 160 tys. zł suma tych kwot daje 240 tys. zł, czyli o 200 tys. zł mniej niż miał jej oferować deweloper.
- Faktycznie 80 tys. zł za 1/3 450-metrowej działki to mało. Poproszę miasto o informacje na temat wycen innych działek w tej okolicy i innych częściach miasta. Chcę porównać je z wyceną przy ul. Ostrowieckiej 10 - obiecuje Tomasz Janczyło.
Natomiast Piotr Jankowski podkreśla, że pomijając już kwestie odszkodowań, najbardziej żal mu ludzi, którzy musieli opuścić swoje domy. - To dramat tych nieraz wielopokoleniowych rodzin - podkreśla.
Dwa lata temu, gdy Bogusława Falgowska wraz z innymi mieszkańcami protestowała przed urzędem miasta z transparentami „miasto dla ludzi czy dla dewelopera?” mówiła, że władze muszą chronić dobro społeczne, a nie prywatne i interesy. Czy - jeśli odwołanie do wojewody nic nie da - zamierza jeszcze raz protestować?
- Już nie. Wezmę odszkodowanie za pozostałe 2/3 działki i będę szukać mieszkania. W bloku, bo przy tak niskich wycenach, na dom nie będzie mnie już stać - rozkłada ręce pani Bogusława.