Niewidomi weterani bitwy warszawskiej pobili rekord świata. Pokonali 320 kilometrów
W 1933 roku dwaj niewidomi weterani wojny polsko-bolszewickiej postanowili uczcić 13. rocznicę bitwy warszawskiej maszerując wspólnie z psimi przewodnikami z Bydgoszczy do Warszawy. Pokonali 320 kilometrów i przy okazji pobili rekord świata.
Każde zdjęcie ma swoją historię, niektóre historie mają swoje zdjęcia. To hasło z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Bardzo trafne. Wśród 15 milionów fotografii jakie znajdują się w zasobach NAC-u sporo jest ilustracji dokumentujących znane wydarzenia i postacie, albo takie, które pewnie już na zawsze zostaną anonimowe. W tym czarno-białym morzu można również wyłowić okazy niezwykle intrygujące. Takie, co to na pierwszy rzut oka widać, że za tym musi się kryć niezwykła historia!
W ten sposób 87 lat temu uczcili 13. rocznicę zwycięstwa nad Bolszewikami!
Jedno z takich ujęć zostało zrobione w pierwszej połowie lat 30. ubiegłego wieku przed pomnikiem Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na pierwszym planie stoi dwóch żołnierzy w pełnym umundurowaniu, ciemnych okularach i z psami u boku. Z dość ogólnego podpisu wynika, że to niewidomi uczestnicy bitwy warszawskiej podczas uroczystości w lipcu 1933 roku. Zaraz, dlaczego w lipcu, przecież przed wojną Dzień Żołnierza był świętowany 15 sierpnia? W opisie są jeszcze dwie bardzo cenne informacje: imiona i nazwiska obu weteranów, a to daje już spore pole do popisu. Trzeba tylko sięgnąć do fascynującego sezamu bibliotek cyfrowych i uwolnić magazynowane tam historie dopasowując je do obrazków. Zatem, Kujawsko-Pomorska Biblioteko Cyfrowa otwórz się i językiem przedwojennych gazet opowiedz o tym, jak ułan Stanisław Grabarek oraz chorąży Mikołaj Waloszewski postanowili 87 lat temu uczcić 13. rocznicę zwycięstwa nad Bolszewikami!
Dwaj panowie i dwa psy z Bydgoszczy
Sezam się otworzył, nazwiska obu żołnierzy na szczęście nie są mu obce. Zanim jednak zabierzemy się za uzupełnianie układanki, warto by było znaleźć początek nici, z jakiej utkana jest ta historia. Gdzie on jest? W Bydgoszczy.
"Dwaj zupełnie ociemniali żołnierze Wojsk Polskich Mikołaj Waloszewski i Stanisław Grabarek, obaj z Bydgoszczy, postanowili w dniu imienin Marszałka Józefa Piłsudskiego udać się jako turyści w towarzystwie dostarczonych przez Państwo z zakładu tresury psów pana Fr. Budy z Bydgoszczy do Warszawy, by złożyć hołd ukochanemu wodzowi z okazji "Cudu nad Wisłą" jako byli żołnierze, którzy w walkach w obronie Warszawy stracili wzrok - informował "Dzień Bydgoski" 25 lipca 1933 roku. - Wymarsz ociemniałych żołnierzy nastąpi dnia 26 bm z Bydgoszczy przez Fordon, Czarnowo, Toruń, Służewo, Nieszawę, Włocławek, Kowal, Lubień, Krośniewice, Kutno, Bedlno, Łowicz, Sochaczew, Błonie, Ożarów, Warszawę."
Co wiemy o obu panach? W zasadzie nic, ale na szczęście „Dzień Bydgoski” był pod tym względem poinformowany całkiem nieźle. Dzieje weteranów gazeta opisała w jednym z wydań sierpniowych.
Jeden ranny pod Warszawą, drugi koło Białegostoku
"Chorąży Waloszewski, jak się dowiadujemy zamieszkuje stale w Bydgoszczy razem z żoną i trojgiem dzieci – czytamy. - W czasie wojny chorąży Waloszewski służył w 58 pułku piechoty, brał udział w walkach na Białorusi, wzrok stracił pod Warszawą ugodzony kulą nieprzyjacielską w głowę.
Starszy ułan Grabarek w czasie wojny służył w 16 pułku ułanów Wielkopolskich. Po bitwie pod Warszawą w szarży pułku pod Białymstokiem na cofającego się nieprzyjaciela od uderzenia lancy w oko stracił wzrok. Zamieszkuje stale w Bydgoszczy wraz z żoną i 5 dzieci, z których najstarsza córeczka liczy 11 lat a najmłodsza 1 rok. Przez dłuższy czas pracował samodzielnie jako mistrz szczotkarski."
Chorąży Waloszewski, mimo kalectwa, miał zadziwiać niezwykle żywym usposobieniem, jego kolega natomiast – przeciwnie – był człowiekiem bardzo statecznym. Tak w każdym razie obu wędrowców opisał reporter – dla odmiany „Dnia Pomorskiego”.
Historię 320-kilometrowego marszu ilustruje pięć zdjęć, w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego zachowała się jedna fotografia z Torunia i cztery z Warszawy. O tym, jak wyglądała eskapada, jej uczestnicy mogą jednak opowiedzieć sami. Po powrocie złożyli wizytę w redakcji wspomnianego „Dnia Pomorskiego” i podzielili się wrażeniami. Jak się im maszerowało?
- Na ogół dobrze, dawał się tylko we znaki upał, toteż poszczególne etapy przebywaliśmy w godzinach wczesnych, niej więcej od godz. 4 do 11 względnie 12 „odwalając” dziennie po 20, 25 kilometrów drogi – opowiadał Mikołaj Waloszewski. - Przyjmowano nas wszędzie bardzo serdecznie. Dobrzy ludzie starali się wedle sił i możności ułatwić nam zadanie.
Rzeczywiście, podczas wędrówki niewidomi weterani oraz ich psy witani byli z wielkim entuzjazmem. W kilku przypadkach drogę przez wiwatujący tłum musiała im torować policja. Mieszkańcy Błonia, poza orkiestrą, wystawili również bramę triumfalną. Trudno się dziwić, bydgoszczanie, maszerując na Warszawę, pobili rekord świata.
- Ubiegłego roku ociemniali inwalidzi włoscy ruszyli pieszo z Mediolanu do Rzymu, lecz po przebyciu 110 kilometrów zawrócili koleją z drogi – mówił dalej chorąży Waloszewski. - Niemieccy inwalidzi ociemniali już po 80 kilometrach dali spokój dalszemu marszowi. I w innych krajach tego rodzaju próby nie udały się. Jesteśmy więc na świecie pierwszymi niewidomymi mogącymi poszczycić się przemarszem 320 kilometrów.
Jak dzielni piechurzy (chociaż jeden z nich był ułanem) oraz ich równie dzielni czworonożni przewodnicy zostali przywitani w stolicy? Szczegółową relację zamieścił „Dzień Bydgoski”.
Dotarli do stolicy
"W dniu 14 bm o godz. 9 rano przybyło do Warszawy 2ch ociemniałych inwalidów wojsk polskich, a mianowicie chorąży Mikołaj Waloszewski kawaler krzyża Virtuti Militari i wielu innych odznaczeń oraz starszy ułan Stanisław Grabarek odznaczony krzyżem walecznych - czytamy. - Dwaj ociemniali inwalidzi znajdowali się w drodze z Bydgoszczy do Warszawy od 26 lipca. Całą drogę przebyli szczęśliwie serdecznie podejmowani we wszystkich miastach, w których się zatrzymywali przez organizacje Związku Legjonistów, POW, Strzelca i Związku Rezerwistów. Inwalidzi przebyli całą drogę samodzielnie kierowani przez psy Rolfa i Reno.
Na powitanie 2ch ociemniałych żołnierzy zebrali się o godz. 8 rano przy ul. Wolskiej 147 przedstawiciele Związku Stowarzyszeń Ociemniałych Żołnierzy RP, poseł major Wagner, kpt Wroczyński oraz przybyły specjalnie z Bydgoszczy prezes Związku Ociemniałych Żołnierzy na Wielkopolskę, Pomorze i Śląsk p. Perzyński.
Chorąży Waloszewski zameldował majorowi Wagnerowi swoje przybycie, zaznaczając, że celem ich podróży do Warszawy jest złożenie hołdu Pierwszemu Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu w 13-tą rocznicę zwycięstwa pod Warszawą. Major Wagner w serdecznych słowach powitał ociemniałych żołnierzy gratulując im szczęśliwie odbytej podróży.
Po wspólnej fotografji inwalidzi wznieśli okrzyk powtórzony wielokrotnie na cześć Marszałka Józefa Piłsudskiego. Następnie chorąży Waloszewski oraz starszy ułan Grabarek wyruszyli w dalszą drogę prowadzeni przez psy do ministerstwa spraw wojskowych, gdzie o godz. 12 przyjął ich wiceminister spraw wojskowych gen. Sławoj Składkowski.
P. wiceminister po przyjęciu meldunku zaznaczył, że nie omieszka zakomunikować o powyższem Panu Marszałkowi po jego powrocie do Warszawy, a następnie podjął przybyłych lampką wina.
Z kolei ociemniali inwalidzi udali się do Belwederu, gdzie wpisali się do księgi audjencjonalnej:
Ociemniali żołnierze Mikołaj Waloszewski i Stanisław Grabarek meldują posłusznie swoje przybycie pieszo z Bydgoszczy do Warszawy przy pomocy psów - przewodników, celem złożenia swojego najgłębszego żołnierskiego hołdu - Najukochańszemu Wodzowi Pierwszemu Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu w 13tą rocznicę zwycięstwa nad Wisłą. Niech nasze kroki będą wyrazem uczuć jakie w sercach naszych żywimy i zachętą dla młodych pokoleń do pracy dla Państwa w myśl wielkich idei Budowniczego Niepodległości Najukochańszego naszego wodza. Dnia 14 sierpnia 1933".
Do Bydgoszczy bohaterowie wrócili pociągiem. Na dworcu zostali powitani 18 sierpnia. Mimo wszystko pewnie było im przykro, że po takiej eskapadzie ukochanego wodza nie zastali. Piłsudski przebywał wtedy w Pikieliszkach.
Grabarek, Waloszewski oraz Rolf i Reno szli, szli i przeszli do historii, która na szczęście miała kilka zdjęć, dzięki czemu udało się ją wydobyć na światło dzienne.