Nieprzyzwoity postępek mecenasa z Nowego Sącza. Skazany i zawieszony za oszukanie klienta
Sądecki adwokat Stanisław S. wykorzystał nieświadomość swojego klienta i zagarnął z jego konta całe 270 tysięcy złotych. Sąd Okręgowy w Tarnowie skazał go na karę więzienia i zakazał na 5 lat wykonywania zawodu
Żart z sądu: Kto jest największym wrogiem adwokata? - doświadczony prawnik pyta adepta tej profesji. - Nie mam pojęcia - nie kryje młokos. - Jego klient - pada zwięzła odpowiedź. Mecenas Stanisław S. zapomniał o tej starej prawdzie i właśnie stracił prawo wykonywania zawodu.
Znajomość od 1991 roku
75-latek, siwe włosy, przygarbiona sylwetka, mocny głos. Mec. Stanisław S. w Nowym Sączu miał wyrobioną markę po 35 latach pracy. Nie brakowało mu klientów.
Jednym z nich w 1991 roku został Marek G. Można o nim powiedzieć trzy rzeczy: był żonaty, majętny i miał czworo dzieci. Każdy z tych trzech elementów ma znaczenie w tej historii.
W drodze do pracy uległ poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu, w sprawie sądowej mec. S. był jego pełnomocnikiem.
Adwokat wykazał się na sali rozpraw, pisał pisma, doradzał. Marek G. dostał rentę okresową, a potem stałą.
Relacje panów były na tyle dobre, że mężczyzna ponownie zapukał do kancelarii adwokata w 2007 r. Małżeństwo mu się rozsypało i żona Helena złożyła pozew o separację. Jego pełnomocnikiem został mec. S.
Wyrok zapadł rok później bez orzekania o winie żadnego z małżonków. Po równych 30 latach to był koniec ich formalnego związku, ale sprawa miała ciąg dalszy.
W tamtym czasie Marek G. był już zauroczony wdową, Janiną P. Mieli grunty po sąsiedzku i tak nawiązali znajomość. Jak bliską - to można przemilczeć. Po śmierci męża kobiety, Marek G. związał się z nią towarzysko, ale i finansowo. Miał sporo pieniędzy, których nie ujawniał przed urzędami i rodziną. Skąd ów majątek? Może ze spadku albo z transakcji ziemią - to kwestia drugorzędna. Istotne w tej historii jest to, że w tajemnicy przed wszystkimi poprosił Janinę P., by przechowała na swoim koncie jego środki finansowe.
- Boję się, że ktoś mi może te pieniądze odebrać - zwierzył się jej w zaufaniu. Spełniła jego życzenie i założyła rachunek, na który 15 kwietnia 2009 r. Marek G. przelał 294 tys. zł. Miał pełnomocnictwo do konta i do woli mógł z niego wypłacać pieniądze. Nie skorzystał z okazji, bo dwa miesiące później doszło do zdarzeń, które wstrząsnęły lokalną społecznością pod Sączem.
Otóż Marek G. zabił swoją żonę.
Pożyczka od klienta
Jako podejrzany trafił do aresztu i dostał obrońcę z urzędu. Janina P. postanowiła pomóc przyjacielowi i podrobiła pełnomocnictwo dla obrońcy z wyboru. Jak łatwo się domyślić, został nim mec. Stanisław S. Po latach fałszerstwo wyszło na jaw i za podrobienie podpisu brata Marka G. Janina P. usłyszała wyrok.
Śledztwo w sprawie zabójstwa potoczyło się sprawnie, a dla jego finału kluczową okazała się opinia psychiatrów o Marku G. Biegli nie mieli wątpliwości: mężczyzna jest niepoczytalny.
Sąd Okręgowy w Nowym Sączu sprawę umorzył, a sprawcę zbrodni umieścił w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym w Branicach pod Opolem.
Mec. S. jako jedyny miał kontakt z izolowanym od świata Markiem G.
Dziś już wiadomo, że podczas widzeń przedłożył mu w celi do podpisania sporządzoną umowę, na mocy której jego klient pożyczył mu na pięć lat sumkę 269 tys. zł. Niedługo potem w kancelarii zjawiła się Janina P. i mecenas pokazał jej parafowaną umowę. Tego samego dnia kobieta przelała na konto adwokata tę kwotę.
Dokument sporządzono na maszynie do pisania Olympia Traveller. Wynikało z niego, że Marek G. od 20 lipca 2009 r. udziela adwokatowi pożyczki z 4-proc. oprocentowaniem.
Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych potwierdziła, że podpisy Marka G. były autentyczne, ale znalazły się tam też wpisy sporządzone ręką mec. Janiny P. O tym, że istnieje taka umowa pożyczki, a co za tym idzie, spore sumy należące do Marka G., jego rodzina dowiedziała się przypadkiem.
Stało się tak podczas procesu o alimenty, gdy jedno z dzieci złożyło pozew przeciwko ojcu przebywającemu już w w Branicach. Inny sąd zajął się spadkiem po zamordowanej Helenie G. i podziałem majątku małżonków. Nie było jasne, czy pieniądze na ukrytym koncie to wspólny dorobek pary, czy może środki zgromadzone przez Marka G. już po separacji.
Mec. S. w niektórych sprawach reprezentował Marka G., pisał pisma i jeździł na rozprawy. Odwiedzał też klienta w szpitalu psychiatrycznym.
Oskarżony Stanisław S. sprzeniewierzył się zasadom etyki zawodu - grzmiał sąd w uzasadnieniu wyroku
Jesienią 2010 r. córka Marka G. złożyła w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie i wskazała, że adwokat zagarnął kwotę prawie 270 tys. zł. Śledczy oskarżyli adwokata, bo byli pewni, że w sposób bezprawny doprowadził do podpisania przez Marka G. umowy pożyczki i zdawał sobie sprawę ze stanu jego psychiki i sytuacji majątkowej.
Z opinii biegłego wynikało, że Marek G. nie był wtedy w stanie pojąć, co podpisuje i jakie to może mieć konsekwencje prawne. Nie był w stanie świadomie podejmować racjonalnych decyzji dotyczących majątku.
Przed prokuratorem Stanisław S. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Zasłonił się tajemnicą adwokacką, która obejmuje relacje z klientem.
W sądzie przekonywał, że to Marek G. miał obawy, że rodzina może pozbawić go pieniędzy, więc wystąpił z inicjatywą pozornej pożyczki, by nikt nie miał dostępu do jego środków. Na jednej z rozpraw adwokat nieoczekiwanie przedłożył kopię dokumentu, z którego wynikało, że po zakończeniu 5-letniej umowy pożyczki pieniądze może dalej przetrzymywać w oparciu o nową „umowę przechowania”.
Kosztowny adwokat
Marek G. ze szpitala przysłał na piśmie prośbę o oddanie pieniędzy, bo pogodził się z bliskimi i kasę chce podzielić między dzieci. Jednak adwokat nie zareagował. Wyliczył natomiast, że za reprezentowanie go w licznych procesach przez ostatnie pięć lat należy mu się honorarium. Na kwotę 129 tys. zł. Po potrąceniu tej sumy był gotowy resztę oddać. Ale to ciągle były tylko deklaracje bez pokrycia.
Sąd nie uwierzył w słowa oskarżonego o pozornej pożyczce. Zauważył, że nikt z rodziny Marka G. i tak nie wiedział o ukrytych pieniądzach, więc nie było potrzeby zawierania takiej umowy z adwokatem.
- Jedyne wytłumaczenie czynu oskarżonego to zamiar oszukania Marka G. pod pretekstem zawarcia najpierw pozornej umowy pożyczki, a potem przechowania pieniędzy, by uniemożliwić jego dzieciom dochodzenie roszczeń - nie krył sąd. Stanisław S. miał wiedzę o śmierci żony Marka G. i o tym, że jego dzieci i rodzeństwo nie wiedzą o pieniądzach. Wykorzystał więc tę wiedzę na szkodę klienta. Sąd wytknął, że zawieranie jakichkolwiek umów przez adwokata, a więc osoby zaufania społecznego, z chorym psychicznie klientem w sposób jednoznaczny wskazuje, że zamiarem Stanisława S. było podstępne wyłudzenie pieniędzy.
Skazany z zakazem
Sąd Okręgowy w Tarnowie skazał Stanisława S. na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 5 tys. grzywny. Na 5 lat zakazał mu wykonywania zawodu i nakazał naprawienie szkody. Zakaz wykonywania zawodu jest zasadny - nie krył sąd - bo oskarżony sprzeniewierzył się zasadom etyki zawodu.
Oskarżony, stwierdził sąd, niezależnie od popełnionego czynu wbrew zasadom przyzwoitości mimo powzięcia informacji, że zostało złożone zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez niego czynu na szkodę Marka G. dalej reprezentował go w postępowaniach toczących się z jego udziałem, nie widząc w tym nic niestosownego.