Niepolitycznie: Sukces bez pompy, bo może to wcale nie sukces...
Bez konferencji prasowej, bez obecności kamer i błysków fleszy i bez Hanny Zdanowskiej. Rzecznik prasowy prezydent Łodzi po prostu poinformował w komunikacie, że gorzowska Prokuratura Okręgowa umorzyła postępowanie w sprawie jednego z dwóch zarzutów, które jej postawiono.
Strategia zgoła odmienna tej, jaką prezydenckie zaplecze zastosowało po postawieniu zarzutów, choć media społecznościowe i tak zalała prawdziwa fala entuzjazmu unoszona przez jej zwolenników. Przypomnijmy zatem: prokurator postawił prezydent Łodzi dwa zarzuty w listopadzie 2016 r. Oba dotyczyły zaciągnięcia kredytów na zakup nieruchomości przez Hannę Zdanowską i jej partnera Włodzimierza G.: on kupił mieszkanie od niej, ona od niego działkę.
Było tak: w 2009 r. Hanna Zdanowska wnioskowała o pół miliona zł kredytu. Według prokuratury Włodzimierz G. poświadczył nieprawdę w dokumentach, iż Zdanowska wręczyła mu 150 tys. zł zaliczki. Z kolei Włodzimierz G. o 200 tys. zł kredytu wystąpił w 2008 r. i - według prokuratury - Zdanowska poświadczyła nieprawdę w dokumentach, iż otrzymała od niego 50 tys. zł zaliczki. Obie zaliczki za każdym razem stanowić miały wkład własny. W listopadzie Hanna Zdanowska odmówiła w prokuraturze składania zeznań, natomiast na konferencji prasowej stwierdziła, że skoro nie można jej zarzucić nic w sprawach związanych z zarządzaniem miastem i finansami publicznymi, „rozpoczęło się grzebanie” w jej życiu prywatnym, dodała też, że kredyt dawno został spłacony i bank nie miał zastrzeżeń. Przez kilka miesięcy w sprawie nic się pozornie nie działo, poza tym, iż z ostatniego komunikatu rzecznika wynika, że mecenas Bartosz Tiutiunik, obrońca prezydent Łodzi, złożył wniosek o umorzenie zarzutu nr 1, czyli wyłudzenia kredytu i poświadczenia nieprawdy przez swą klientkę.
Umarzając ten wątek prokuratura „potwierdziła, że kredyt został przez Hannę Zdanowską spłacony, zanim wszczęto postępowanie karne w sprawie, a bank udzielający kredytu nie ma wobec niej żadnych roszczeń” - czytamy w komunikacie. Czyli niby nic zaskakującego, przecież Zdanowska powtarzała wcześniej, że zarzut jest chybiony, bo kredyt dawno spłaciła. Prokuratura mogła nie wiedzieć, bo prezydent odmówiła zeznań, albo udawała, że nie wie, albo też zarzut ten postawiła w ciemno. Z drugiej strony umorzenie jest dość zaskakujące, szczególnie dla tych, którzy obstawiali polityczny kontekst sprawy, czyli „pisowska prokuratura kontra prezydent z PO”. Oni mogli się spodziewać, że prokuratura pójdzie z tym zarzutem w zaparte w akcie oskarżenia, choć miał on jeden słaby punkt: nie było poszkodowanego.
Ale pozostał jeszcze drugi zarzut. Mecenas Tiutiunik tłumaczył w GW, że jest to zarzut „jakby o ciężarze gatunkowym mniejszym”. I z punktu widzenia swojej klientki ma rację, bo chodzi o domniemane pomocnictwo Hanny Zdanowskiej w zaciągnięciu kredytu dla jej partnera w oparciu o poświadczające nieprawdę dokumenty, a nie kredyt dla jej samej. Tyle tylko, że dla prokuratury optyka wcale się nie zmienia, bo i zarzut pomocnictwa kwalifikowany jest tak samo i zagrożenie karą też jest identyczne - od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Zatem teraz, póki co, zwolennicy Zdanowskiej mogą tylko gdybać: umorzą czy jednak sformułują akt oskarżenia i złożą go w sądzie. Jest tak dlatego, że o ile w sprawie Zdanowskiej było jasne, że kredyt spłaciła i bank nie ma roszczeń, o tyle nic nie wiadomo na temat stanu spłaty kredytu jej partnera, Włodzimierza G. Nie jest osobą publiczną, nie musi się tłumaczyć mediom i opinii publicznej, nie musi składać oświadczeń o stanie majątkowym, gdzie informacja o stanie zadłużenia i względem kogo, musi się znaleźć. Jeśli jego kredyt, odwrotnie niż prezydent Zdanowskiej, spłacony jeszcze nie jest, to nie jest wykluczone, że bank, który go udzielił, może poczuć się poszkodowany.
Jeśli przypomnieć, że oba zarzuty kwalifikowane są identycznie, to umorzenie jednego z nich może być w ogólnym rozrachunku dla Zdanowskiej kompletnie bez znaczenia, a jeśli, to tylko wizerunkowe. Po anulowaniu gola strzelonego z pozycji spalonej nie ma remisu, bo prokuratura nadal prowadzi 1:0. To zaś póki co oznacza kłopoty takie same, jakie prezydent Łodzi miała dotychczas. I być może dlatego nie odtrąbiono tego sukcesu z całą pompą, bo też jest to sukces połowiczny, jeśli w ogóle sukces.