Niepolitycznie: Rozum towarem deficytowym
Stanisław Witaszczyk, lokalny celebryta PSL, mocno pracuje na miano pielgrzyma po radach nadzorczych łódzkich miejskich spółek, a za przewodnika ma prezydent Łodzi Hannę Zdanowską z zaprzyjaźnionej PO.
Ledwo się okazało, że włączenie go do rady nadzorczej łódzkiego lotniska jest nieważna z mocy prawa, a w magistracie już mu szukają kolejnej fuchy w innej miejskiej spółce. I podobno znaleźli. Witaszczyk, były marszałek i poseł, stał się nagle tak ważny dla PO, że w biurze nadzoru właścicielskiego UMŁ zachowano się tak, jakby rozum stał się tam towarem wyjątkowo deficytowym. Klepnięto kandydaturę Witaszczyka, mimo że jako radny sejmiku nie może pracować w radzie nadzorczej lotniska, bo samorząd w którym pełni mandat jest tego lotniska współwłaścicielem. Oczywiście fakt, że sam Witaszczyk złożył oświadczenie o braku przeszkód do zajęcia tego stanowiska, świadczy nie najlepiej także o jego kompetencjach i może dobrze się stało, że długo na lotnisku nie zabawił. Ale nie zmienia to faktu, że nadzór to nadzór: ma kwity weryfikować, a nie bezmyślnie stawiać pieczątki.
Dyletanctwo urzędników i samego kandydata ma wymiar wręcz krytyczny, bo to, gdzie Witaszczyk jest radnym i kto ma udziały w lotnisku nie jest obwarowane klauzulą „ściśle tajne”. Zatem odwołanie poprzedniego prezesa przez radę pod dowództwem Witaszczyka i powołanie nowej prezes, mogą być tak samo nieważne, jak jego powołanie, a to może zrodzić roszczenia „odwołanego” prezesa. Lotnisko Łodzi jest potrzebne, ale nie do tego typu odlotów.