Niepolitycznie: "Lepsza zmiana" w Platformie
"Lepszą zmianą" nazwał senator Ryszard Bonisławski z PO, odwołanie prezesa Zakładu Wodociągów i Kanalizacji Romualda Bonisławskiego z PO, przez radę nadzorczą spółki powołaną przez prezydent Łodzi Hannę Zdanowską z PO. Uzasadnienia tej decyzji nie upubliczniono, po prostu cisza.
Stąd najbardziej poręczną teorią jest ta o podłożu czysto politycznym: Bosakowski to człowiek Cezarego Grabarczyka, a z nim polityczną kosę ma prezydent Zdanowska i jej ludzie wewnątrz PO. Wcześniej usunięto Artura Augustyna z Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania, też grabarczykowca, bo trzeba było zrobić miejsce dla nominata z SLD, a następnym po Bosakowskim będzie Zbigniew Papierski, prezes Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego, w zgodnej ocenie części polityków i mediów, też grabarczykowca - brzmi dalszy ciąg tej tej opowieści. Zresztą sam poseł Grabarczyk na swoim FB konstatował, że „są takie chwile gdy musimy być SOLIDARNI! Prezes, który rozsławił łódzką wodę, a w 2011 r. podpisał umowę dotyczącą budowy Dworca Łódź Fabryczna, odwołany”. Wpis okrasił smutną buźką i trzema wykrzyknikami.
Im więcej czasu mija, tym bardziej utrwala się ta teoria o wewnętrznej wyrzynance w PO, a ja mam niesłabnące wrażenie, że prezydent Łodzi taka narracja póki co odpowiada. Takich samych przyczyn odwołania prezesa doszukuje się opozycja z PiS. Ale niestety, moim zdaniem nic tu się nic kupy nie trzyma. Jaki bowiem jest sens politycznej zemsty na Grabarczyku wewnątrz PO, kiedy w kraj spowija kryzys polityczny, a prezydent Zdanowska na krótko przed odwołaniem Bosakowskiego solidaryzuje się z posłami okupującymi Sejm, w tym z Grabarczykiem? Jaki jest sens rozgrzebywania starych ran, kiedy niecałe dwa miesiące temu prezydent postawiono zarzuty karne, a murem za nią stanęła łódzka Platforma i poseł Grabarczyk? Jaki jest sens odwołania prezesa spółki w czasie, gdy ta osiągnęła rekordowy zysk?
Sama prezydent w sprawie Bosakowskiego powiedziała kilka dość niewyraźnych zdań w „Punkcie widzenia” TV TOYA. Najpierw prezydent zmyliła tropy stwierdzeniem, że „to decyzja rady nadzorczej”, co jest wręcz komiczne, zważywszy że gdy parę lat temu chciała ze stanowiska prezesa ZWiK odwołać Włodzimierza Tomaszewskiego, a rada tego polecenia nie wykonała, to zmieniła skład rady na taki, który Tomaszewskiego odwołał. Druga sprawa: prezydent potwierdziła skinieniem głowy menedżerskie zdolności Romualda Bosakowskiego, ale chwilę później dodała, że „czas pokaże, iż to była dobra decyzja”. Co oznacza to zdanie w połączeniu z milczeniem członków rady nadzorczej ZWiK na temat podstaw do usunięcia Bosakowskiego? Moim zdaniem tylko jedno: w spółce trwa właśnie kontrola dokumentacji, bo „coś tam śmierdzi” i są jakieś poważne wątpliwości co wyników odwołanego prezesa, tylko trzeba je jeszcze potwierdzić. A wtedy okaże się, jak chce prezydent Zdanowska, że była to "dobra decyzja".
Drugi aspekt który by to potwierdzał, to ten, że Zdanowska póki co nie ma nikogo w miejsce Bosakowskiego. Zazwyczaj jest przecież tak, że gdy na posiedzeniu rady nadzorczej odwoływany jest prezes, to na tym samym posiedzeniu powołuje się następcę. Zazwyczaj - podkreślam. A w przypadku ZWiK zamiast następcy mamy kuluarową wyliczankę, któż to do tej pory odmówił prezydent Zdanowskiej prezesury ZWiK. Tego ZwiK o którym się mówi, że jest spółką w miarę łatwą do prowadzenia - o ile umie się dogadać ze związkami zawodowymi i Łódzką Spółką Infrastrukturalną - a na dodatek zarabia naprawdę dobre pieniądze. No to dlaczego nikt nikt nie chce tej spółki wziąć? Dlaczego odmówił były wiceprezydent i były wiceminister Radosław Stępień i - jak słyszę - kilku dobrze ocenianych prezesów miejskich spółek? Co prawda na giełdzie nazwisk potencjalnych prezesów z większą lub mniejszą częstotliwością wymienia się byłego wicemarszałka Marcina Bugajskiego (PO), ale komentarze z okolic Piotrkowskiej 104 są dwojakiego rodzaju: albo jest to „bzdura”, albo że „Bugaj zmienił zdanie i już nie pała chęcią do gabinetu na Wierzbowej”. Już sam fakt, że na prezesa takiej spółki jak ZWiK odbywa się łapanka może oznaczać co najmniej dwie istotne sprawy: zarządzanie ZWiK może nie być łatwe i wygodne o ile się okaże, że trzeba będzie tam posprzątać, i gdyby ze sprzątania wynikło, że być może trzeba będzie złożyć jakieś doniesienie, dajmy na to do prokuratury. Podkreślam - nic nie ujmując zyskom i talentom byłego prezesa - gdyby. Tego spójnika trzeba używać, bo sprawę zamula milczenie rady nadzorczej i zmyłki prezydent Łodzi. Ale generalnie stawiałbym na to, że jeżeli zwolnienie prezesa ZWiK ma związek z jakąś polityczną dintojrą, to raczej tylko przy okazji.