Niepodległość przyszła do naszego regionu dwa lata później

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Hanka Sowińska

Niepodległość przyszła do naszego regionu dwa lata później

Hanka Sowińska

Kiedy Józef Piłsudski obejmował w stolicy kolejne urzędy (14 listopada 1918 r. miał już pełnię władzy), kiedy Polacy z Krakowa, Kielc, Łodzi, Lublina i Włocławka radowali się „z cudu narodzin Ojczyzny”, polscy mieszkańcy Kujaw i Pomorza musieli czekać na daną im traktatem pokojowym wolność.

Kiedy 10 listopada 1918 r. rodzina zmarłego w wojskowym lazarecie w Belgii 26-letniego Kazimierza Łyskowskiego opłakiwała syna i brata, „Gazeta Toruńska” doniosła, że „urlop dla żołnierzy, tak z frontu zachodniego i jak i wschodniego, bawiących w domu, został o 14 dni przedłużony”.

Tymczasem trzy dni wcześniej I wojna światowa faktycznie się skończyła. „Walki co prawda wciąż trwały, ale koniec tzw. wojny na noty oznaczał, że teraz już naprawdę można było rozmawiać o pokoju” (dzieje.pl).

Dobę po tym, jak 11 listopada, w wagonie kolejowym w Rethondes koło Compiegne podpisano zawieszenie broni pomiędzy aliantami a Niemcami, „Dziennik Bydgoski” podał na pierwszej stronie 18-punktowy wyciąg z rozejmowego dokumentu. Była w nim mowa o natychmiastowym wycofaniu z Francji, Belgii, Alzacji i Lotaryngii wojsk niemieckich („Co po tym czasie pozostanie, internuje się lub zabiera do niewoli”). Co najmniej enigmatycznie brzmiał punkt dotyczący „wycofania wojsk niemieckich na wschodzie na granice z 1 sierpnia 1914 r.”

Niestety, czytelnicy „DB”, szukający w tekście choćby wzmianki o losie Kujaw, Pomorza i Wielkopolski srodze się zawiedli. Wszelkie uwagi uprzedzała redakcja, pisząc: „Podpadnie może niejednemu, że sprawa Polski prawie zupełnie jest pominięta. Otóż sprawę tę ureguluje dopiero konferencya pokojowa, która ustanawiać będzie przyszłe granice państw. W jakim duchu to się stanie, wynika stąd, że koalicya uznała świeżo wojska polskie we Francyi za stronę wojującą. Możemy więc ufać, że krzywda nam się nie stanie”.

O tym, że „wiekowe nasze pragnienie się spełni” (tak pisała 10 listopada „Gazeta Toruńska”) Polacy w zaborze pruskim byli przekonani. Wzrostu nastrojów patriotycznych, mimo kolejnych decyzji władz zmierzających do stłumienia polskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, nic nie było w stanie zatrzymać. Wiedzieli o tym także Prusacy. Prezydent rejencji bydgoskiej, w sprawozdaniu za październik 1918 r. stwierdzał wprost, że „Polaków ogarnął zawrót głowy od radości, ponieważ są przeświadczeni, że spełnią się ich marzenia o powstaniu państwa polskiego, obejmującego także zabór pruski”.

Najbliższe tygodnie i miesiące miały pokazać, że wolność szła do nas różnymi drogami. I szła - niestety - długo. O ile we Włocławku, Rypinie czy na Ziemi Dobrzyńskiej już od listopada 1918 r. „zapanowała Polska”, o tyle w pozostałej części obecnego województwa zaborcza władza trzymała się mocno.

Prof. Marian Wojciechowski pisze: „W większych miastach ścierały się dwie koncepcje odzyskania niepodległości: insurekcyjna, zakładająca wybuch powstania (...) i legalistyczna - oczekiwanie na rozwiązanie problemu niepodległości drogą dyplomacji, traktatów pokojowych”.

Ostatecznie wygrała pierwsza koncepcja. Wyjątkiem była Wielkopolska, którą władze w Warszawie - z Marszałkiem na czele - nie zawracały sobie głowy. Powstanie, które wybuchło w Poznaniu 27 grudnia 1918 r. (dzień wcześniej do miasta przyjechał Ignacy Jan Paderewski, światowej sławy pianista, kompozytor i wielki rzecznik odrodzenia Polski), wolność przyniosło Kujawom Zachodnim - w 1919 r. do Macierzy wrócił m.in. Inowrocław i Żnin.

Dla większości Polaków z ziem zaboru pruskiego upragniona wolność nastała dopiero w początkach 1920 r.

Jeśli by potraktować dosłownie 13. punkt orędzia Thomasa Woodrowa Wilsona, prezydenta Stanów Zjednoczonych (został ogłoszony 8 stycznia 1918 r.), to wraz z zakończeniem I wojny ziemie zaboru pruskiego powinny stać się automatycznie polskie.

„Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkałych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencje międzynarodowe” - czytamy w dokumencie sprzed stu lat.

Choć Niemcy przegrały wojnę, to wcale nie zamierzały opuszczać Wielkopolski, Kujaw i Pomorza, Górnego Śląska, Warmii i Mazur. Ostatecznie o losie tych regionów zdecydowali wielkopolscy insurgenci, uczestnicy trzech powstań śląskich, w końcu plebiscyty i traktat paryski.

13 listopada 1918 r. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej wydał odezwę do społeczeństwa polskiego zaboru pruskiego: „Polacy! Pękły okowy, krępujące wolność naszą. Z całą ufnością doczekamy wyroku kongresu pokojowego, który z naszym współudziałem ustali zachodnie granice ojczyzny naszej: Polski. Dosyć polało się krwi polskiej w tej wojnie morderczej. Toteż pokojową drogą pragniemy dojść do upragnionego celu - do utworzenia zjednoczonej Polski (...)”.

Nie wyszło jednak tak, jak Komisariat NRL planował.

Powstali, by wreszcie zrzucić jarzmo pruskie

Krew polska, dla wolnej Polski, jednak się polała. 27 grudnia w Poznaniu wybuchło powstanie. W szeregach insurgentów znalazł się Feliks Nadolski. - Ojciec brał udział w I wojnie. Skierowano na front francuski - przed laty w rozmowie z „Pomorską” wspominał syn Henryk. - W 1918 r. ojcu udało się uciec z wojska pruskiego, przedostał się do Wielkopolski. W trakcie powstania brał udział m.in. w walkach pod Mroczą i Ślesinem.

Powstanie objęło całe Kujawy Zachodnie i Pałuki, także Krajnę. Tylko wyzwolenie Inowrocławia spod pruskiego jarzma kosztowało życie 37 powstańców, a 120 odniosło rany (w sumie życie straciło 2 tys. powstańców).

Ciężkie boje toczyły się m.in. pod Rynarzewem, Kcynią, Szubinem, Zamościem (atak na pociąg pancerny).

Bydgoszcz pozostała poza obszarem walk powstańczych - w mieście stacjonował silny niemiecki garnizon, szalał Grentzschutz. Zdaniem historyków „swoje miała zrobić wieloletnia kolonizacja i germanizacja”. Mieszkańcy jednak angażowali się w pomoc powstańcom - dostarczali broń, zajmowali się rannymi, przerzucali przez „zieloną granicę” ochotników. Wielką rolę odegrała m.in. rodzina Sikorskich.

Okazuje się, że w okresie powstania wielkopolskiego na losach Bydgoszczy przesądził interes nadrzędny. Władze Naczelnej Rady Ludowej musiały ulec naciskom Warszawy, która domagała się, aby Niemcy otrzymali zapewnienie nienaruszalności linii kolejowej Królewiec-Toruń-Bydgoszcz-Piła-Krzyż. Tą bowiem trasą w głąb Niemiec ewakuowano pruskie wojska.

Czekano na przychylne rozstrzygnięcia traktatu

W wydanym z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości albumie pt. „Leć Orle Biały. Na szlaku niepodległości Kujaw i Pomorza”, ppłk Wojciech Zawadzki pisze: „Niestety, nadwiślańskie skrawki Kujaw od Otłoczyna z Gniewkowem, Solcem Kujawskim i Bydgoszczą włącznie, niezdobyte przez powstańców, pozostawały nadal w zaborze niemieckim. Z coraz większymi nadziejami oczekiwano w całym zaborze na przychylne rozstrzygnięcia układu pokojowego wieńczącego „wielką wojnę”.

Podpisany 28 czerwca 1919 r. w sali lustrzanej podparyskiego pałacu (Wersal) traktat pokojowy, zawierał 440 artykułów. Stanowił, że Niemcy, jako wyłączne odpowiedzialne za wybuch I wojny światowej tracą wiele terytoriów, także zamorskich. Zachodniej granicy Polski i Pomorza dotyczył artykuł 27. Ratyfikacja traktatu nastąpiła dopiero 10 stycznia 1920 r.

Wszystkie przedsięwzięcia związane z powrotem Bydgoszczy do Polski koordynował utworzony 28 lipca 1919 r. Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej na obwód nadnotecki, którym kierował mecenas Melchior Józef Wierzbicki.

Tryb przejmowania poszczególnych miejscowości, urzędów i obiektów przez specjalnych komisarzy państwowych określiła podpisana w Berlinie 25 listopada 1919 r. umowa polsko-niemiecka o wycofaniu wojsk z odstąpionych obszarów i oddaniu zarządu cywilnego oraz uzupełniające je porozumienie, układ i instrukcje.

Zgodnie z instrukcjami dla komisarzy powołanych do odbierania urzędów i majątku państwowego od władz niemieckich, wicewojewoda poznański dr Witold Celichowski powołał mecenasa Jana Maciaszka na komisarza generalnego rządu Rzeczypospolitej Polskiej na miasto Bydgoszcz.

Marcjanna Kłobucka szyła girlandy

17 stycznia 1920 r. „Dziennik Bydgoski” pisał: „Opadają już z rąk naszych kajdany wiekowej niewoli, powracamy na łono Ojczyzny. Iszczą się nadzieje, z którymi całe pokolenia polskie do grobu się kładły nie doczekawszy się ich spełnienia”.

W mieście nad Brdą na „wybuch Polski” szykowała się Marcjanna Kłobucka, która wraz z sąsiadkami (rodzina mieszkała na Szwederowie) szyła flagi i girlandy na powitanie polskiego wojska.

Alfred Franz dał w „DB” ogłoszenie, że maluje orły na chorągwiach. W tym czasie komisja przyjęcia wojsk polskich poinformowała, że 20 stycznia ustanawia się jako święto narodowe.

Właśnie tego dnia, przed południem, do miasta weszły pierwsze oddziały wojskowe - saperzy dowodzeni przez ppłk. Witolda Butlera. Na rogatkach miasta, u wylotu ul. Szubińskiej, żołnierzy witały stowarzyszenia ze sztandarami. Przemarsz wojska na Stary Rynek przerodził się w manifestację patriotyczną.

Terror szowinistów spod znaku Grenzschutz Ost

17 stycznia rozpoczęła się operacja Frontów Wielkopolskiego i Pomorskiego, utworzonego z żołnierzy „błękitnej armii”. Dokonały one inkorporacji Krajny, Borów Tucholskich, Kociewia, Ziemi Chełmińskiej i Michałowskiej i reszty Pomorza Gdańskiego.

Myli się ten, kto sądzi, że podarowana nam wersalskim traktatem wolność nie rodziła problemów.

„Przygotowania polskie zaktywizowały niektóre skrajnie szowinistyczne elementy niemieckie w Toruniu. Dotyczyło to zwłaszcza żołnierzy Grenzschutzu, dopuszczających się aktów terroru wobec ludności polskiej na kilkanaście dni przed powrotem miasta do Polski. Wymownym przykładem takiej postawy był napad grupy żołnierzy Grenzschutzu na Polaków zgromadzonych na przedstawieniu w sali „Wiktorii” 1 stycznia 1920 r. Żołnierze poturbowali wielu uczestników przedstawienia oraz zdemolowali urządzenie sali. Wszystko to działo się przy okrzykach; „Precz z Polakami! Precz z tymi psami! My wam pokażemy, my z pułku 21!” - pisze prof. Marian Wojciechowski.

W końcu nadszedł historyczny dzień 18 stycznia 1920 r. O 8. rano ostatni żołnierz niemiecki opuścił miasto i twierdzę. Natychmiast na ulice wyszły uzbrojone kompanie Straży Ludowej, które przejęły służbę bezpieczeństwa.

Dodatkowym elementem uświetniającym wydarzenia z 18 stycznia było specjalne wydanie „Gazety Toruńskiej” zaopatrzonej w hasło „Witaj nam, Matko Polsko!”. Na stronie tytułowej, obok okolicznościowych artykułów, zamieszczono wiersz Leona Szumana, zaczynający się od słów: „Leć Orle Biały nad polską ziemię,/Chroń twymi skrzydłami piastowskie plemię”.

Tego dnia I Dywizja Pomorska triumfalnie wkroczyła do Torunia, które stało się stolicą województwa pomorskiego.

„Przetrwaliśmy ciężkie burze i straszne ciosy, ale nie wynarodowiliśmy się. Polska zawsze wierna dziś wolną się stała” - napisał w odezwie do mieszkańców Stefan Łaszewski, wojewoda pomorski.

Jak podaje ppłk Zawadzki „rewindykacja Pomorza postępowała ostrożnie, ale planowo i bez większych incydentów”.

19 stycznia wojsko wkroczyło do Jabłonowa Pomorskiego, dzień później polskie mundury widać było na ulicach Brodnicy, Lidzbarka i Wąbrzeźna. 21 stycznia do Chełmży wszedł z oddziałem wojska ks. Józef Wrycza, 22 stycznia wyzwolono Chełmno - była defilada, msze dziękczynne, śpiewano „Rotę”.

Do Solca Kujawskiego wkroczył 3. Pułk Ułanów Wielkopolskich 19 stycznia 1920 r. Następnego dnia do Macierzy powróciło Nakło. Koronowo znalazło się w granicach Polski 23 stycznia, dzień później Więcbork i Sępólno Krajeńskie.

Hanka Sowińska

Zawodowe zainteresowania: zdrowie, medycyna, organizacja ochrony zdrowia, historia medycyny; historia ze szczególnym uwzględnieniem najnowszych dziejów Bydgoszczy; udział w pracach różnych gremiów, których zadaniem jest ocalenie tego, co prof. Gerard Labuda nazywał \"strumieniem wieków\".

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.