Niedźwiedzie w Rydze, czyli takie sobie polityczne fusy [kanapa polityczna]
Prof. Roman Bäcker i Adam Willma dyskutują o sytuacji politycznej w kraju i na świecie.
W kilku analizach poważnych ekspertów Estonia i Łotwa pojawiają się jako najbardziej prawdopodobne miejsca wybuchu nowego wielkiego konfliktu zbrojnego.
Nie umniejszając rangi tych analityków, równie poważnie można traktować przepowiednie wróżek pytyjskich. Znaczna część tych scenariuszy służy pewnej grze politycznej - z jednej strony straszeniu nas i tym samym zwiększaniu przyzwolenia na większe wydatki zbrojeniowe i ograniczanie swobód wewnętrznych. Z drugiej strony jest to często wzajemne badanie gruntu - ewentualnego przyzwolenia na takie scenariusze. Rosja prowadzi w tej chwili wojnę z Ukrainą i w Syrii. Te dwie wojny szybko się nie skończą. Nawet największe mocarstwo na świecie nie jest w stanie prowadzić równolegle trzech wojen. Zwłaszcza dziś, w czasach gdy wojna oznacza ogromne obciążenia finansowe.
Ale te wojny kiedyś się skończą.
I tu rzeczywiście pojawia się niebezpieczeństwo. Lobby wojskowe w Rosji jest potężną siłą, a walka ze słabymi przeciwnikami stała się znakiem rozpoznawczym rosyjskiej polityki. Jeśli Rosjanie doczekają momentu, w którym uznają, że atak na państwa nadbałtyckie jest dla nich bezpieczny, to nie mam wątpliwości, że Estonia, gwarantująca możliwość szerokiego wyjścia na Bałtyk jest kuszącym celem. Nie zapominajmy, że Rosja ma w ręku argument w postaci licznej mniejszości. W takim środowisku łatwo wygenerować V kolumnę.
Badania wskazują, że ta mniejszość wcale nie tęskni za powrotem do Rosji. Nie kocha Estonii, ale bardzo sobie ceni europejski paszport.
Niewątpliwie. Chodzi o to, że w sytuacji, w której istnieje duża mniejszość rosyjska, łatwo przerzucić do Estonii czy Łotwy sieci dywersyjne. Ludność rosyjskojęzyczna może nie zaangażuje się w wojnę hybrydową, ale na pewno - przy odpowiednich działaniach psychologicznych - nie utrudni jej. A jeśli do tego zastosować element przymusu (to dość proste mechanizmy uzależniania), Estońscy czy łotewscy Rosjanie będą dobrym oparciem.
Tyle że Estonia i Łotwa należą do NATO.
Putin już od pewnego czasu testuje mechanizm solidarności w NATO i im więcej serwuje nam napięć, tym ta solidarność bardziej kruszeje. Polityka siły, którą stosuje, zaczyna się - o zgrozo - sprawdzać - więc wyciąga z niej wnioski. Trzeba jednak pamiętać, że Estonia jest silnie związana z Finlandią,a Litwa i w mniejszym stopniu Łotwa - mocno są powiązane z Niemcami. Nie bardzo więc wyobrażam sobie bezkarność Putina.
Dopóki państwa bałtyckie nie wyjdą z NATO, albo samo NATO się nie rozleci, pomimo pomrukiwań niedźwiedzia, ten zakątek świata uznałbym jednak za w miarę bezpieczny.
Jaki interes miałaby mieć Rosja z ataku na państwa bałtyckie?
Oczywiście nie są to bogactwa naturalne. Ewentualne wkroczenie do któregoś z tych państw miałoby jednak ogromne znaczenie prestiżowe dla Rosji. To namiastka zwycięskiej wojny z całym Zachodem. Nie zapominajmy, że poczucie mocarstwowości, o którym zachodni Europejczycy już zapomnieli, dla Rosjan jest ważnym czynnikiem budowania tożsamości. Moskwa nie jest w stanie zbudować mocarstwa w oparciu o gospodarkę, ale zapomnieliśmy, że to nie jedyny sposób wpływania na ład światowy. Podkreślam jednak, że w obecnej sytuacji taki scenariusz jest nierealny.
Realne są kolejne wyrzutnie pocisków, które ustawiono w Obwodzie Kaliningradzkim. Mogą trafić niemal w dowolny cel Polski, a na pewno zablokować ewentualną interwencję NATO w państwach nadbałtyckich.
Obrona, nawet przy pomocy rotacyjnych wyrzutni rakietowych Patriot jest w dużej mierze dość kosztownym sposobem na poprawienie naszego samopoczucia. Nie należy zapominać, że ewentualny konflikt w tym zakątku Europy byłby bardzo ryzykowny dla Rosji, również militarnie.
Wojen nie wygrywa się przy pomocy rakiet. A jeśli chodzi o dominację na niebie, przewaga rosyjska nie jest tu już tak znacząca.
Mówi się o Łotwie i Estonii. Litwy to zagrożenie nie dotyczy?
Litwa nie jest oczywiście żadną przeszkodą militarną dla Rosji, natomiast w dwóch kwestiach różni się od sąsiadów. Po pierwsze nie ma tak znaczącego odsetka ludności pochodzenia rosyjskiego. Po drugie, Litwa była jedynym krajem, w którym działała (z pomocą Kościoła katolickiego) podziemna opozycja. Jest więc bardzo kłopotliwym krajem do utrzymania. Ale w Europie nikt dziś nie może mówić o pełnym bezpieczeństwie.