Kobieta wspięła się na drzewo, ale niedźwiedź nie miał zamiaru odpuścić. Zaczął rozdrapywać pień. Wołanie na ratunek usłyszał psiak. Natychmiast przybiegł i głośnym szczekaniem odstraszył drapieżnika
Barbara Ilnicka ze wsi Lipie w woj. podkarpackim omal nie przypłaciła życiem wypadu na grzyby. W ostatniej chwili zdołała uciec na drzewo, kiedy na jej drodze stanął niedźwiedź.
Kobieta z samego rana wyszła do lasu w towarzystwie swojego kundelka Burka. Było akurat po deszczu, warunki idealne na grzybobranie.
– Mam swoje ulubione miejsca, gdzie zwykle można znaleźć dorodne prawdziwki, ale akurat tego dnia grzybów nie było, a jak już jakiś się trafił, to był niestety robaczywy – relacjonuje kobieta.
Chodziła po lesie, pies gdzieś się oddalił. Zaczęła więc nawoływać pupila, gdy zdecydowała się wracać do domu. Było około godziny 10. Kierowała się w stronę drogi prowadzącej do wyjścia z lasu. Około kilometra od najbliższych zabudowań – w rejonie, który mieszkańcy Lipy określają mianem Czarna Olcha – usłyszała, jak coś za nią idzie. Była przekonana, że to pies.
– Kiedy wyszłam na niewielką polanę, gdzie znajduje się droga i leżą ścięte drzewa, odwróciłam się – opisuje sytuację. – Kilka metrów za sobą ujrzałam niedźwiedzia. Nie ryczał i nie biegł, tylko kroczył za mną majestatycznie. Najpierw pomyślałam, że coś mi się przywidziało. Odwróciłam się jeszcze raz, a niedźwiedź był już bliżej mnie.
Przerażona pomyślała, że musi ratować się ucieczką w leśną gęstwinę, ale szybko uzmysłowiła sobie, że jest to niewykonalne. Po deszczu wszędzie było mnóstwo błota.
– Zauważyłam drzewo, zaczęłam biec. Niedźwiedź też natychmiast przyspieszył – opowiada pani Barbara.
Zszokowana kobieta zdołała wspiąć się na jedno z drzew. Gałęzie, których się uczepiła rękami, wyrastają ponad dwa metry nad ziemią.
– Nie wiem, jakim cudem doskoczyłam do tak wysokiej gałęzi i zdołałam wspiąć się na to drzewo. Uszkodziłam but, ale udało mi się uratować życie – opowiada.
Jej ucieczka na drzewo tylko rozjuszyła wielkiego drapieżnika.
– Stanął na tylnych łapach, a przednimi zaczął drapać korę drzewa, na którym się schroniłam, próbował się na nie wspinać – relacjonuje. – Ja po gałęziach wspinałam się coraz wyżej. Gdy już upewniłam się, że mnie nie dosięgnie pazurami, przypomniałam sobie, że mam telefon komórkowy. Postanowiłam zadzwonić do domu po pomoc.
Domownicy nie usłyszeli jednak dzwoniącego telefonu. Byli akurat wtedy na grządkach. Uwięziona na drzewie mieszkanka Lipy zdecydowała, że zadzwoni pod numer alarmowy 112.
– Ręce mi się trzęsły ze strachu. Gdy wykręcałam numer, wypadł mi telefon i poleciał pod drzewo. Niedźwiedź, a właściwie niedźwiedzica, szybko się nim zainteresowała. Obwąchała i z powrotem próbowała wspiąć się za mną na drzewo. Pomyślałam, że będę tak siedzieć na gałęzi do nocy, jak ktoś nie zacznie mnie szukać. Niedźwiedzica nie rezygnowała, co chwilę wbijała pazury w korę, próbując się wspiąć lub krążyła wokół pnia – dodaje.
Szczekaniem ją ocalił
Z odsieczą znajdującej się w potrzasku kobiecie przyszedł w końcu pies Burek, który musiał usłyszeć jej rozpaczliwe nawoływania o pomoc. Drapieżnik momentalnie zainteresował się kundelkiem.
– Burek wyszczerzył zęby, warczał, ale nie podchodził blisko niedźwiedzia. Ten po chwili zaczął się wycofywać i ruszył w stronę niewielkiej rzeczki. Jeszcze chwilę nie opuszczałam drzewa w obawie, czy nie zawróci – opowiada mieszkanka Lipy.
Dopiero po dotarciu do domu pani Barbara uzmysłowiła sobie, w jakim niebezpieczeństwie się znalazła.
– Jak ją zobaczyłam, była cała umorusana i płakała. Wiedziałam, że coś się stało – opowiada Stefania Kubrak, mama zaatakowanej kobiety.
I dodaje, że w życiu nie poszłaby więcej na grzyby.
Nadleśnictwo Bircza umieściło na swojej stronie internetowej ostrzeżenie, w którym informuje, że prawdopodobieństwo spotkania drapieżnika jest duże. Tabliczki umieszczono też przy leśnych drogach.
– W naszym nadleśnictwie jest około dziesięciu niedźwiedzi. To zarówno dorosłe, jak i młode osobniki – podaje Zbigniew Kopczak, nadleśniczy z Birczy. – Drapieżników w ostatnim czasie przybyło. Prawdopodobnie przywędrowały z pobliskich Bieszczadów. W tamtych rejonach populacja niedźwiedzi jest mocno zagęszczona, brakuje im wolnego miejsca. Słabsze osobniki przepędzane są przez silniejsze.
Ostatnio niedźwiedzie widziane były w kilku, często bardzo oddalonych od siebie miejscach. Prawdopodobieństwo, że to właśnie tego drapieżnika spotkamy na swojej drodze, jest spore.
– Grzybiarze, którzy teraz zdecydują się wejść do lasu, nie mogą czuć się w nim bezpiecznie. W momencie spotkania oko w oko z dzikim zwierzęciem nie da się przewidzieć, jak ono się zachowa. Może być tak, że niedźwiedź wystraszy się człowieka i ucieknie. W najgorszym przypadku zaatakuje – zauważa nadleśniczy.
Na wakacjach w lasach w gminie Bircza miał miejsce atak niedźwiedzicy na pracującego w lesie pilarza.
– Samica prowadziła młode i zaatakowała robotnika – opowiada Kopczak. – Mężczyzna złapał za piłę i zaczął nią wymachiwać. Powoli wycofywał się w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu. Sytuacja z perspektywy drwala nie wyglądała ciekawie, tym bardziej że niedźwiedzica cały czas groźnie porykując, podążała za nim. Na szczęście w ostatniej chwili udało mu się wsiąść do kabiny samochodu i odjechać.
Drapieżniki są u siebie
„Niedźwiedzie brunatne w Polsce nie atakują celowo ludzi” – czytamy w oświadczeniu, które wydała Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze. Tłumaczy, że ostatnie zdarzenia z udziałem niedźwiedzia na terenie Nadleśnictwa Bircza nie były zamierzonym atakiem na człowieka.
Autorzy oświadczenia przypominają, że polskie Karpaty Wschodnie są najważniejszą ostoją niedźwiedzia w Polsce. Niestety, gospodarka leśna i łowiecka nie ułatwiają tym drapieżnikom życia. Sprawiają, że niedźwiedź znajduje się coraz częściej w sytuacji stresowej. Całoroczne dokarmianie zwierząt na potrzeby gospodarki łowieckiej, prowadzone przez leśników i myśliwych, zaburza naturalny cykl ich życia i niebezpiecznie oswaja z obecnością człowieka. Również prace leśne mogą wypłaszać niedźwiedzie, co jest szczególnie niebezpieczne w okresie gawrowania, kiedy na świat przychodzą małe misie.
Fundacja utrzymuje, że na Pogórzu Przemyskim i w Górach Sanocko-Turczańskich nie ma żadnej „niedźwiedziej inwazji”. Zwierzaki wędrują i pojedyncze osobniki mogą pojawiać się w lasach Nadleśnictwa Bircza, docierając z Bieszczadów. Zdaniem Fundacji, liczba osobników podawana przez Lasy Państwowe może być znacząco zawyżona.
– Pod żadnym pozorem nie powinniśmy się zbliżać do niedźwiedzia – przypomina Radosław Michal¬ski z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. – Jeżeli zwierzę nas nie zauważyło, powoli wycofajmy się z miejsca, w którym je zaobserwowaliśmy. Dajmy mu znać, że spotkał człowieka, odzywając się niskim głosem i delikatnie wymachując rękami nad głową, jak radzą badacze niedźwiedzi. Powoli wycofujmy się drogą, którą przyszliśmy. W przypadku bliskiego spotkania nie patrzmy niedźwiedziowi w oczy – dodaje ekspert.
Barbara Ilnicka nikomu nie życzyłaby tego, co przeżyła podczas lipcowego grzybobrania, ale z wypraw na grzyby zrezygnować nie zamierza. Ostatnio ponownie wybrała sie do lesu.
– Wzięłam ze sobą Burka, więc czułam się pewniej. Grzybów nie nazbierałam, ale przynajmniej nie spotkałam niedźwiedzia – dodaje.