Niedziela bez handlu. A reszta? Do pracy!
Jeśli tylko ci pracownicy zostaną w domu, a nie np. restauracji, kin czy stacji benzynowych, to jest dyskryminacja - twierdzą eksperci.
Wciąż nie milkną emocje wokół wprowadzenia zakazu handlu w niedziele, nad czym pracuje rząd.
- Dla pracowników, wśród których przeważają kobiety, niedziela powinna być czasem tylko i wyłącznie dla rodziny, którego teraz nie mają ani w tygodniu, ani nawet w weekendy - mówi Jan Dopierała, sekretarz Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”. - Nie znam kasjerki przeciwnej zakazowi.
Związkowcy „S” są autorami obywatelskiego projektu ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele.
Polska Rada Centrów Handlowych twierdzi, że ten projekt jest niezgodny z konstytucją, która nakazuje, by wszystkie podmioty były traktowane równo. Tymczasem np. zakazane ma być prowadzenie indywidualnej działalności handlowej w formie franczyzy, a dozwolone pod własnym logo, co dyskryminuje przedsiębiorców funkcjonujących w grupach zakupowych.
Prawo nie pozwoli na handel w placówkach handlowych, ale otwarte będą stacje benzynowe, w większości własność spółek z udziałem Skarbu Państwa, co - zdaniem PRCH - stanowi nieuzasadnioną pomoc spółkom publicznym. Nierówno traktowani będą także wszyscy ci, którzy (ze względu na swój zawód) muszą pracować w niedziele. Zakaz handlu nie obejmie m.in. zakładów fryzjerskich, salonów kosmetycznych, kin, restauracji, stacji paliw.
- To jawna dyskryminacja - uważa Jan Maria Faliński, specjalista ds. handlu detalicznego. - Bo chodzi tylko o to, jak obiecał PiS w kampanii wyborczej, by uderzyć tylko w największe podmioty, a konkretnie w zagraniczne sieci handlowe.
- Nie rozważa się alternatywnych opcji, które mogłyby być efektywniejsze i nieść ze sobą mniejsze koszty ekonomiczno-społeczne - przekonuje Radosław Knap, dyrektor PRCH. - Obroty w handlu detalicznym spadną o co najmniej 9,6 mld zł, a liczba pracowników o 36 tysięcy. Kompromisem wydaje się przyznanie prawa do decyzji w sprawie pracy w niedziele lub dodatkowego wynagrodzenia za ten dzień. Dla niektórych osób, jak studenci, osoby samotne, emeryci, praca w niedziele nie stanowi problemu, a wręcz przeciwnie - to jedyna szansa, żeby zarobić.
Rząd przekonuje, że nowe przepisy nie spowodują większego bezrobocia. Tymczasem eksperci z GUS, PwC i PRCH ostrzegają, że utrata pracy grozi nie tylko 36 tys. zatrudnionym w handlu, ale również w usługach zależnych, jak np. sprzątanie, ochrona, gastronomia i inne usługi w centrach handlowych. Na Węgrzech zakaz handlu w niedziele zwiększył bezrobocie. Po wprowadzeniu regulacji w marcu 2015 r. już w maju zatrudnienie w handlu było o 3 tys. osób niższe niż w lutym.
Zdaniem rządu, jeśli właściciele małych sklepów zdecydują się sami prowadzić sprzedaż w sklepie w niedziele, część z nich może przyjąć pracowników na inne dni tygodnia, czyli zatrudnienie w małych sklepach wzrośnie. A na Węgrzech duże sklepy obniżyły ceny, aby przyciągnąć klientów w inne dni tygodnia. W efekcie ludzie kupowali jedzenie na zapas, a małe sklepy zaczęły plajtować na niespotykaną skalę. Ich właściciele zasilili grono osób bezrobotnych.
Rząd węgierski - w kwietniu 2016 roku - wycofał się z zakazu handlu w niedziele.