- Trzeba dążyć do spełniania marzeń. Chciałbym w przyszłości zostać mistrzem świata - deklaruje Mateusz Baranowski
Jak zaczęła się twoja przygoda ze snookerem?
Wszystko rozpoczęło się od oglądania meczów w Eurosporcie. Do tego namówił mnie dziadek. Przychodziłem do niego często i wspólnie siedzieliśmy przed telewizorem.
Młodzi chłopcy zazwyczaj wybierają piłkę nożną, czy inne popularne dyscypliny. Dlaczego akurat snooker?
Ja również miałem być piłkarzem. Jednak przed pierwszym treningiem poszedłem na bilarda i tak mi się spodobało, że na razie tam zostanę. Z tygodnia na tydzień byłem coraz bardziej zafascynowany. Tak się złożyło, że rodzice kupili mi stół do domu i od tamtego momentu myślałem już tylko o snookerze.
Od początku potrafiłeś pogodzić obowiązki szkolne z treningami?
W pierwszych latach nie było trudno, ponieważ nie ćwiczyłem codziennie tylko dwa razy w tygodniu. Dużo pomogło mi to, że miałem stół u siebie. Nie musiałem dojeżdżać na zajęcia. Mogłem dowolnie dysponować swoim czasem. Jednak teraz traktuję to jako swoją pracę i obecnie jest zdecydowanie trudniej. Trenuję po kilka godzin dziennie. Większość nauczycieli wie, że gram. Mam indywidualną organizację studiów i nie ma już z tym problemu.
Na warunki do treningów chyba nie mogłeś narzekać?
Na pewno nie. Rodzice zapewnili mi jak najlepsze warunki. Nie było łatwo, jednak widzieli, że jest to moja pasja i kocham to robić. Chcieli umożliwić mi jak najlepszy rozwój.
Większość mówi, że snooker to drogi sport. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
Na pewno. Nie można liczyć na pomoc ze strony klubów. Związek stara się dofinansować nasze wyjazdy zagraniczne. W ostatnich latach byłem zależny tylko od siebie. Dopiero w tym roku zaczęła się pomoc. Na początku trzeba sporo zainwestować, a na to nie każdy może sobie pozwolić.
Zawsze miałeś w sobie tyle samozaparcia?
Byłem dzieckiem i nie do końca wiedziałem co w życiu będę robił. Jednak kochałem grać i od początku bardzo mi się to spodobało. Taktyka, wbijanie, koncentracja. Jest to sport dla dżentelmenów, zachowanie przy stole, eleganckie ubranie…
Mówiłeś o koncentracji. W szkole bardziej lubiłeś matematykę od języka polskiego?
Tak. Jestem ścisłowcem. Grając w snookera, w głowie trzeba obliczać kąty i od początku wiedziałem, w którą stronę bili uderzyć, żeby ją wbić. Ma to sporo wspólnego z matematyką.
Zdarzało ci się opuszczać szkołę kosztem treningów?
Przede wszystkim wtedy, kiedy jeździłem na turnieje. Nauczyciele byli źli, kiedy wyjeżdżałem np. na miesiąc. Bywało tak, że dwa pod rząd odbywały się za granicą. Jednak zawsze starałem się to nadrabiać. Najpierw chodziłem do zielonogórskiej „siódemki”, teraz studiuję wychowanie fizyczne na uniwersytecie w naszym mieście. Cały czas kształcę się pod kątem sportu.
Kiedy w twoim życiu przyszedł moment, w którym podjąłeś decyzję, że chcesz postawić tylko na snookera?
Działo się to bardzo powoli. Początkowo zacząłem zdobywać pierwsze mistrzostwa Polski w kategoriach juniorskich. Z czasem pojawiały się przegrane, jednak kolejne zwycięstwa mocno mnie mobilizowały. Chciałbym grać na takim poziomie, aby moje mecze były regularnie transmitowane w telewizji. Miałem już dwukrotnie tę przyjemność, lecz należałem wtedy jeszcze do outsiderów. Na poważnie o snookerze zacząłem myśleć trzy – cztery lata temu. Zdałem sobie sprawę, że jest to coś, co może przynieść mi w przyszłości pieniądze i przy okazji robię to co kocham.
Pojawiały się już momenty zwątpienia?
Bywało tak, że miałem już dość. Po niektórych turniejach wracałem mocno rozczarowany. Nie tylko swoją grą, lecz czasem po prostu wynikiem. Od jakiegoś czasu to się zmieniło. Nawet jeśli rezultat nie jest najlepszy, to wiem, że ciężko trenowałem i nadal robię swoje. Zdobyłem więcej doświadczenia i wiem czego chcę. Dążę do celu i chcę stawać się coraz lepszy.
Między innymi przez twoje sukcesy Zieloną Górę śmiało można nazwać polską stolicę snookera?
Myślę, że tak. Zielona Góra od lat jest mocno kojarzona z tą dyscypliną. Adam Stefanów i ja w ostatnich latach zdobywaliśmy mistrzostwa Polski. Cały czas mamy dobre wyniki i to może tylko cieszyć.
Jak wyglądają twoje relacje z Adamem Stefanowem i Marcinem Nitschke?
Kiedyś trenowaliśmy razem. Od pewnego czasu nasze drogi się rozeszły. Każdy z nas przygotowuje się sam. Niedługo wspólnie z Adamem wystąpimy na turnieju, na którym powalczymy o awans do Main Touru (dop. red. turnieje zawodowców). Przed nim na pewno trochę razem potrenujemy. Z Marcinem od jakiegoś czasu nie mam żadnego kontaktu.
Następnym twoim celem będzie właśnie awans do elity?
Przygotowuję się na eliminacje. Jeżeli się nie uda, to będę nadal walczył o kwalifikacje. Za miesiąc w Albanii powalczę o obronę mistrzostwa Europy na sześciu czerwonych bilach.
Można utrzymać się ze snookera nie będąc w gronie zawodowców?
Niestety w naszym kraju nie wygląda to najlepiej. Związek robi co może. Małymi krokami, powoli idzie to do przodu. Nie ma zbyt dużych wygranych, żeby można było z tego żyć. Imprezy odbywają się głównie w Warszawie czy Lublinie. Same koszty są bardzo duże. Po zajęciu pierwszego czy drugiego miejsca można coś zarobić, a do kolejnych pozycji trzeba już dopłacać. Około 50 zawodników ze światowego rankingu żyje bardzo dobrze, kolejni też sobie nieźle radzą. Wysokość nagród ostatnio została podniesiona. Za wygraną w pierwszej rundzie mistrzostw świata można zarobić około 7.000 funtów. Są to niemałe pieniądze.
Przy dość wysokich kosztach ważne jest umiejętne znalezienie sponsorów?
Tak. Mogę liczyć na ich pomoc. Dzięki nim jeżdżę za granicę. Nie mogę zapomnieć o mojej rodzinie, rodzicach i dziadkach, którzy pomagają mi teraz, ale byli przy mnie wtedy, kiedy nie mogłem liczyć na innych.
Jak wygląda twoje życie? Masz czas na inne przyjemności niż treningi?
Znajduję czas, aby wyjść z domu, ale jego większość poświęcam na snookera. Staram się pilnować tego, co dzieje się na studiach, ponieważ dużo turniejów wypada w tym okresie.
Śledzisz poczynania innych zielonogórskich sportowców?
Od tamtego sezonu chodzę na żużel. Kiedyś interesowałem się koszykówką. Wybieram się na mecz z Toruniem, także jestem w miarę na bieżąco ze wszystkim.
W tym sezonie Falubaz powalczy o najwyższe cele?
Zespół praktycznie w każdym sezonie może powalczyć o złoto. Oby nowy nabytek Jacob Thorsell spisywał się tak dobrze jak Andrij Karpow i Jason Doyle, którzy rok temu jeździli świetnie. Liczę, że powalczymy o jak najlepszy rezultat. Najlepiej o złoto!