Niech mnie ktoś uszczypnie, czyli dziwny jest ten świat
Piętnastoletni syn znajomych poszedł do sklepu w Bronowicach i zastał tam pijanego faceta, który cieszył się, że niedługo z Polski zostaną pogonione „te wszystkie pedały”.
Jedna z ekspedientek ponoć milczała, ale druga dopingowała wyczyny oratorskie podchmielonego pana... Przyznaję, nie podobało mi się wykorzystywanie przez komercyjne media podobnych scenek przed wyborami, bo pokazywały jednak margines - niemniej nie sposób nie zastanowić się, jak teraz władza ma zamiar poradzić sobie z tymi wszystkimi demonami, które świadomie powyganiała z dziur.
Widać bowiem wyraźnie, że w trakcie kampanii sztabowcy zwycięskiego obozu, na czele z szefami TVP sprawili, że wszelkiej maści chamy nie mają już dziś wstydu, by dawać publicznie upust swoim „przekonaniom”. Mogą nie tylko śmiało dowalać „pedałom”, ale też piętnować każdego z 10 milionów wyborców Trzaskowskiego jako agenta Niemiec lub Rosji (do wyboru) oraz nazywać sługusami żydowskiego lobby. Mało tego. Mogą już nie czuć żadnych hamulców w ośmieszaniu ludzi wykształconych, bo to, panie, „durne elyty są”, a na uniwersytetach „to się ludzi ogłupia, a nie uczy”.
Nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem Rafała Trzaskowskiego (zwłaszcza za jego bierną postawę w kwestii warszawskiej afery reprywatyzacyjnej), ani tym bardziej zmurszałej i nadającej się do skasowania PO - jednak czuję się w ostatnich dniach tak, jakby ktoś publicznie na mnie zwymiotował. Nie myślałem bowiem, że dożyję czasów, w których demokracji towarzyszyć będzie atmosfera Marca 1968. Niech mnie ktoś uszczypnie, bo chciałbym się wreszcie obudzić.