Nie żyjemy tylko dla siebie, trzeba mieć serce
O swojej pracy w ramach wolontariatu mówi Klaudia Probucka, pomagająca w Miejskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Żarach.
Dlaczego zdecydowałaś się na pracę w wolontariacie?
To zajęcie daje mi mnóstwo satysfakcji, nawet trudno to określić słowami. Nie dostaje się za to żadnych pieniędzy, ale radość jaką czerpię z opieki nad zwierzętami ze schroniska jest dużo ważniejsza. Żałuję tylko, że nie zapisałam się do Żarskiego Stowarzyszenia Pomocy „Aport” trochę wcześniej, ale teraz działam i nadrabiam stracony czas.
Stracony czas? Jesteś przecież bardzo młoda.
Owszem, mam siedemnaście lat, a w organizacji działam już od dwóch lat. Ale są takie koleżanki, które pracę zaczęły jeszcze w podstawówce i teraz mają dużo większe doświadczenie. Mogą opowiadać o psiakach, którymi zajmowały się całymi latami i to dzięki nim zmieniły się z zastraszonych, skrzywdzonych przez ludzi, w pełne życia. Taki proces trwa czasami całe miesiące, wymaga od wolontariusza wiele cierpliwości i doświadczenia, którego mi czasami brakuje.
Skąd dowiedziałaś się o możliwości zostania wolontariuszką?
Koleżanka ze szkolnej ławki powiedziała mi, że od czasu do czasu wpada do schroniska, żeby wyprowadzić psy i pobawić się z nimi. Pewnego dnia postanowiłam pójść razem z nią, szybko złapałam bakcyla i dalej już poszło. Teraz opiekuję się tymi zwierzakami w każdy weekend i zawsze, gdy mam trochę czasu w tygodniu.
Bycie wolontariuszem ma też negatywne strony?
Trudno mi takie znaleźć. Nawet nie poświęcamy w żaden sposób swojego wolnego czasu, bo to jest coś, co kochamy. W schronisku poznałam wiele fajnych koleżanek i kolegów. Teraz tworzymy tam zgraną paczkę. Jeżeli chodzi o negatywy, to może to, że czasami po prostu trudno jest patrzeć na zwierzaki, które trafiają do nas z ulicy lub od osób, które się nad nimi znęcały. Widok wychudzonego, siedzącego w kącie ze spuszczoną głową psiaka jest naprawdę przykry. Inne na wszystkie przebyte traumy reagują agresją. Wtedy bardzo trudno o adopcję. Trzeba takiego psa długo socjalizować, żeby nie zaatakował nowych właścicieli, na przykład przy misce. Głodzone zwierzęta są na to bardzo wyczulone i nawet pogłaskanie ich w trakcie jedzenia może być niebezpieczne.
W schronisku zdarzają się takie wypadki?
Nie, mamy tak dobierane psiaki, żeby nikt nie czuł się niepewnie. Starsi stażem wolontariusze zajmują się tymi większymi albo sprawiającymi jakieś kłopoty a ci młodsi spokojnymi i mniejszymi. Na samym początku uważnie obserwujemy zwierzaka, aby poznać jak reaguje w rożnych sytuacjach. Niektóre psy reagują bardzo źle na dorosłych mężczyzn, bo na przykład przez takiego były bite. Inne nie tolerują dzieci, dlatego bardzo ważne jest poznanie każdego z włochatych podopiecznych. Nie może być tylko kolejnym numerkiem w schronisku. Nadajemy im imiona, jeżeli takich nie mają i staramy się stworzyć warunki najbliższe do tych domowych.
Jak można pomóc w waszej działalności?
Organizujemy świąteczne zbiórki żywności, kocyków, smyczy. Takie datki można oddać w supermarketach lub indywidualnie przywieźć do schroniska. Zbliża się zima, trudny czas dla zwierząt, więc przyda się właściwie każda rzecz. A podstawą w pomocy jest przyłączenie się do naszego wolontariatu. Najważniejsze jednak, żeby świadomie adoptować zwierzaki. Nie traktować ich jak prezent pod choinkę a żywą istotę, która czuje dokładnie tak samo jak człowiek.