Nie zapominają o swoich korzeniach i śląskiej godce

Czytaj dalej
Fot. arc
Aldona Minorczyk

Nie zapominają o swoich korzeniach i śląskiej godce

Aldona Minorczyk

Ślązacy w Brukseli? Jest ich tam spora grupa. Europarlamentarzyści: Elżbieta Bieńkowska, Jerzy Buzek, Jan Olbrycht, Marek Plura, Bolesław Piecha. Śląską godkę może nie jest jeszcze łatwo usłyszeć na słynnym Grand Place. Ale na parlamentarnych korytarzach coraz częściej.

Śląsk? To siedzi w człowieku głęboko

Janusz Gałęziak, b. wiceminister pracy, dyplomata co prawda ze Śląska wyjechał wiele lat temu, ale o swoich korzeniach nie zapomina. Jest autorem cieszącego się ogromnym wzięciem nieformalnego słownika gwary śląskiej, którym chętnie dzieli się ze znajomymi i równie chętnie daje popisy śląskiej gwary.

- Och, to tylko kilka kartek. Chętnym wysyłam do zapoznania się mejlem. Bo ten Śląsk siedzi w człowieku głęboko. A przecież wyjechałem z niego dawno temu. Pracowałem na Pomorzu i w Warszawie, a teraz w Brukseli - podkreśla i w tym brukselskim śląskim tygielku udziela się nader aktywnie. Zwłaszcza, że jego żona Alicja Majewska-Gałęziak jest prawą ręką europosła Marka Plury. Tak ona, jak i pochodzący ze świętokrzyskiego Maksym Dziarmaga, stażysta w biurze europosła nie robią już zdziwionych min, gdy ktoś prosi o odwieszenie mantla, czy tyj.

"Godomy po ślonsku" naklejka z takim napisem wita gości pokoju nr 163 na dwunastym piętrze budynku Parlamentu Europejskiego, biura Plury. Tu od kilku miesięcy kumulują się śląskie sprawy w Brukseli. Sam europoseł nie ukrywa, że do Parlamentu przyjechał pozałatwiać śląskie sprawy. - Dla mnie ważne są: po pierwsze sprawy społeczne; po drugie śląska godka, regionalizm. I tak sobie rok temu pomyślałem, że wybiorą mnie albo i nie, ale przynajmniej podczas kampanii opowiem o śląskiej tożsamości, tradycji, kulturze. Uświadomię politykom, także tym z Platformy, którzy te sprawy lekceważą, jak one są dla nas tutaj ważne.

Został wybrany, więc działa. - Jesienią 2015 roku zaplanowałem tu w Brukseli dużą wystawę. Chciałbym pokazać Ślązaków od św. Jadwigi po czasy współczesne. To nie będzie lekcja historii, to będzie lekcja nowoczesnej Europy, która jest mocna dzięki silnym korzeniom. W naszej śląskiej krwi płynie dużo tej europejskiej inicjatywy, dzięki której region się rozwija. My umiemy i chcemy korzystać z różnorodności - podkreśla.

Jego bliski współpracownik w śląskich sprawach to Grzegorz Franki, wiceszef Zwiazku Górnośląskiego: - Wkrótce będziemy mieli tu kolejnego Ślązaka. Chcemy, aby Manneken Pis, czyli "sikający chłopiec", symbol Brukseli, dostał śląski strój.
Dzięki staraniom Plury w PE zawiązano intergrupę parlamentarną do spraw etnicznych, językowych i kultury regionalnej. - Cieszę się, że dzięki temu będę mógł także bardziej formalnie zadbać o status godki, śląskiej tożsamości - mówi europoseł.
Zawiązanie tej grupy nie było łatwe, bo w PE może być ich tylko 20, a nie jak w krajowym parlamencie - dowolna liczba. Aby zrealizować swój pomysł poseł musiał zabiegać o głosy innych poityków. Jak widać: skutecznie.

Unijni giganci pracy z Gliwic i Rybnika

Jan Olbrycht jest w Parlamencie Europejskim od 2004 roku. Jest zdecydowanie najbardziej pracowitym i chyba najskromniejszym europosłem ze Śląska i z Polski. Rozwój miast, pozyskiwanie środków unijnych na ten cel. Pracuje nad tym konsekwentnie, co zostało wielokrotnie zauważone i nagrodzone tak przez oficjalne instytucje, jak i przez media.

Spotykamy go na festiwalu filmów o osobach niepełnosprawnych organizowanym przez Marka Plurę. - Staramy się wzajemnie wspierać swoje inicjatywy. Tak po prostu trzeba - podkreśla z uśmiechem. Przyszedł mimo pracowitego dnia i późnej pory. Pewnie jak wielu innych skusiła go też śląska kuchnia serwowana na bankiecie, bo daje się skusić pysznym pierogom.
Wyjątkowo zabrakło za to najbardziej rozpoznawalnego ze śląskich europosłów prof. Jerzego Buzka, byłego premiera i przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. - Miły, rzeczowy dyplomata i bardzo sprawny polityk - chwalił jakiś czas temu na łamach DZ Buzka Toby Vogel, dziennikarz "The Economist". - Doświadczony na europejskiej arenie, sprawny i kompetentny - dodała do tej charakterystyki swoją ocenę Valentina Pop, wieloletnia dziennikarka EUObservera.

Jest i śląski debiutant w Brukseli, pochodzący z Rybnika Bolesław Piecha, póki co bez dorobku, jedynie deklarujący: "Szczególny nacisk w Parlamencie Europejskim pragnę położyć na kwestie związane z ochroną życia od momentu poczęcia, aż do naturalnej śmierci. Zamierzam aktywnie działać nad właściwym uregulowaniem kluczowych zagadnień bioetycznych, zarówno w prawodawstwie unijnym, jak i polskim".

Chyba w Brukseli nie czuje się jeszcze zbyt pewnie. Na jego oficjalnej stronie w dziale "aktualności" są zalewie trzy informacje, w tym relacje z wycieczki jego gości do PE, wizyty papieża Franciszka w Strasburgu i... obchodów Święta Niepodległości w Raciborzu.

Ślązaczka z Mysłowic narzeka na urzędników
Pracowitość to cecha bynajmniej nie obca jednej z najbardziej rozpoznawalnych obecnie śląskich twarzy w Unii Elżbiety Bieńkowskiej. Była wicepremier i minister infrastruktury z PO zwykła też podkreślać przy każdej okazji: - "Jestem z Mysłowic." Teraz także z Brukseli. Jak sobie radzi? No właśnie: różnie.

Można odnieść wrażenie, że nasza komisarz do spraw rynku wewnętrznego, przemysłu i przedsiębiorczości nie może przywyknąć do brukselskiej biurokracji. Ta zaś podobno nie ma sobie równej na całym świecie. - Tu urzędnicy pracują tak jak u nas w latach 90. - narzekała w mediach przywykła do posłuszeństwa podwładnych Bieńkowska. No i zraziła tym związkowców, którzy poskarżyli się na nią Jeanowi Claude'owi Junckerowi, przewodniczącemu Komisji Europejskiej.

Czy ostatecznie zaaklimatyzowała się w Brukseli? Na pewno musiała pójść na duży kompromis. - Lubię mieć zawsze wszystko bardzo szybko załatwione, a w Brukseli różne rzeczy, nawet techniczne, trwały znacznie dłużej niż w Polsce - podkreślała. Faktem jest, że w urzędach tego miasta każda decyzja musi przejść swoją drogę. Procedury to rzecz święta. Nie ma od nich żadnych odstępstw. Zapomnieć też można o elastyczności. Czy zadziorna mysłowiczanka przystosuje się do tych zasad?

Sowite poselskie apanaże
Za pracę w Brukseli otrzymuje się sowite wynagrodzenie. Każdy europoseł miesięcznie dostaje ponad 7600 euro brutto, czyli ponad 31 tysięcy złotych. Pensja to nie wszystko. Europosłowie otrzymują także dzienną dietę, około 300 euro na wyżywienie czy zakwaterowanie oraz dodatkowo 4 tysiące euro na prowadzenie biura poselskiego. Słowem, nie ma na co narzekać.

W Brukseli czują się jak w domu, bo jeśli mają ochotę na polską, czy śląską kuchnię, to po prostu idą do knajpki "U Basi", tuż obok siedziby parlamentu. Do dyspozycji mają też stołówki w gmachu PE. Dodatkowo każdego dnia odbywa się tak wiele imprez z... wyszynkiem. Na bankietach zaś zwykle serwowane są specjały różnych krajów. Kuchnia polska jest już tam doskonale znana i to ona podobno jest tajemnicą ogromnej frekwencji na naszych imprezach.

Gdzie mieszkają posłowie? To zależy. Jedni wynajmują pokoje w hotelach. To droższe, ale zapewnia pełną obsługę. Nie muszą sobie zawracać głowy sprzątaniem, przygotowaniem śniadania, meblowaniem. Inni wynajmują mieszkania. To tańsza opcja i dodatkowo można tam przyjąć gości z kraju.

Aldona Minorczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.