Przykro mi jest, kiedy słyszę od swoich rówieśników, że wolą ,,przerzucać mięcho na magazynie” za pięć funtów za godzinę niż pracować w Polsce
Wracając ze spotkania z Łucją Fice, gorzowską pisarką, mam łzy w oczach. - Nie wysyłajcie nas za granicę – prosi kobieta łamiącym się głosem. Jest autorką książki „Przeznaczenie” o historii Gabrysi „z miasta na literę G.”, która wyjechała za granicę, bo nie mogła znaleźć pracy w Polsce. Łucja Fice jeździła do Niemiec i do Anglii pracować jako opiekunka do dzieci. Wie o czym mówi i o czym pisze.
Swoją prośbę adresuje do władz naszego kraju. Tak jest, nie wysyłajcie! Nie każcie nam pracować w atmosferze poniżenia, strachu o każdy kolejny dzień, daleko od domów, w miejscu, gdzie zewsząd otacza nas obcy język i obca kultura!
Bo o ile dla przeciętnego zjadacza chleba możliwym jest uporanie się z jedną rzeczą: albo językiem, albo kulturą - o tyle już poradzenie sobie z jednym i drugim na raz - już niekoniecznie.
Sama spędziłam prawie pół roku w Liverpoolu. I bardzo przykro mi jest, kiedy słyszę od swoich rówieśników, że wolą ,,przerzucać mięcho na magazynie” za pięć funtów za godzinę, bez umowy, świątek, piątek i niedziela, niż pracować i rozwijać swoje zainteresowania w Polsce. Że wolą mieszkać w pełnych pleśni domach, po trzy, cztery osoby na pokój, bo tak taniej, bo więcej kasy będzie można przywieźć do domu, niż w „ciasnym, ale własnym” mieszkaniu w Polsce.
Co jest nie tak z naszym krajem, że deszczowe, dalekie od domu i ociekające – tak jest, ociekające! - brudem Wyspy stały się dla nas Ziemią Obiecaną? Ile lat jeszcze będziemy sprzedawać swoje dusze za kilka banknotów z podobizną królowej?
Jasne, że w Polsce można zarobić więcej niż najniższe 1500. Ale trzeba mieć trochę talentu, szczęścia i czasami wykształcenia. Po spełnieniu tych warunków raczej jednak i tak nie dostaniemy tyle, co Brytyjczyk – czy Niemiec, Francuz, Szwajcar – w, brzydko mówiąc, byle magazynie.
Nikogo nie zmusisz
Odwiedzam strony internetowe Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gorzowie i Zielonej Górze. I co widzę? Widzę zakładkę z ofertami pracy. Za granicą… Znajduję też tzw. Eures. „To sieć współpracy publicznych służb zatrudnienia państw Unii Europejskiej oraz Norwegii, Islandii, Lichten¬steinu, Szwajcarii i ich partnerów” – czytam.
Już mocno poirytowana pytam wysokich urzędników z Gorzowa i Zielonej Góry, co można zrobić, by młodych - zamiast wręcz wysyłać gdzieś daleko - zatrzymać w Lubuskiem.
- Nikogo nie można zmusić do pozostania w danym kraju czy mieście – mówi mi Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry. – Należy jednak stworzyć atrakcyjne dla młodych warunki. Chcemy dać im szansę na jak najlepszą przyszłość.
W Gorzowie odpowiada mi kierownik miejskiego wydziału spraw społecznych Hanna Gill-Piątek: - W Gorzowie jest rozwijająca się akademia. Pracujemy nad nową polityką mieszkaniową. Młodzi rodzice mogą liczyć na korzyści z Karty Dużej Rodziny czy na rosnącą ilość miejsc w miejskich żłobkach.
Ale czy to kogoś przekonuje? Małgorzaty Monety, 40-latki rodem z Gorzowa, od pięciu lat mieszkającej w Berlinie z córką, nie przekonało wcale. - Nie wrócę do Polski. Przez lata bezprawia i nieudolnego gospodarowania żyje się tu ciężko – mówi mi twardo. – W Polsce dwa razy zgłosiłam uporczywe uchylanie się od płacenia alimentów przez ojca mojej córki. Sprawa została umorzona z powodu… braku dowodów. Śmiechu warte! – oburza się kobieta. – A tu, w Niemczech, dostałam alimenty państwowe, bez żadnej dyskusji. Chcę dać swojemu dziecku łatwiejsze życie, niż to, które ja miałam.
1,1 tys. osób rocznie
Statystyki wskazują, że wyjeżdżamy niestety coraz chętniej. - Od 2013 r. liczba wymeldowań z pobytu stałego w województwie w związku z wyjazdem na stałe za granicę utrzymuje się na relatywnie wysokim poziomie - 1,1 tys. osób rocznie - podaje Wojewódzki Urząd Statystyczny w Zielonej Górze.
Na szczęście są też tacy, którzy nie chcą wyjeżdżać. - Mam tu rodzinę, przyjaciół, których nie chciałabym opuszczać, bo bez nich byłoby mi ciężko – mówi mi Angelika Zamrzycka, 22-letnia studentka ze Skwierzyny.