Najnowsza premiera Nowego Teatru w Słupsku to przestroga przed naiwnością, która może nie pozwolić zauważyć rodzącego się zła.
Po "Dwojgu biednych Rumunach mówiących po polsku", a także wcześniejszych spektaklach - "Bóg mordu" i "Ulica" - słupski Nowy Teatr przygotował kolejną premierę, w której dotyka trudnych, ważnych i wciąż, a może coraz bardziej aktualnych tematów. Tematów, które pokazują, jak człowiek może być niebezpieczny dla samego siebie.
Sztuka "Biedermann i podpalacze" Maksa Frischa, którą widzowie zobaczyli w ten weekend, to gorzka komedia napisana w połowie ubiegłego wieku.
Oto w cichym i spokojnym domu żyje dobrze sytuowane małżeństwo państwa Biedermannów. Szczęście mąci im jedynie świadomość, że w okolicy grasuje szajka podpalaczy. Względny spokój daje jednak przekonanie, że dopóki zło nie dostaje się do ich domu, nie należy się nim nadzwyczajnie przejmować. Nie podejrzewając nadchodzącej katastrofy, pan Biedermann (z niemieckiego - "poczciwiec") wpuszcza do swojego domu bezdomnego włóczęgę, byłego zapaśnika. Jeszcze nie wie, jak wielką cenę przyjdzie mu za to zapłacić. Gdy w willi pojawia się również mózg złowieszczej operacji, los Biedermannów wydaje się być przesądzony. W domu spokojnych, poczciwych ludzi pojawia się zło, odkraja plasterek po plasterku ich wolność i prawa. Zagarnia dla siebie przestrzeń kawałek po kawałku. Robi to z uśmiechem i znajomością socjotechniki. Manipuluje i niszczy. Aż do ostatecznej zagłady.
Oglądając najnowszą premierę słupskiego teatru, widz niemal od początku ma przeczucie, że wydarzy się nieszczęście. To odczucie potęguje świetna muzyka Toma Leon-hardta. "Biedermann i podpalacze" to sztuka niezwykle aktorska, ze świetnie napisanymi rolami. Największe brawa zebrał niezwykle zabawny Dominik Nowak, grający byłego zapaśnika, człowieka od mokrej roboty, nieokrzesanego półgłówka. Steruje nim przebiegły manipulator, w tej roli Igor Chmielnik. Wykorzystuje dobroć i naiwność Biedermanów (zagranych przez Jerzego Karnickiego i Bożenę Borek). A poczucie nieodzowności tego, do czego ta naiwność może doprowadzić, potęgują tylko złowróżbne komentarze narratora, Krzysztofa Kluzika. Ta postać powoduje, że spektakl staje się nieco odrealniony, niemal metafizyczny. I tylko zło pozostaje realne.
W latach 50. XX wieku, gdy sztuka Maksa Frischa została zrealizowana najpierw jako słuchowisko radiowe, a potem przeniesiona również na deski teatru, odczytywano ją jako przestrogę przez konformizmem i ukazanie źródeł faszyzmu. Walorem tej pozycji jest jednak jej ponadczasowość i aktualność również tu i teraz. Ten spektakl warto zobaczyć nie tylko dla gry aktorów, ale również po to, by móc rozpoznać rodzące się zło i dowiedzieć się, jak może zawładnąć naszym domem.
Spektakl powstaje dzięki wsparciu finansowemu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz miasta Słupska w ramach projektu "Ponad granicami" realizowanego przez Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku. Również ze względu na międzynarodową współpracę podczas spektaklu można zobaczyć tłumaczenie kwestii na język niemiecki. Spektakl "Bieder-mann i podpalacze" w Nowym Teatrze zobaczyć będzie można w ostatni weekend stycznia. Najnowszą słupską premierę zobaczą również widzowie w Niemczech.
"Biedermann i podpalacze"
Autor: Max Frisch, tłumaczenie: Sława Lisiecka, reżyseria: Torsten Münchow, asystent reżysera: Julita Witt, scenografia: Tobias Nachtrodt, muzyka: Tom Leonhardt.
Obsada: Bożena Borek, Igor Chmielnik, Monika Janik, Jerzy Karnicki, Krzysztof Kluzik, Dominik Nowak.
Premiera: 2 grudnia 2017 r.