Nie są już razem od dawna, ale ona nie chce jego zguby
Sala sądowa to dobre miejsce na obserwacje ludzkich relacji i emocji. Szczególnie, gdy w grę wchodzi miłość lub dobro dzieci i pieniądze.
Takie emocje widziałem ostatnio na procesie o usiłowanie zabójstwa, który rozpoczął się przed szczecińskim Sądem Okręgowym. Na ławie oskarżonych zasiadł młody mieszkaniec Trzebiatowa, który ponoć chciał spalić rodzinę, w tym córkę i matkę swoich dzieci. Tak przynajmniej uważa prokuratura, która zarzuca mu usiłowanie zabójstwa przez spowodowanie pożaru. W śledztwie była już przyjaciółka nie zostawiła na nim suchej nitki. Ale podczas rozprawy w sądzie mówiła już inaczej, broniąc ojca swoich dzieci, których nie widział od roku, bo siedzi w areszcie.
- On świata poza dziećmi nie widział. Nie byłby zdolny, aby zrobić nam krzywdę - mówiła.
Oni
Parą byli 17 lat. Mają dwoje dzieci.
- Dzieci były w niego wpatrzone jak w obraz. Był dobrym ojcem. Utrzymywał nas - mówiła w sądzie ona.
On w październiku ub.r. wziął pojemnik z benzyną i oblał drzwi mieszkania, za którymi była jego rodzina: trzy osoby dorosłe i troje małych dzieci.
- Uratowali się tylko dzięki szybkiej pomocy. Oskarżony usiłował ich zabić poprzez podpalenie - oskarżał prokurator.
- Przyznaję się do spowodowania pożaru, ale nie chciałem nikogo zabić. Nie pamiętam nic z tamtych dni. Piłem i brałem narkotyki - broni się.
Bronisław O. ma 31 lat. Z zawodu jest piekarzem. Od kilku lat pracował w Norwegii. Do Trzebiatowa przyjeżdżał co dwa miesiące. Zostawał dwa tygodnie. Cztery lata temu, prawdopodobnie po śmierci matki, zaczął pić nałogowo. Próby odwyku nie pomogły. Na rozprawie pojawił się jego ojciec. Na twarzy ma wypisane cierpienie z powodu tragedii, którą spowodował jego syn Bronisław.
W październiku ub.r. oskarżony poszedł z benzyną pod drzwi siostry swojej partnerki przy ul. Wojska Polskiego w Trzebiatowie, oblał je benzyną i podpalił. Potem uciekł. Policjanci przyszli po niego do domu. Spał. W śledztwie i w sądzie nie był zbyt rozmowny. Ograniczył się do kilku zdań.
- Przez kilka dni nie wierzyłem, że to ja mogłem zrobić, ale widziałem, co jest w aktach. Kocham swoją rodzinę - oświadczył.
Ofiary przeżyły, bo gdy zobaczyły dym spod drzwi, zaczęły przez okno wzywać pomocy. Ktoś zjawił się z drabiną i pokrzywdzone zeszły po niej z pierwszego piętra. Ogień zniszczył drzwi do mieszkania, klatkę schodową, instalację elektryczną.
Podczas pierwszej rozprawy przed szczecińskim sądem zeznania składały pokrzywdzone, m.in. była partnerka Bronisława O., Dagmara H. oraz jej siostra, Kamila H.
Dagmara, która nie ukrywa złości na byłego partnera (nie kontaktują się od roku), ale próbowała go bronić.
- Nie był agresywny. Trzy dni przed pożarem pokłóciliśmy się i przeprowadziłam się z dziećmi do siostry. Nie wierzę, że mógł chcieć nas zabić - zeznała.
Ale w śledztwie przyznała, że partner bywał agresywny i zdarzyło się, że musiała wezwać policję. Słów o agresji nie powtórzyła już w sądzie. Sąd chciał wiedzieć dlaczego. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Ale odniosłem wrażenie, że kobieta nie chce pogrążyć ojca swoich dzieci, któremu grozi dożywocie.
- Dzieci nie widziały go od tamtego zdarzenia - mówiła mając na myśli pożar.
Kamila, jej siostra, też nie chciała pogrążać niedoszłego szwagra, bo poprosiła sąd o odmowę zeznań. Sąd się nie zgodził, bo kobieta nie jest dla oskarżonego osoba najbliższą. Kamila H. liczyła zapewne, że sąd nie odczyta jej zeznań w śledztwie, w których pogrążyła oskarżonego.
- Gdy siostra wprowadzała się do mnie przed tym pożarem, to mówiła, że ją uderzył, ale wcześniej nie skarżyła się, że był agresywny. Od sąsiadów słyszałam, że chodził po ulicy i groził, że nas spali, że zrobi porządek. Ja wiem, że jest do tego zdolny - mówiła w śledztwie.
Pieniądze potrafią gubić
Proces Bronisława O. dobrze pokazał jeszcze jedną sprawę. Jak szybkie pieniądze mogą zniszczyć życie, szczególnie osobom, które wcześniej z większą gotówką nie miały do czynienia. Bronisław O. od kilku lat pracował w Norwegii. Zaczął nieźle zarabiać. Utrzymywał dzieci i Dagmarę. Starczało mu też na przyjemności. Niestety wybrał alkohol i podobno narkotyki.
- Ja u niego nigdy narkotyków nie widziałam, choć kilka razy o nich mówił. Dużo pił. Jak przyjeżdżał z Norwegii to pił prawie cały czas - twierdzi kobieta.
Do Polski przyjechał tydzień przed podpaleniem mieszkania.
- Byłem tak pijany, że ledwo wszedłem do samolotu. Potem piłem cały czas - opowiadał.
Trzy dni przed podpaleniem mieszkania pokłócił się z Dagmarą. Doszło do rękoczynów. Kobieta wyprowadziła się do siostry i zagroziła, że jak się nie ogarnie, to z nim zrywa. On zaczął wysyłać obraźliwe sms-y i nie ogarnął się. Pił dalej. Ona obawiając się go po ostatniej awanturze poszła z asystą policji po ubrania dla dzieci.
- Spał. Był zdziwiony, że wzięłam ze sobą policję - opowiadała Dagmarą H.
Potem rozpoznała go na klatce schodowej, gdy przyszedł z benzyną. Siostry uciekły do mieszkania z dziećmi. Chwilę potem zauważyły dym spod drzwi wejściowych.