Nie pukajcie już do apteki na rynku w Prószkowie
Państwo Wiśniewscy z Prószkowa po 39 latach zamknęli swoją rodzinną aptekę. - To koniec pewnej epoki – żalą się mieszkańcy.
- Kiedy się rano obudziłem pomyślałem: dziś czwarte pokolenie Wiśniewskich kończy pracę w aptece. Męskiego potomka nie mam, a córki: jedna podróżniczka i pisarka, a druga grafik komputerowy z farmacją nie mają nic wspólnego. Było mi przykro – przyznaje Ryszard Wiśniewski. - Teraz będziemy się musieli nauczyć żyć na emeryturze - dodaje jego żona Bożena.
Razem prowadzili aptekę przez 39 lat. Wcześniej pracowali w farmacjach w Sulejowie, Rozprzy, Mieszkowicach.
- Mieliśmy znajomego, który był zatrudniony na Opolszczyźnie i nakłonił nas abyśmy i my tutaj przyjechali. Była okazja, bo akurat zwalniała się apteka. Jako małżeństwo farmaceutów byliśmy mile widziani. A w Prószkowie, wtedy wsi, podobało się nam i zostaliśmy do dziś. Nie zamierzamy się wyprowadzać nawet na emeryturze – mówi Ryszard Wiśniewski.
Ich przejście na emeryturę to też okazja, by powspominać zabawne historie z życia w aptece.
- Na początku pracy przytrafiło się, że źle wydałem lek dla dziecka, a że nie było wtedy telefonów w każdym domu i nie mogłem o tym powiadomić rodziny, wysłałem na miejsce radiowóz milicyjny, żeby odebrali lek. Oni pojechali, ale… na sygnale. Cała wieś – a to było pod Nysą – zbiegła się żeby zobaczyć, co się stało – opowiada. Innym razem państwa Wiśniewskich obudziło w nocy pukanie. - Przyszedł gość weselny. Źle się poczuł i poprosił o krople żołądkowe, zaznaczając, by mu je podać z cukrem na łyżeczce, przez okienko – śmieje się pani Bożena.
Mieszkańcy Prószkowa nie mogą przeboleć, że zamyka się ich ulubiona apteka. Znoszą do niej kwiaty, podziękowania i kartki z życzeniami spokojnego życia na emeryturze.
- Pierwsze co zrobię, to pojadę do Opola – autobusem i nie będę się nigdzie śpieszyć – mówi pani Bożena. Pan Ryszard: - A ja skoszę na spokojnie trawnik. Tylko gdzie ja teraz będą realizował swoje recepty?