Nie pamiętam jej twarzy
Janina Żubryd, Janka, „Jasiek”, dziewczyna wyklęta... Dla Janusza Niemca z podnowosolskiego Mirocina Średniego to mama. Jednak w tej opowieści nie ma kołysanek, dłoni gładzącej głowę synka. Jest wojna i śmierć.
Opowie nam pan o swojej mamie? - O której z moich mam? - odpowiada pytaniem Janusz Niemiec, a właściwie Janusz Żubryd.
W czasie wojny dwie siostry Praczyńskie, Janina Żubryd i Jadwiga Niemiec, złożyły sobie przysięgę. Gdy jednej z nich coś się stanie, druga zajmie się jej dziećmi. Jadwiga walczyła w AK, trafiła do obozu w Oświęcimiu, by cudem uciec z marszu śmierci. Czy można było mieć mniejsze szanse na przeżycie tego czasu? Można, o czym przekonują wojenne losy Janki. I to Jadwidze przyszło siostrzeńca wykradać z sierocińca i później robić wszystko, by uciec przed pytaniami Januszka o „tamtą” mamę, o „tamtego” tatę. I powstrzymać łzy.
Przystojniak z wąsikiem
Janka Praczyńska, która przeszła do historii jako „Jasiek”, przyszła na świat 20 stycznia 1921 w Sanoku. W zamożnej rodzinie inżyniera leśnika, który był wielkim łowczym. Najpierw skończyła gimnazjum żeńskie, by podjąć pracę w tartaku. Jak później miała opowiadać Januszowi najmłodsza z sióstr, Krystyna, jego mama była ładna, pogodna, szczęśliwa... Trudno powiedzieć, kiedy w jej życiu pojawił się przystojny brunet z wąsikiem o zdecydowanie wojskowym wyglądzie. Starszy raptem o trzy lata Antoni Żubryd.
- Teraz powinniśmy wspomnieć kilka zdań o tacie, mężczyźnie po przejściach - dodaje pan Janusz. - Był niesfornym dzieckiem, stąd dziadkowie wysłali go jako nastolatka do szkoły podoficerskiej w Śremie. Bronił Warszawy podczas kampanii wrześniowej. Po rozwiązaniu jego pułku schronił się w Sanoku i tam rozpoczął działalność w ruchu oporu. Ale środki do życia zdobywał, trudniąc się przemytem przez linię demarkacyjną między Rosjanami a Niemcami. Podczas jednej z takich wypraw złapany przez bolszewików, zgodził się zostać ich szpiegiem. Przypuszczam, że w tartaku pojawił się, aby wyciągnąć informacje na temat niemieckich zamówień. Wiadomo było, że z tą siatką szpiegowską współpracowała już starsza siostra, Jadwiga.
Może znali się wcześniej? Ojciec Antoniego, Michał, był woźnym w gimnazjum, do którego chodziły panny Praczyńskie. Stąd w rodzinie wielkiego łowczego na zalotnika nie spoglądano życzliwym okiem. Mimo to młodzi pobrali się w 1940 roku. Jednak małżeńskiej sielanki nie było. Po ataku Hitlera na Rosję Niemcy znaleźli teczkę agenta „Zucha” i aresztowali jako rosyjskiego szpiega. Z wyrokiem śmierci, ze związanymi rękoma, uciekł znad grobu, powalając niemieckiego żołnierza, który miał strzelić mu w tył głowy. W tych właśnie okolicznościach, 22 października 1941, urodził im się syn, Janusz. Dzieckiem zajmowała się Janina. Antoni do wyzwolenia działał w konspiracji w okolicy Sanoka. I natychmiast zameldował się u nowych władz, powołując na swoją przeszłość, i zgłosił akces do służby bezpieczeństwa. Był przekonany, że służy wolnej Polsce. W Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa był w grupie walczącej z UPA, hitlerowskimi kolaborantami i zdrajcami narodu.
Pięcioletni polityczny
- To był krótki czas, gdy byłem z mamą - wspomina pan Janusz. - Czasem nawet wydaje mi się, że pamiętam jej twarz, ale po chwili obraz ten zlewa się ze zdjęciami, w które wpatrywałem się tyle razy. Nie, nie mogę przecież pamiętać. Miałem cztery, pięć lat...
To rodzinne szczęście nie trwało długo. W czerwcu 1945 Janina Żubryd podjechała ciężarówką przed więzienie w Sanoku, a jej mąż wyprowadził dziesięciu więzionych tam żołnierzy AK. Zresztą już wcześniej, tak zeznawali świadkowie, było widać, że nie jest zwolennikiem nowego ładu. To właśnie ta grupa uwolnionych dała początek oddziałowi NSZ „Zuch”.
- Myślę, że mama nie miała wyjścia, wiadomo, co UB robił z rodzinami niepokornych - tłumaczy pan Janusz. - Nawet ja, zaraz po tej ucieczce, trafiłem wraz z babcią do więzienia po raz pierwszy. Pod zarzutem współpracy ze zbrojną bandą Żubryda. Pięciolatek. Ojciec w odwecie zaatakował posterunek milicji w Haczowie. Zagroził, że zabije siedmiu milicjantów, jeśli jego syn i teściowa nie zostaną wypuszczeni. Wyszliśmy na wolność...
Mimo nieustannej inwigilacji Żubrydowie jak najczęściej starali się widywać synka. Jego najstarsza kuzynka, Teresa, wówczas 11-latka, na kilka dni zawoziła Januszka w rozmaite miejsca, gdzie ukrywali się rodzice. Ja tego nie pamiętam, ale świadkowie opowiadali, że na czele oddziału Żubryda często maszerował kilkuletni szkrab z bronią w ręku. To byłem ja. Zresztą nie był urodzonym konspiratorem. Pewnego dnia rodzicom cudem udało się umknąć z zasadzki. W domu został pięciolatek.
- Kto jesteś? - zapytał ubek
- Mały Żubryd - odpowiedział chłopczyk.
- Gdzie twój tato?
- W lesie.
- Co robi?
- Zabija milicjantów...
Może ją kochałem...
- Jak pan sądzi, dlaczego pana mama była w oddziale, dlaczego nie uciekła z dzieckiem w inny region Polski. Pobudki patriotyczne?
- Pewnie tak - odpowiada Niemiec. - Jednak ciotka Krystyna opowiedziała mi o spotkaniu z mamą, która ukradkiem przekradła się z lasu do Sanoka. Namawiała mamę, aby właśnie tak zrobiła, bo co to za życie w lesie. Wówczas mama miała powiedzieć: „Nie mogę, on by mnie zabił”. Tato był potwornie zazdrosny.
Przeglądamy fotografie. Piękna, młodziutka dziewczyna z kwiatami, panna młoda, matka z lnianowłosym chłopczykiem, młoda kobieta na łące... Ale tylko do pasa, czyli spódnica w kwiaty, zgrabne nogi, kobiece butki. Powyżej pasa nieco zbyt duża bluza mundurowa, wojskowa czapka i broń... I ostatnie zdjęcie. Ubrana w bryczesy, oficerki i marynarkę kobieta. Patrzy gdzieś w bok. Niby się uśmiecha, ale jakoś tak smutno.
Te same bryczesy rozpoznajemy na ostatniej fotografii. Strasznej. Leżą zwłoki dwóch osób. Janinę można rozpoznać tylko po tych bryczesach. - Zdradził ich jeden z najbliższych, który był jakby ochroniarzem rodziców - mówi biorąc tę fotografię do ręki pan Janusz. - Stało się to w momencie, gdy żegnali się już z podziemną działalnością, mieli zamiar wyjechać na Zachód. Był 24 października 1946.
Strzelał Jerzy Vaulin ps. „Mar”. Były żołnierz AK znany z brawurowych akcji podczas walk z Niemcami, zwerbowany przez UB. Szli w trójkę. W pewnym momencie Żubryd pozostawił małżonkę, w ósmym miesiącu ciąży i wraz z Vaulinem poszli sprawdzić dalszą trasę przemarszu. Gdy weszli do lasu, Vaulin wyjął z kabury pistolet i strzałem w tył głowy zabił Żubryda. Chwilę potem podstępem zwabił w to samo miejsce Janinę Żubryd. I strzelił. Gajowy z Malinówki, gdzie to się stało, przewiózł zwłoki przed sklep, skąd zabrało je UB. Leżały na kupie węgla, później zniknęły. Nikt nie wie, gdzie zostali pochowani.
- Spotkałem zabójcę rodziców - kończy cicho pan Janusz. - Zapytałem dlaczego. Dobrze, zabił ojca, ale dlaczego zastrzelił moja mamę. I wie pan, co mi odpowiedział? „Może ją kochałem, a może kocham zabijać”...
Pod koniec lat 90. eksperci kryminalistyki na podstawie zdjęć zwłok Antoniego i Janiny Żubrydów ustalili, że zostali zastrzeleni z tyłu, znienacka. W prowadzonym śledztwie Jerzy Vaulin przyznał się do zamordowania Antoniego i Janiny Żubrydów, podając swoją wersję wydarzeń - obronę konieczną. Po trwającym trzy lata od 1999 procesie Sąd Okręgowy w Krośnie umorzył postępowanie przeciwko Jerzemu Vaulinowi o zabójstwo małżeństwa Żubrydów z powodu przedawnienia. W 2012 pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej zajął się umorzeniem sprawy zabójstwa Antoniego Żubryda i jego żony. Jerzy Vaulin do ostatnich miesięcy życia utrzymywał swoją wersję wydarzeń...