„Prędzej spodziewałby się udziału w defiladzie zwycięstwa niż tego, że stanę przed polskim plutonem egzekucyjnym” - pisał w liście pożegnalnym do żony kpt. Tadeusz Ośko vel Wojciech Kossowski. Wyrok został wykonany 27 listopada 1946 r.
Tego dnia, w więzieniu na Wałach Jagiellońskich w Bydgoszczy stracono - oprócz kpt. Ośko - także por. Floriana Dutkiewicza i sierż. Ludwika Augustyniaka, żołnierzy Armii Krajowej.
Ilustrowany Kurier Polski, w wydaniu z 4 października 1946 r. (choć pod winietą jest data 5 października?) pisał: „Wojskowy Sąd Rej. [rejonowy] ogłosił wyrok w procesie 21 członków nielegalnej organizacji „WiN”. Jak czytamy, jedna osoba została uniewinniona. Z dwudziestu pozostałych, trzech otrzymało najwyższy wymiar kary.
Jak policzył sądowy sprawozdawca „Ziemi Pomorskiej” (drugi, obok IKP, bydgoski dziennik, który się wtedy ukazywał) 17 oskarżonych skazano łącznie na... 176 lat więzienia. Ta, wydawać by się mogło szokująca liczba, szybko topniała. Bo np. Stanisław Henne, którego WSR skazał na 10 lat więzienia, objęty został od razu amnestią (karę złagodzono do 5 lat, na wolność wyszedł już w 1948 r.).
Jeśli ktoś z czytających wówczas IKP lub „Ziemię Pomorską” mógł być przerażony surowością wojskowego wymiaru sprawiedliwości, to powinien był pamiętać, że „umundurowana Temida” nie takie osiągnięcia miała na swoim koncie.
W toczącym się wiosną 1946 r. procesie członków oddziału Jerzego Gadzinowskiego, ps. Szary zapadło 7 wyroków śmierci; wszystkie wykonano. Rekord padł, gdy latem tegoż roku na ławie oskarżonych zasiedli członkowie oddziału kpt. Leona Mellera, ps. „Jędruś. Wówczas znany z „surowości” przewodniczący składu sędziowskiego kpt. Ryszard Wiercioch ogłosił... 12 wyroków śmierci (ostatecznie wykonano 9).
„Ziemia Pomorska” z 5 października 1946 r., w tekście pt. „Trzy wyroki śmierci. Epilog dwóch procesów nielegalnej organizacji WiN” donosiła: „Wyrok wywarł na oskarżonych oraz na zebranej publiczności duże wrażenie. Wszystkim skazanym przysługuje prawo wniesienia skargi rewizyjnej do Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie. Na wypadek odrzucenia (...) skazanym na karę śmierci pozostaje jeszcze zwrócenie się o prawo laski do Prezydenta!”.
Prof. Zdzisław Biegański, historyk z UKW w Bydgoszczy:
Bolesław Bierut miał sztab znakomitych prawników, którzy rozpatrywali wnioski o ułaskawienie. Jednak w przypadku trzech akowców, skazanych za zabicie milicjantów, z przysługującego mu prawa nie skorzystał.
Nie byłoby tej tragedii (w niedzielę 27 listopada mija 60. rocznica egzekucji), gdyby nie wydarzenie z końca lutego 1945 r.
23 lutego, z polecenia NKWD, które nadzorowało prace Rejonowej Komendy Uzupełnień w Bydgoszczy, aresztowano kilku b. akowców, w tym Dutkiewicza i Augustyniaka. Obaj mieli za sobą lata walki o niepodległość - brali udział w powstaniu wielkopolskim, w wojnie obronnej w 1939 r., w okresie niemieckiej okupacji działali aktywnie w podziemiu w okręgu bydgoskim AK.
Po zakończeniu wojny Dutkiewicz powrócił do pracy w Rejonowej Komendzie Uzupełnień. Tu znalazł także zajęcie Augustyniak. Na pewno ukrywali swoją akowską przeszłość, a jednak UB i NKWD ich namierzyło. Fala aresztowań objęła wówczas znacznie większą grupę b. żołnierzy AK. Wszyscy trafili do więzienia w Koronowie.
26 lutego wyruszył (piechotą) konwój złożony z 7 akowców i eksportujących ich trzech milicjantów. Kiedy dotarli do Bydgoszczy, było popołudnie. Pociąg do Jastrowa, gdzie mieli być przekazani do obozu internowanych żołnierzy AK, odjeżdżał następnego dnia. I konwojujący i aresztowani nie mieli gdzie się zatrzymać. Podzieli się na trzy grupy. Mieszkający przy ul. Śniadeckich 41 Florian Dutkiewicz zaoferował nocleg Augustyniakowi i jednemu z milicjantów. Z pozostałymi mieli się spotkać na dworcu kolejowym następnego dnia.
Nie znamy okoliczności, w których Dutkiewiczowi udało się zawiadomić Leopolda Mroczka, kolegę z AK (z polecenia zwierzchników podjął prace w organach MO, był w komisariacie na ul. Dworcowej) o tym, że aresztanci są w mieście. Z tą wiadomością Mroczek dotarł do kpt. Kossowskiego.
Tu zatrzymajmy, by wyjaśnić skomplikowany życiorys (w zasadzie życiorysy) tej postaci. Zanim wybuchła wojna zdążył ukończyć studia na Uniwersytecie Warszawskim. We wrześniu 1939 r. walczył w szeregach 12. pułku ułanów. Jesienią wstąpił do Służby Zwycięstwu Polsce. Działalność w podziemiu kontynuował w szeregach ZWZ, a od 1942 r. w AK. Zasłynął akcjami w lubelskim okręgu AK. Walczył też w szeregach słynnej 27. Wołyńskiej Dywizji AK. Za zasługi i dzielność został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych (Krzyż Walecznych otrzymali również pozostali dwaj skazani na śmierć - Augustyniak i Dutkiewicz).
Latem 1944 r., kiedy Armia Czerwona zajęła wschodnie tereny Polski Ośko zdecydował się na wstąpienie do polskiego wojska i zmianę tożsamości.
Odtąd był kpt. Wojciechem Kossowskim, absolwentem Szkoły Kawalerii w Grudziądzu. Po otrzymaniu przydziału do 2. Pułku Ułanów (1. Warszawska Brygada Kawalerii) wraz z frontem podążał na zachód. W obawie przed aresztowaniem, zdezerterował.
W styczniu 1945 r. znalazł się w Bydgoszczy. Nie ściągnął munduru oficera WP. Zaopatrzony w fałszywe papiery funkcjonariusza UB wizytował komisariaty MO i ubecji. Na polecenie władz zbierał informacje o prześladowanych akowcach i udzielał im pomocy.
Rankiem 27 lutego kpt. Kossowski zjawił się w domu przy Śniadeckich 41. Chciał przejąć aresztowanych, ale milicjanci na to się nie zgodzili. Okazało się, że wiernie służą sowieckiemu okupantowi (jeden z milicjantów przyznał się, że jest współpracownikiem NKWD). Mieli też pismo, z którego jasno wynikało, że akowcy idą na pewną śmierć. Decyzja „Sępa” (ps. Kossowskiego) mogła być tylko jedna: na milicjantach trzeba wykonać wyrok śmierci!
Julian Sikorski, Józef Michalski i Franciszek Kwiatkowski zostali zastrzeleni w piwnicy domu przy Śniadeckich 41. Strzelali Zygmunt Domeradzki i Dutkiewicz (mimo kilku strzałów nie zabił trzeciego z funkcjonariuszy). Rannego dobił Augustyniak.
Po akcji akowcy wyjechali z Bydgoszczy (niektórzy, jak Ośko, wrócili już jesienią), natomiast za funkcjonariuszami rozesłano listy gończe - byli poszukiwani jako dezerterzy. Dopiero zakrojona na szeroką skalę akcja aresztowania członków WiN (wiosna 1946 r.) oraz śledztwo doprowadziło do odkrycia szczątków milicjantów w piwnicy przy Śniadeckich 41.
Ówczesna prasa informowała, że miejsce to miał wskazać Mroczek; jego też wymieniano jako tego, który sypał w „śledztwie”. Jak było naprawdę?
Kossowski prosił o ułaskawienie, ale jego prośba została odrzucona. O łaskę dla Floriana Dutkiewicza wystąpiła żona Józefa. Podobnie uczyniła Irena Augustyniak, żona Ludwika.
„Mąż wrogiem demokracji nigdy nie był. Nie zabieraj nam Obywatelu Prezydencie męża i ojca. Daj mu oglądać tę wolność, do której tak wzdychał, której tak bardzo pragnął” - błagała Bieruta Józefa Dutkiewicz.
Wiemy, że w trakcie procesu kpt. Kossowski nie ujawnił swojej prawdziwej tożsamości. Poszedł na śmierć pod fałszywym nazwiskiem. Dlaczego?
- Chronił w ten sposób rodzinę - sugeruje Alicja Paczoska-Hauke, historyk, archiwista w bydgoskim IPN, autorka wielu biogramów Żołnierzy Wyklętych, w tym także kpt. Ośko. - Jego prawdziwy życiorys znała poślubiona już po wydaniu wyroku Małgorzata Muzalewska. Od siostrzenicy Ośki wiem, że na początku lat 60. skontaktowała się z bliskimi męża. Przekazała im nawet obrazy, które on malował, by zarabiać na życie.
O tym, że Kossowski naprawdę nazywał się Tadeusz Ośko wiadomo dopiero od kilku lat. Stąd też powstałe wcześniej publikacje wymagają poważnej weryfikacji. Ośko nie tylko zmienił nazwisko, ale także życiorys, w którym uczynił się starszym o 8 lat.