Nie mógł pochować ojca, bo urzędnik miał majówkę
Przemysław Wróblewski czekał aż cztery dni. Bo nie miał kto podpisać aktu zgonu
- To co się stało przechodzi ludzkie pojęcie. Moja rodzina i ja odczuliśmy ogromny dyskomfort. I to kiedy? Chwilę po śmierci bliskiej osoby! - mówi Przemysław Wróblewski.
W sobotę rano, 29 kwietnia, zmarł mu ojciec. Jeszcze tego samego dnia pan Przemysław udał się do Urzędu Stanu Cywilnego po akt zgonu.
- Urzędniczka powiedziała mi, że kierownik USC ma wolne. I nie ma komu podpisać dokumentu. Poprosiła, abym przyszedł we wtorek 2 maja. Bo 1 maja jest święto - opowiada.
Pyta, po co urząd otwarty jest w weekendy, skoro nie można w nim załatwić tak podstawowej sprawy? - Pamiętam z dzieciństwa, jak sam uczestniczyłem w pogrzebach. To były bardzo złe wspomnienia. Chciałem oszczędzić tego widoku dzieciom - mówi Przemysław Wróblewski.
Dlatego postanowił skremować zwłoki swego ojca, by później rodzina mogła modlić się przy urnie podczas mszy pogrzebowej. Z trudem znalazł księdza, który się na to zgodził. Zazwyczaj duchowni, chcą by na mszy było ciało. Dopiero później się je spopiela.
Gdyby skremował ojca, już po uzyskaniu aktu zgonu, we wtorek pogrzeb przesunąłby się na czwartek. - Nie robi się go tego samego, lecz następnego dnia po kremacji. Dlatego, by po raz kolejny nie zmieniać daty pogrzebu, pochowałem ojca w tradycyjny sposób we wtorek - tłumaczy nasz Czytelnik.
Dziś czuje ogromny żal do urzędników. - Mam nadzieję, że nagłośnienie sprawy spowoduje, że nikt nie będzie już musiał przeżywać tego co ja i moja rodzina - mówi.
O sprawie informujemy prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Przeprasza naszego Czytelnika i obiecuje, że wystąpi do kierownika USC o wyjaśnienia. - Jeśli nie ma nikogo uprawnionego do podpisania dokumentu, to weekendowe dyżury nie mają sensu - przyznaje prezydent.
Gdy zadzwoniliśmy do kierownika był jeszcze na urlopie. A zastępca nie chciał nic mówić. Rzeczniczka magistratu Urszula Mirończuk wyjaśnia, że USC pracuje w internetowym systemie rejestrów państwowych.
- Uprawnienia do wprowadzania tam aktów ma tylko kierownik USC i jego zastępcy. Ponieważ nie ma możliwości, aby pracowali non stop, wprowadzono dyżury pracowników - twierdzi.
Tylko co z tego, skoro ci urzędnicy nie mają uprawnień? Rzeczniczka mówi, że petenci dostają tzw. kartę do pochowania zwłok. Ten dokument jest według niej wystarczający.
Okazuje się, że nie. W krematorium powiedziano nam, że musi być akt zgonu. Tak samo mówi rzecznik kurii ks. Andrzej Dębski. - Bez tego dokumentu nie można nikogo pochować. Tak jak przed chrztem potrzebny jest akt urodzenia - podkreśla.
To kolejna afera z białostockim USC. W grudniu pisaliśmy, jak urząd zwlekał z daniem ślubu naszej Czytelniczce z cudzoziemcem. Aż został deportowany. A wcześniej o urzędniczce, która popsuła wesele wręczając pannie młodej list od jej byłego.