Nie milkną komentarze o wypowiedzi premier w Auschwitz [rozmowa]
Rozmowa z Magdaleną Mateją z wydziału politologii i stosunków międzynarodowych UMK o tym, co Beata Szydło chciała przekazać w czasie przemowy w Auschwitz z okazji Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady.
- Premier Szydło w dzień ofiar nazistowskich obozów koncentracyjnych powiedziała: „Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i życie swoich obywateli”. Ta wypowiedź podzieliła komentatorów z prawa i lewa. Słusznie?
- Nadawcą zawsze kieruje intencja. On chce coś wyrazić. Natomiast, czy ta intencja zostanie odebrana przez odbiorcę, to już nie jest tak oczywiste. Może być wiele odbiorów jednego przekazu. I każdy z nich jest uprawniony. Każdy odbiorca ma swój bagaż doświadczeń, swoje zaplecze wiedzy, kompetencji. Trzyletnie dziecko w ogóle by nie zrozumiało tego, co mówi premier Szydło. Wykształcony sześćdziesięciolatek dotrze blisko tych intencji, a ktoś nieuczestniczący w życiu społeczno-politycznym odczyta tylko ich część.
- To zatem bardziej kwestia inteligencji słuchaczy niż tego, co tak naprawdę zostało wypowiedziane?
- Tu ważny jest też kontekst. Jeżeli go znamy, jesteśmy w stanie odebrać więcej intencji nadawcy. Zdanie, o którym mówimy, jest wyrwane z kontekstu. Ono może wydawać się groźniejsze, niż jest w rzeczywistości. Co nie znaczy, że nie jest groźne. To trochę, jak z ironią i aluzją. Takie komunikaty można odczytać dosłownie, naskórkowo, nie każdy dotrze do tego drugiego, głębszego poziomu wypowiedzi.
Komentatorzy z Newsweeka, Wyborczej, wSieci, Gazety Polskiej Codziennie, a więc bardzo odległych programowo mediów, były skrajne. Od bardzo poważnej krytyki, zarzutów cynicznego wykorzystywania tragicznej historii do celów bieżącej polityki antyuchodźczej, do komentarzy usprawiedliwiających premier Szydło.
Współczesne polskie media są stronnicze, nawet nie starają się ukryć swoich sympatii politycznych i niewiele jest takich redakcji, które rezygnują z tożsamości ideowo-politycznej na rzecz dziennikarskiej rzetelności, obiektywizmu. Ten zerojedynkowy podział, który jest w społeczeństwie, funkcjonuje też w obrębie mediów masowych. Ten wektor zmienia się w zależności od tego, która ekipa rządzi.
Ale być może krytykom wystąpienia pani premier, którzy cytują tylko to jedno, problematyczne zdanie, chodzi o pewną sofistykę, o ukryty przekaz. Bardzo długo w tym przemówieniu trwającym prawie dziesięć minut konstruuje obraz świata, prowadzi narrację w taki sposób, że świat dzieli się na ofiary i na agresorów. Po jednej stronie były nazistowskie Niemcy, zorganizowany przemysł zagłady, a po drugiej - ofiary różnych narodowości, religii o różnym statusie społecznym, cywile i żołnierze. W tej drugiej grupie znajdują się oczywiście Polacy. Pani premier tu podkreśla, że aż 6 mln Polaków, aż 1 mln ofiar Oświęcimia. Ale co ciekawe - niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w trakcie II wojny światowej śmierć poniosło ponad 40 mln Rosjan. Oczywiście to byli żołnierze Stalina, ale to byli przecież też więźniowie obozów koncentracyjnych, członkowie partyzantki. Jeżeli ktoś dotrze do publikacji Swietłany Aleksjejewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", czy "Ostatni świadkowie", to zobaczy jak ogromne doświadczenie, jak ogromna była ofiara tych osób. Kto do tego dotrze? Słabe umysły, ludzie młodzi albo też nieczytający, nie oglądający ambitnego kina wojennego, oni bazują wyłącznie na przekazie mediów publicznych. Przyjmą te analogię.
- To charakterystyczna analogia. Znów budowanie obrazu świata: my – oni, my – wróg?
- Analogia jest taka, że po jednej stronie byli nazistowscy Niemcy i ich ofiary, czyli Polacy. Przy czym Polacy w naszej polityce pamięci mogą być tylko ofiarami albo też bohaterami, nigdy nie mogą być kimś pośrodku. To nie mieści się w głowie, by by byli oprawcami. A przecież historia dostarcza przykładów niegodnych zachowań Polaków w różnych okolicznościach. Wypieramy Jedwabne z tej naszej polityki pamięci. Polacy nie mogą być też takimi osobami, jakie maluje w swoim filmie "Pianista" Roman Polański, niedookreślonymi, unikającymi odpowiedzialności za zło, same nieczyniące zła, ale też niebiorące udziału w jego zwalczaniu. Na to w naszej polityce pamięci nie widzę miejsca. Nie ma woli, by opanować ten półcień, światłocień między czernią a bielą.
Kto zatem w takiej wizji jest tym współczesnym oprawcą? Kto niesie śmierć i organizuje przemysł zagłady? To jest wina jakichś elit europejskich, które zapraszają do naszego kraju zabójców, zamachowców, terrorystów i oni nam gotują taką samą zagładę, jaką nam zgotowali Niemcy hitlerowskie. To oczywiście jet bałamutne, bo ani liczba ofiar na to nie wskazuje, ani też nie ma dowodów na to, że wszyscy ci zamachowcy są związani z jedną organizacją. Mówi się zawsze Państwo Islamskie, ale przecież pobudki tych agresorów są różne. Dane służb dotyczące zamachów są na razie tajne. Nie zostały jeszcze dostatecznie opracowane przez służby poszczególnych państw. Przykład z ostatnich dni, ktoś zaatakował byłą francuską wicepremier. Z całą pewnością nie był to uchodźca, tylko ktoś, kto kierował się raczej prawicowymi poglądami. Zaatakował ją, przewrócił za to, że pomogła wygrać socjalistom w wyborach.
- Jaką barwę polityczną (i czy w ogóle jakąś) ma agresja?
- Agresja nie ma religii, nie ma podłoża politycznego. Ona tylko czasem pojawia się pod sztandarem religii, czy poglądów politycznych. Proponuję, by nie mówić wcale „islamscy terroryści”. Islam to jedna z cech części terrorystów. To etykieta, która pozwala nam ogarnąć, zrozumieć przynależność tych agresorów. To samo dotyczy "polskich obozów", bo przecież jedną z cech wielu obozów koncentracyjnych było to, że mieściły się na terenie Polski, albo ziem wcielonych do Rzeszy.
- Premier gra na tych emocjach świadomie?
- Wypowiedź premier na poziomie kompozycji jest bardzo sprytnie, zgrabnie skonstruowana. Nie ma tam apeli, wartościowania wynikającego z bezpośredniego użycia słów, natomiast ze względu na sposób skomponowania tej mowy można wyprowadzić taką właśnie analogię: Kiedyś Niemcy nazistowskie atakowały Polaków "i między innymi" - takich słów użyła pani premier - Żydów. A teraz ofiary to dalej są Polacy, inne ludy europejskie, a kto jest agresorem?
Komentatorzy o lewicowych poglądach ocenili, że to haniebne przemówienie; że Polacy są, tak jakk kiedyś Jarosław Kaczyński użył takiego określenie - genetycznymi patriotami. A tymczasem można powiedzieć, że w świetle wielu źródeł Polacy to genetyczni w cudzysłowie "antysemici".
Zresztą Amerykanie w 1924 roku o Polakach i mieszkańcach Europy Środkowo-Wschodniej mówili to samo, co my dzisiaj o uchodźcach - to znaczy że powodują więcej przestępstw, że w ich populacji jest więcej „imbecylów i idiotów” niż w innych narodach.
Co ciekawe, w ten sposób nie mówią tylko słabe umysły. Część to osoby niewykształcone i mniej racjonalne. Ale część to bardzo inteligentni: pewien doktor habilitowany kulturoznawca, lekarz ortopeda z doktoratem, czy młody rzutki biznesmen zatrudniający ze 30 osób. Ci ludzie w mediach społecznościowych w sposób rygorystyczny, konsekwentny wypowiadają się na temat migracji, islamu; są zdecydowanie przeciwni przyjmowaniu uchodźców zwłaszcza muzułmanów. Oni próbują przywoływać rozmaite argumenty na to, że to są ludzie niebezpieczni. A ja to bym właśnie wiązała z dystansem poznawczym, czyli takim dyskomfortem, który odczuwamy, kiedy mamy pewien system przekonań, wyznajemy jakieś stereotypy, a rzeczywistość okazuje się nieco inna. I wtedy szukamy narzędzia, które pozwoli ten dystans zniwelować. Sami sobie udowadniamy, że mamy rację.