Nie ma, że boli. Tutaj kolejka czeka na ratunek
Adriannę przewieziono karetką z Aldemedu do szpitala, na SOR w Zielonej Górze. I tutaj spędziła kilka godzin czekając na pomoc.
Około 19.00 zmierzono jej temperaturę, ciśnienie i pobrano mocz do badań. I z powrotem wysłano na poczekalnię. O 21.00 – pobrano krew, podano kroplówki przeciwbólowe. O 22.00, z podejrzeniem wrzodów albo refluksu, odesłano do domu.
- Nasi lekarze udzielili pacjentce porady zgodnie z obowiązującymi procedurami i zasadami postępowania medycznego - zapewnia szef Aldemedu Ryszard Szcząchor. Na nasze pytanie, dlaczego pacjentka nie dostała leków, szef Aldemedu wyjaśnił, że otrzymała ona skierowanie do specjalisty, a konkretnie lekarza chirurgii ogólnej. - W takiej sytuacji nie można było zastosować leków, gdyż mogłoby to zaburzyć wyniki badań specjalisty. Zapewnił on też, że Aldemed ma podpisaną umowę z firmą transportu sanitarnego, która w imieniu Aldemedu zajmuje się wożeniem pacjentów. Natomiast w przypadku sytuacji nagłych, pacjenci mogą skorzystać z karetek pogotowia ratunkowego.
- Zadaniem personelu Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, jak sama nazwa wskazuje, jest ratowanie życia ludzkiego. Dlatego w pierwszej kolejności lekarze, a jest ich dwóch na dyżurze, zajmują się pacjentami, których życie jest zagrożone. W dniu, w którym pacjentka trafiła na SOR , do godzin popołudniowych lekarze zajmowali się m.in. pacjentem po zawale, po wylewie oraz ofiarą wypadku samochodowego… - wyjaśnia Sylwia Malcher-Nowak z kierownik biura zarządu Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego w Zielonej Górze. I dodaje: - Co ważne, po wstępnym badaniu pacjentki, lekarz dyżurny nie stwierdził u niej stanu zagrożenia zdrowia czy życia. Zajął się więc bardziej potrzebującymi pacjentami, a ją poprosił, by poczekała na dalszą diagnostykę. Po kilku godzinach, gdy mógł się nią zająć, pacjentka została ponownie zbadania, podano jej leki, zalecono odpowiednią dietę, wypisano receptę, a nawet skierowanie do poradni gastroenterologicznej.
8 na 10 osób nie powinno trafić na oddział SOR, gdzie ratuje się życie - tak wynika z raportu NIK
S. Malcher-Nowak podkreśla, że należy pamiętać, iż SOR to nie jest przychodnia lekarza POZ czy poradnia specjalistyczna. A tak niestety jest traktowany zarówno przez pacjentów, jak i lekarzy, którzy zbyt lekką ręka kierują pacjentów na ten oddział.
- Warto w tym miejscu przypomnieć raport NIK z 2012 roku na temat SOR-ów. Wynikało z niego, że aż ośmiu na dziesięciu pacjentów trafiających do naszego szpitala powinno skorzystać z pomocy lekarza rodzinnego, poradni specjalistycznych lub nocnej i świątecznej pomocy doraźnej. Zdaniem lekarzy SOR, nic się od tamtego czasu nie zmieniło - kończy S. Malcher-Nowak.
Czy Narodowy Fundusz Zdrowia kontroluje takie sytuacje jak ta opisana wyżej? - W naszych kompetencjach nie leży kwestionowanie decyzji medycznych lekarzy - wyjaśnia rzecznik lubuskiego NFZ Agnieszka Hałas. - Nie organizujemy też pracy na oddziałach. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego, SOR udziela świadczeń opieki zdrowotnej, polegających na wstępnej diagnostyce oraz podjęciu leczenia w zakresie niezbędnym dla stabilizacji funkcji życiowych osób, które znajdują się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego.
Jak podkreśla A. Hałas, w skład oddziału wchodzi kilka obszarów, m.in. segregacji medycznej, rejestracji i przyjęć, gdzie przeprowadza się wstępną ocenę osób, które znajdują się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. W obszarze tym muszą być zapewnione warunki niezbędne do przeprowadzenia wywiadu z zespołami ratownictwa medycznego, osobą, która znajduje się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego, lub z osobą jej towarzyszącą.
W przypadku każdego pacjenta powinien zostać wstępnie oceniony jego stan lub dolegliwość, mający na celu określenie priorytetu w udzielaniu pomocy medycznej. Specyfika SOR powoduje, że pacjent często musi czekać na udzielenie pomocy. O kolejności udzielenia pomocy decyduje personel SOR-u na podstawie stanu zdrowia zgłaszających się osób.
Podobna argumentacja nie przekonuje ani pani Adrianny, ani jej mamy...