Nie ma rąk i nóg, ale to nie przeszkadza mu być naprawdę szczęśliwym!
Jędrek Rosa z Brzeska ma 21 lat i właśnie zrobił prawo jazdy. W październiku rozpoczyna nowe studia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że daje sobie radę dzięki protezom.
Irytuje go, gdy ktoś zatrzymuje się przy nim i z litością mówi: Boże, jak ty sobie radzisz. - Radzę sobie bardzo dobrze - odpowiada stanowczo, pochodzący z Brzeska Jędrek Rosa, 21-letni student warszawskiej Akademii Dziennikarstwa i Realizacji Dźwięku. Młody mężczyzna, który też świetnie pływa, jeździ konno i gra w tenisa stołowego. Jest w szczęśliwym związku z Sarą - studentką Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jędrek od kilku miesięcy nosi w kieszeni prawo jazdy. A wszystko to mimo tego, że zamiast rąk i nóg ma protezy.
Wymarzony samochód
Spotykamy się w Brzesku. Jędrek podjeżdża swoim samochodem. Sprawnie parkuje w miejscu dla inwalidów. Bez problemu otwiera drzwi i wychodzi ze srebrnej toyoty. Z zewnątrz nie różni się ona niczym od innych samochodów osobowych. Jej wnętrze to jednak majstersztyk mechaniki. Samochód został specjalnie dla niego sprytnie przebudowany w jednym z warszawskich ośrodków jazdy. Na pierwszy rzut oka dla użytkownika standardowego auta, mechanizm wydaje się bardzo skomplikowany.
- Jest jednak prosty w obsłudze - tłumaczy chłopak. - Z lewej strony kierownicy mam przymocowane niewielkie kółko. To przy jego pomocy prowadzę samochód. Kolejna innowacja to dość długa wajcha zakończona rączką, która pozwala mi dodać gazu lub zahamować, jeśli jest taka potrzeba - mówi.
Taki jest od urodzenia
Jędrek od urodzenia zmaga się z chorobą zakwalifikowaną przez lekarzy jako wrodzona amputacja wszystkich czterech kończyn. Jego ręce pozbawione są dłoni, a nogi kończą się na wysokości ud. Miał zaledwie 10 miesięcy, kiedy otrzymał pierwsze, proste protezy. Później były kolejne, bo Jędrek przecież rósł, protezy musiały być więc coraz większe. Przez kilkanaście lat chłopak był pod opieką jednej z fundacji działających w USA. Za ocean latał więc przynajmniej dwa razy w roku. Fundacja wspiera jednak tylko dzieci, gdy więc Jędrek skończył 18 lat, protezy musiał kupować w Polsce. W tej chwili zamawia je u bardzo dobrego protetyka z Limanowej.
- To człowiek, który potrafi stworzyć cuda - mówi o nim 21-latek. Protezy musi wymieniać co 3-4 lata. Kosztuje to około 130 tysięcy złotych. W ich zakupie pomaga mu brzeska fundacja „Ostoja”, której Jędrek jest obecnie podopiecznym.
Gdy Jędrek Rosa nie radził sobie z zawiązywaniem sznurówek w butach, mama kupiła mu obuwie zapinane na rzepy
Bez taryfy ulgowej
Sam o sobie mówi, że niepełnosprawnym jest jednak tylko na papierze. Nie stosuje wobec siebie żadnej taryfy ulgowej. A przede wszystkim nie użala się nad sobą.
- Zawdzięczam to moim rodzicom, którzy od samego początku za namową prowadzących mnie lekarzy nie forowali mnie. Gdy dorastałem, byłem z tego powodu może trochę zły, ale teraz rozumiem, że robili to dla mojego dobra - mówi.
Gdy Jędrek nie radził sobie z zawiązywaniem butów, mama kupiła mu obuwie zapinane na rzepy.
Kiedy gimnazjum, w którym się uczył, udostępniło mu laptopa do robienia notatek, rodzice zaprotestowali. Było mu co prawda łatwiej, ale odzwyczajał się od samodzielnego pisania.
W szafie oprócz podkoszulków zawsze miał też koszule. Z guzikami musiał więc sobie radzić od samego początku.
Cały czas stara się wykonywać jak najwięcej czynności samodzielnie. Przy okazji wpada na racjonalizatorskie pomysły.
- Na przykład, żeby deska do krojenia nie uciekała mi, gdy smaruję sobie kromkę chleba, zamocowałem do niej specjalne listewki, dzięki którym jest stabilniejsza. Miałem też problem z myszką komputerową, więc dorobiłem do niej pasek z rzepem. Po przypięciu ręki do myszki obsługa jest łatwa - wyjaśnia.
Gdy po skończeniu liceum dostał się na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie i zamieszkał w akademiku, nie było rzeczy, z którą by sobie nie poradził. Sam się mył, ubierał, przygotowywał posiłki, a także robił ręczne notatki na wykładach.
- To był też fajny okres w moim życiu. Dzięki rencie, którą mam, ale też finansowej pomocy uczelni, mogłem się sam utrzymać, nie korzystając z pomocy rodziców - podkreśla. - To był dla mnie bardzo dobry sprawdzian - przekonuje.
To był fajny okres w moim życiu, bo mogłem się wreszcie sam utrzymać, nie korzystając z pomocy rodziców
Kurs na Warszawę
Naukę na AGH w Krakowie rozpoczął od inżynierii akustycznej. Poległ jednak na matematyce. Wtedy zdecydował się na przeniesienie na inny kierunek. Mechanika i budowa maszyn, które wybrał, jednak mu się nie spodobały. Miotał się.
Z jednej strony ciągnęło go do inżynierii dźwięku, z drugiej nie wszystko, czego tam musiał się uczyć, interesowało go. Był to jednak mimo wszystko kierunek najbliższy jego pasji. Bo z muzyką, uzdolniony w tym kierunku Jędrek, miał do czynienia od dziecka.
- Śpiewałem najpierw podczas akademii szkolnych, potem w przykościelnej scholi - mówi. Z czasem jedno z pomieszczeń w domu dziadka wygłuszyłem i stworzyłem tam własne studio nagrań - dodaje.
Akademickie rozterki zbiegły się z udziałem w programie TVP „Przyjaciel do zadań specjalnych”. Jędrek wziął w nim udział i... otrzymał stypendium umożliwiające mu studia na wymarzonym przez siebie kierunku, czyli Akademii Dziennikarstwa i Realizacji Dźwięku w Warszawie.
A może samochód
Pomysł na to, by zrobić prawo jazdy, dwa lata temu podsunął mu ojciec. Na początku podszedł do tego z rezerwą. Zraził się, gdy od instruktora w jednym z krakowskich ośrodków usłyszał, że musi przynieść od lekarza zaświadczenie, jak ma wyglądać przystosowany dla niego samochód. Poszedł więc do ośrodka zdrowia. Lekarz mu jednak nie pomógł - rozłożył ręce i wytłumaczył, że nie wie, co ma napisać.
- I wtedy znów pomógł tato, chyba w radiu usłyszał o warszawskiej fundacji „Spinka”, która pomaga inwalidom w takich problemach - mówi.
Fundacja poleciła mu warszawski ośrodek nauki jazdy. Zadzwonił, umówił się na spotkanie. To była zupełnie inna rozmowa. Okazało się, że Jędrek musi jednak najpierw kupić samochód, ośrodek nie dysponował bowiem pojazdem, na którym mógłby się uczyć.
- Toyotę z automatyczną skrzynią biegów znalazłem po dwóch miesiącach. Kolejne tygodnie trwało przerabianie samochodu, abym samodzielnie mógł nim kierować - wspomina.
Pomysłów i projektów było wiele. Ostateczny kształt to owoc pracy pana Zbyszka - instruktora, ale też mechanika. Później trzeba było zaliczyć kurs i wyjeździć obowiązkowe godziny. Nie było to proste, bo Jędrek wtedy jeszcze studiował w Krakowie, wolne miał tylko weekendy. W piątek jechał więc do stolicy, a w niedzielę z niej wracał. Egzamin zdał jednak za pierwszym podejściem.
Teraz bez samochodu nie wyobraża sobie życia. - Jestem samodzielny i niezależny - podkreśla.
Zapytany o marzenia kiwa głową.
- Te, które miałem, już się spełniły. Marzyłem o tym, by studiować realizację dźwięku i studiuję, zależało mi na zrobieniu prawa jazdy - mam je. Jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem - mówi.