Nie ma już żadnej lipy, ale dyskusja o wycince wciąż jest gorąca
Choć nie ma już śladu po starych lipach na ulicy Spacerowej w Kożuchowie, a niedawno nasadzono nowe, to jednak nie wszyscy mieszkańcy miasta potrafią pogodzić się ze zmianą krajobrazu.
Jedną z osób, która nie może przeboleć wycinki drzew jest Alicja Prokopiak. – Na jakiej podstawie zdecydowano się wyciąć te drzewa? Według mojej wiedzy, ze wszystkich lip, które rosły na ulicy Spacerowej, tylko trzy były chore. Dlaczego więc wycięto wszystkie? – dopytuje mieszkanka. Jej zdaniem rosnące tam 113-letnie drzewa to były prawdziwe zabytki i zamiast decydować się na ich wycinkę można było je zabezpieczyć w taki sam sposób jak choćby zrobiono to z platanem znajdującym się na terenie Szkoły Podstawowej nr 1.
– Te drzewa nie były wpisane do rejestru zabytków, gdyż wówczas byłaby na nich umieszczona odpowiednia tabliczka. Lipy znajdowały się w strefie ochrony konserwatorskiej i to konserwator na bazie analizy odpowiednich dokumentów podjął taką, a nie inną decyzję – mówi społeczny konserwator zabytków Zdzisław Szukiełowicz.
Zwraca on uwagę na fakt, że owe lipy od kilku lat zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców, co było widoczne szczególnie przy silnych wiatrach. Wówczas wiekowe okazy przegrywały walkę z siłami natury. – W ostatnim czasie zdarzały się sytuacje, że wichury powalały całe drzewa. Jedno poleciało w kierunku murów, potem wiatr przewrócił kolejne, ale najgroźniejszy był ostatni przypadek, gdy lipa spadła na plac zabaw. Na całe szczęście nikogo tam wówczas nie było – dodaje Szukiełowicz.
Nadmienia on także, że wielokrotnie na temat zagrożenia, że strony starych lip rosnących na ulicy Spacerowej rozmawiał z mieszkańcami znajdujących się tam budynków i oni również podzielali jego obawy co do własnego bezpieczeństwa.
Jak się okazuje, wbrew temu co się powszechnie uważa, decyzji o wycince nie podjął wcale burmistrz, a zupełnie ktoś inny. – Zanim drzewa zostały usunięte przeprowadzono badanie dendrologiczne, i to dendrolog, a nie burmistrz podjął taką decyzję. Dostaliśmy nakaz wycięcia tych drzew i musieliśmy to zrobić. Oczywiście, że to ja wystąpiłem o zbadanie tych drzew, ponieważ to ja ponoszę pełną odpowiedzialność za to co mogłoby się ewentualnie stać – wyjaśnia burmistrz Paweł Jagasek.
Te wyjaśnienia nie trafiają jednak do Alicji Prokopiak, która nadal nie potrafi zrozumieć dlaczego usunięto zdrowe drzewa. – Czy pani Alicja jest dendrologiem? Jeżeli ktoś wypowiada się publicznie twierdząc, że usunięto zdrowe drzewa, to niech najpierw udokumentuje swoje wykształcenie w tym kierunku, upoważniające go do wydawania takich opinii – dopowiada burmistrz.
Mimo, że w miejscu usuniętych lip posadzono już nowe, dyskusja na temat zasadności wycinki nadal się toczy. Tymczasem już wkrótce kolejne drzewa, tym razem te rosnące przy ul. Konopnickiej, mają pójść pod topór.