Nie ma innego rozwiązania niż zapora - mówi Bohdan Paszkowski. Wojewoda podlaski ocenia też sytuację epidemiologiczną w regionie

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Tomasz Maleta

Nie ma innego rozwiązania niż zapora - mówi Bohdan Paszkowski. Wojewoda podlaski ocenia też sytuację epidemiologiczną w regionie

Tomasz Maleta

Życzyłbym sobie, by nasze stosunki z Białorusią, tak jak jeszcze do niedawna – mimo wszystkich różnic - miały charakter dobrosąsiedzki. Tyle, że nic na to nie wskazuje - mówi wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski. Tłumaczy, dlaczego zapora musi być budowana w Puszczy Białowieskiej. Ocenia też sytuację epidemiologiczną w regionie i pomoc dla podlaskich przedsiębiorców.

Za niespełna miesiąc miną dwa lata, od kiedy zmagamy się z pandemią koronawirusa. Gdy na przełomie lutego i marca 2020 roku powoływał pan podlaski sztab epidemiologiczny chyba, nikomu nie przyszło przez myśl, że będziemy mówić nie o drugiej, ale kolejnych falach epidemii.    
Bohdan Paszkowski, wojewoda podlaski: To prawda. Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że tak długo przyjdzie nam zmagać się z epidemią. Należy jednak pamiętać, że była ona nowym, nieznanym wyzwaniem nie tylko dla ochrony zdrowia, ale całego państwa, jak i świata. Rzecz jasna często słyszeliśmy o epidemiach w różnych częściach świata, ale niekoniecznie w takiej skali i o takiej intensywności. Pod tym względem koronawirus był dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem. Mam jednak nadzieję, że obecna fala związana z omikronem będzie jedną z ostatnich, które nas dotkną.   

Który moment w ciągu tych dwóch lat był najtrudniejszy dla województwa podlaskiego?   
Z mojej perspektywy bez wątpienia początek pandemii. Nie myślę tu o liczbie zakażeń, bo było ich bardzo niewiele. Chodzi mi raczej o uruchamiania infrastruktury do walki z Covid-19. Było to bardzo duże wyzwanie organizacyjne. Ponadto, został wprowadzony lockdown, życie społeczne niemalże zamarło.  Puste ulice, ludzie w domach, zawieszonych wiele sfer życia publicznego. I na to wszystko nałożony strach, który obejmował te obszary, które miały w pierwszej kolejności stawać do walki z zarazą, czyli ochronę zdrowia. Wszyscy traktowaliśmy Covid-19 jako wyzwanie, z którym wiąże się nie tylko utrata zdrowia, ale i życia. Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że każda kolejna fala powodowała nowe problemy, ale bez wątpienia ten początkowy okres był najtrudniejszy. Tym bardziej, że wiele rzeczy trzeba było wdrażać z marszu. Jak choćby utworzenie szpitala jednoimiennego w Łomży, które spotkało się z protestem mieszkańców. Na to nałożył się jeszcze kryzys kadrowy w zarządzaniu placówką. 

Pierwsza fala dosyć łagodnie, na tle innych regionów, potraktowała nasze województwo. Delta już bardzo mocno odcisnęła swoje tragiczne piętno. Teraz borykamy się z omikronem. Udało nam się przygotować do walki z obecnym wariantem?  
Rozmawiamy w takim momencie, gdy w przestrzeni publicznej pojawiają się już nowe rozwiązania dotyczące walki z pandemią. Między innymi skracanie czasu izolacji, kwarantanny czy odchodzenie od zamrażania życia społeczno-gospodarczego.  Z jednej strony omikron jest bardzo zaraźliwy, ale z drugiej nie powoduje – przynajmniej na razie – ogromnego przeciążenia systemu opieki zdrowotnej.  Choć oczywiście sytuacja może być dynamiczna. Przypomnę, że schodziliśmy z delty i od razu mieliśmy do czynienia z kolejną falą spowodowaną nowym wariantem koronawirusa - omicronem. Obecnie jesteśmy w okresie przejściowym. Jeszcze czekamy, czy ta wysoka baza łóżek covidowych, która została uruchomiona jesienią, będzie nam potrzebna. Od końca grudnia do 20 stycznia spadała liczba zajętych łóżek covidowych w Podlaskiem. Na początku trzeciej dekady poprzedniego miesiąca hospitalizowanych było niespełna 400 pacjentów. Maksimum obłożenia przypadło na koniec listopada 2021 roku, gdy zajętych było 1300 łóżek z zabezpieczonych 1600. Wraz ze spadkiem nie zmniejszaliśmy jednak proporcjonalnie bazy szpitalnej, gdyż już pojawiał się omikron. To podejście okazało się słuszne, bo od 20 stycznia znowu rośnie liczba zajętych łóżek. Dziś jest ich 680. To oznacza, że w ciągu dwóch, trzech tygodni liczba hospitalizowanych pacjentów wzrosła o ponad połowę. Dlatego z decyzjami o szerokim odblokowaniu oddziałów covidowych powinniśmy się jeszcze przez chwilę wstrzymać, choć będziemy w tym zakresie podejmować ostrożne decyzje.
  
Wspomniał pan o tym, że na horyzoncie widać poluzowanie restrykcji. Część ekspertów uważa jednak, że w odróżnieniu od takich krajów jak Dania czy Wielka Brytania, gdzie wyszczepienie jest dosyć duże, w Polsce nie powinniśmy z takim optymizmem podchodzić do odchodzenia od ograniczeń. Dlaczego w naszych regionie nie udała się akcja szczepień?  
Przyznam, że trudno odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony musimy też patrzeć na kontekst ogólniejszy. Poziom szczepień w kraju także nie jest satysfakcjonujący. Choć nie da się zaprzeczyć, że w naszym regionie niższy, i to o kilka punktów procentowych, niż średnia ogólnopolska. Wydawało się, że w Podlaskiem zostało wiele zrobione, by zachęcić mieszkańców do szczepień. Akcje proszczepienne organizowały samorządy, straże pożarne, organizacje społeczne. Na festynach, jarmarkach, zawodach sportowych. Były kampanie medialne, zarówno ogólnopolskie, jak i lokalne. Tym, którzy z powodów komunikacyjnych mieli problem z dotarciem do punktów szczepień, zapewniano transport. Do tych, którzy nie mogli opuścić swojego miejsca zamieszkania, przyjeżdżały zespoły szczepienne.  
Myślę, że największą barierą były nieuzasadnione obawy o skutkach ubocznych szczepionek. Swoje piętno odcisnęła też propaganda środowisk antyszczepionkowych. Niewątpliwie dziś doszliśmy do pewnej granicy, którą trudno przekroczyć.  
  
Pandemia z jednej strony doświadczyła nas bardzo mocno zdrowotnie. Z drugiej strony także gospodarczo. Wielu firmom w oczy zajrzało widmo upadku. By ratować się musiały sięgać po pomoc z rządowych tarcz. Jak to się przełożyło na podlaską gospodarkę?
Jeśli spojrzymy przez pryzmat wskaźników to można powiedzieć, że wyszliśmy obronną ręką z zagrożenia covidowego. Bez wątpienia zadziałały tu wspomniane tarcze osłonowe przygotowane przez rząd, ale też jest to zasługa podlaskich przedsiębiorców, którzy dostosowali się do tych trudnych warunków. Bezrobocie jest na porównywalnym - 7 proc. - poziomie, jak sprzed pandemii. Podlaskie firmy mogą też pochwalić się dobrą dynamiką eksportu. Z poziomu makro wydaje się, że jest dobrze z naszą gospodarką. Choć trzeba też pamiętać, że w różnych branżach różnie bywa. Dość powiedzieć, że przedsiębiorcy budowlani wprost mówią, że mają front robót większy niż przed pandemią. Ale też mamy branże usług turystycznych, hotelarskich, gdzie lockdowny mocno odbiły się na ich kondycji. 
Warto też wspomnieć o programach rządowych dedykowanych samorządom. Nie dość, że były utrzymane, to jeszcze rozwijane. Jak choćby Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych. To był pokaźny impuls wsparcia inwestycyjnego. W naszym regionie pojawiło się nagle pół miliarda złotych, na które czekały samorządy. A przecież rozwijane są kolejne programy, takie jak Program Inwestycji Strategicznych w ramach Polskiego Ładu. To są ogromne pieniądze.  
Nie ukrywam natomiast, że już jesienią słyszałem od podlaskich przedsiębiorców obawy związane z dużym impulsem inflacyjnym. Nie ma on podłoża krajowego, a jest procesem ogólnoświatowym. Jego źródła tkwią we wzroście cen surowców energetycznych.  Otóż przedsiębiorcy obawiali się, czy ten impuls plus dodatkowe niepewności, będące wypadkową polityki prowadzonej przez Rosję, nie sprawią, że zostanie zaprzepaszczone wszystko to, co udało się obronić w pandemii. Taka obawa jest nadal, choć mam nadzieję, że nie stanie się ona faktem.
  
No właśnie, firmy z branż turystycznych, agroturystycznych, hotelarskich nie otrząsnęły się jeszcze po pierwszym roku pandemii, a jesienią 2021 już stanęły przed kolejnymi ograniczenia. Przynajmniej te z trzykilometrowego pasa przygranicznego z Białorusią. Wiele z nich prowadzi działalność w miejscowościach, które uchodzą za podlaskiej turystyki. Zgodnie z ustawą o pomocy dla przedsiębiorców wypłacanie rekompensatach spoczywa na Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim. Jak przebiega ten proces?  
Wpłynęło do nas ponad 300 wniosków od różnych podmiotów.  Wartość wypłaconych rekompensat wynosi około 9,5 miliona złotych. Wśród nich są duże podmioty, które ze względu na ograniczenia wynikające z przepisów o pomocy publicznej, nie mogą w pełni skorzystać z przysługującego im wsparcia. Pamiętajmy też, że z jednej strony zakaz przebywania turystów w trzykilometrowym pasie odbija się na działalności firm z branż turystycznych, ale z drugiej - będące na tym terenie służby wojskowe, straży granicznej, policji czy teraz pracownicy firm budujących zaporę, także korzystają z bazy hotelarskiej.    

Opozycja mówi, że tak jak dla firm była potrzebna specjalna specustawa, żeby pomóc przedsiębiorcom z pasa przygranicznego, tak teraz dla samorządów będzie potrzebna kolejna specustawa, by naprawić drogi, które są rozjeżdżane przez pojazdy wojskowe. Czy samorządy nasze z tych rejonów przygranicznych mogą liczyć na kolejne wsparcie?   
Ta sprawa rozbrzmiewa na różnych forach. Informuję o niej też ministerstwa, bo nie da się ukryć, że nie ma problemu. Sam też mam na uwadze, że w ramach środków, którymi dysponuję z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg, trzeba wzmacniać gminy przygraniczne. Warto jednak pamiętać o kilku aspektach tej sprawy. Z jednej strony mamy wzmożony ruch służb w dojeździe do granicy. Zarówno na drogach utwardzonych, jak i gruntowych. Doraźne sprawy związane z ich przejezdnością są rozwiązywane w ramach rozmów służb mundurowych i władz lokalnych. Z drugiej strony rozpoczęła się budowa zapory. To oznacza zwiększone działanie na drogach firm budujących ogrodzenie. Tutaj też trwają bieżące rozmowy samorządowców z wykonawcami. Po okresie, mam nadzieję jak najkrótszym, związanym z niepokojem na granicy, drogi te trzeba będzie gruntownie naprawić. Na razie nie wiadomo, czy będzie to w oparciu o fundusz rządowy, czy bardziej zdecentralizowany sposób. Myślę, że niebawem zostanie to rozwiązane.   
 
Przeciwko budowie zapory w Puszczy Białowieskiej protestuje wiele organizacji.  
Życzyłbym sobie, by nasze stosunki z Białorusią, tak jak jeszcze do niedawna – mimo wszystkich różnic - miały charakter dobrosąsiedzki. Tyle, że nic na to nie wskazuje. Przecież obserwujemy napór migracyjny ze wsparciem służb białoruskich. To zaangażowanie budzi niepokój. Zapora jest konieczna, bo nie będziemy tysięcy żołnierzy i funkcjonariuszy innych służb utrzymywać non-stop w stanie gotowości w pasie przygranicznym. Ponadto, pozwoli odejść od wszystkich ograniczeń, które dotykają mieszkańców, choć też trzeba pamiętać, że zostały one tak skonstruowane, by życie społeczno-gospodarcze na tych terenach toczyło się w miarę możliwości w sposób nieodbiegający od innych rejonów.   
Nie ma innego rozwiązania niż zapora. Są podstawowe wartości, które nie podlegają dyskusji. Do nich należy bezpieczeństwo życia w kraju. Tego oczekują mieszkańcy. 
Warto też pamiętać o jeszcze jednej rzeczy, o której się głośno nie mówi. Po stronie białoruskiej od dawna funkcjonuje takie ogrodzenie. Co prawda oddalone od samej granicy, ale nikt postronny z obywateli nie ma prawa jej przekroczyć. To oznacza, że wszyscy ci, którzy znajdują się blisko naszej granicy, są tam z przyzwolenia białoruskich służb. Bez ich kontroli nikt do niej się nie zbliży. Tym bardziej imigranci.

Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.