Nie każda gra potrzebuje prądu
W Krolmie czeka na nas ponad dwieście gier planszowych! Zagrać może każdy, nawet kilkuletnie dziecko. Lokal pomyślany jest tak, by dobrze się w nim czuły całe rodziny
Wszystko zaczęło się w Norwegii. Adam Świsłowski w głębi duszy zawsze czuł, że jest po trosze wikingiem. Dlatego mocno ciągnęło go do tego kraju. A także dlatego że uwielbia świat baśni i podań, a jak wiadomo - ten fantastyczny świat jest jedną z wizytówek Skandynawii. Razem z żoną Adam pracował w Norwegii przez kilka lat. Wyjechał zaraz po studiach pedagogicznych, ale w końcu postanowił wrócić do Polski i zacząć pracować nad własnym biznesem.
- Kiedy byłem w Norwegii, wszedłem do lokalu w zasadzie poświęconemu wszystkiemu, co związane ze światem fantasy i fantastyki. Była to jedna ogromna sala, wypełniona po brzegi ludźmi grającymi w gry planszowe, bitewne, fabularne - mówi Adam. - Na miejscu był też kącik z gadżetami do gier terenowych. Wtedy pomyślałem, że to się i u nas może spodobać.
I tak w Gdańsku Oliwie, w połowie drogi między przystankiem tramwajowym a peronem SKM, powstał Krolm - miejsce, które na zawsze może zmienić świat rozrywki. Co czeka nas w środku? Ponad dwieście gier planszowych! A jak zapowiada pomysłodawca Krolma, ta kolekcja zostanie jeszcze powiększona.
- Dla każdego coś miłego, czyli gry rodzinne, imprezowe dla większej ilości osób, strategiczne, ekonomiczne, gry dla dwojga itp. - wylicza Adam. - W znakomitą większość gier zagramy od dwóch do sześciu osób. Jest też trochę pozycji do gry w pojedynkę. I są to naprawdę fajne i wymagające tytuły, w których mimo że gra się samemu, to można miło spędzić czas.
Gry w Krolmie podzielone są na poziomy od 1 do 6. Poziom gry zależy tylko i wyłącznie od długości instrukcji i ilości zasad do zapamiętania. Na poziomie 1 będą to dwu- czterostronicowe instrukcje. Na poziomie 6 mogą być nawet i czterdziestostronicowe!
- We wszystkie jednak gra się fajnie, gdyż przeszły selekcję pod moim czujnym okiem - zapewnia Adam.
Czy on sam ma swoją ulubioną grę planszową? Na to pytanie odpowiada tak: - Długo się zastanawiałem nad odpowiedzią. Nie mam ulubionej gry, ponieważ... do każdej potrafię podejść z przyjemnością. Prawda jest taka, że wszystko zależy od tego, z kim się gra. Nawet najnudniejsze planszówki mogą zamienić się w emocjonujące wyzwanie, gdy zasiądzie do nich doborowe towarzystwo.
Skoro o towarzystwie mowa... Choć Krolm istnieje od zaledwie kilku tygodni, już zaczęły nawiązywać się tam przyjaźnie wśród ludzi zainteresowanych jakąś jedną konkretną tematyką. Spotykają się tam fani Gwiezdnych Wojen czy gier bitewnych. Gracze mogą wcześniej się umawiać na specjalnym forum Krolma, aby dobrać pełny skład osobowy do ulubionej gry.
- W dniu otwarcia zabrakło u nas wolnych miejsc, więc ludzie wypożyczali gry do domu. Teraz codziennie przychodzą nowe twarze i nieśmiało wszystko zaczyna nabierać rozpędu - dodaje właściciel tego jedynego w swoim rodzaju miejsca. - Z przyjemnością również obserwowałem pojedyncze osoby, które nie mają z kim zagrać w domu, a chciałyby pobawić się w większym towarzystwie, choć wśród ich znajomych gry się nie przyjęły. Przychodzą one do Krolma i dosiadają się do już grających grup. Zależy mi również na rodzinach i dzieciach, gdyż trudno dziś połączyć rozrywkę w taki sposób, aby dorośli i dzieci bawili się w tym samym czasie. Najczęściej ktoś się musi poświęcić, a prawie zawsze są to dorośli. W Krolmie zmieniamy te schematy. Potrafię zaoferować gry, w które i dzieci, i ich rodzice będą grali razem i wszyscy spędzą miło czas, świetnie się bawiąc. Od razu podpowiem, że niedziela jest dniem specjalnie przeznaczonym dla rodzin. Asortyment gier jest dobrany tak, by przyjąć każdą grupę wiekową i o różnych umiejętnościach. Jeśli chodzi o dzieci, mamy gry już dla czterolatków!
Adam zadbał też o odpowiedni wystrój wnętrz - to po to, żeby grało się jeszcze przyjemniej. W środku wyeksponowano ściany z cegieł, które pochodzą z 1950 roku. W zimowe wieczory ogrzeje nas kominek opalany drewnem. Całości dopełniają deski na ścianach, duże drewniane stoły oraz pamiątki z wielu podróży. - Zanim jednak nadałem duszę temu miejscu, czekała mnie ciężka praca, aby doprowadzić je do porządku, gdyż od lat stało puste i niszczało. Gdy odświeżałem ściany i natrafiłem na pierwszą cegłę pod tynkiem, stwierdziłem, że trzeba je odkryć i dać im drugie życie. Całość robót zajęła trzy miesiące, o czym na pewno poświadczą sąsiedzi, którzy pewnie mieli z lekka dość ciągłego hałasu - uśmiecha się Adam.