Człowiek - orkiestra z charakterystycznym wąsem, konferansjer. Jacka Beszczyńskiego znają w Toruniu wszyscy i on zna wszystkich.
Gdy podczas uroczystej gali odebrał nagrodę "Thorunium", ci którzy nie wiedzieli o teczce, dzwonili z gratulacjami. Ci, którzy wiedzieli, unieśli falę szeptanego wzburzenia. Pojawiły się internetowe komentarze.
Bo teczka Jacka Beszczyńskiego rzeczywiście leży w archiwum IPN. Ale co w niej pozostało?
- Po co o tym pisać? - pyta Beszczyński. - Ta sprawa i tak już zweryfikowała moje znajomości. Niektórzy starzy znajomi wyrzucili mnie z Facebooka. Mam tylko żal, że nie spytali, czy to prawda i jaka jest prawda.
Teczka Beszczyńskiego została założona w 1985 roku, liczy 25 stron. To teczka osobowa, do której wpinano opinie funkcjonariuszy, plany wobec współpracownika, pokwitowania.
Beszczyńskiego wypatrzył podporucznik Zbigniew Makulski, niski brunet z wąsem. Wiadomo jak wyglądał, bo zdjęcia na których widnieje, wiele lat później obiegły prasowe czołówki.
"Pracownik kulturalno-oświatowy" - charakteryzował Beszczyńskiego we wniosku o "opracowanie".
Gra na gitarze, zajmuje się muzyka dyskotekową. Wymieniony dysponuje dobrą wiedzą pedagogiczną, jest spostrzegawczy, inteligentny, posiada łatwość nawiązywania kontaktów z innymi osobami. Trudności w formułowaniu spostrzeżeń nie stwierdzono.
Przełożeni zgodzili się z Makulskim, że Beszczyński, wówczas kierownik studenckiego klubu Imperial, byłby idealnym źródłem informacji: "bez żadnych trudności podejmuje każdy dialog dot. skrajnie różniących się od siebie problemów, jest inteligentny, spostrzegawczy, potrafi być stanowczy w powziętych przez siebie zamiarach, dysponuje umiejętnością nawiązywania szybkich kontaktów, rozsądny, w rozmowie nie używa słów zbędnych, pali papierosy, imponuje mu przebywanie w towarzystwie kobiecym".
W rubryce "Operacyjne możliwości kandydata" Makulski napisał: "Kandydat pełni eksponowaną funkcję w ruchu studenckim na terenie UMK, jest osobą szeroko znaną w środowisku, cieszy się zaufaniem zarówno studentów, jak i naukowców. Bezpośrednio odpowiada za realizacje większości imprez studenckich organizowanych na UMK. Zna wielu studentów - czołowych działaczy byłego NZS UMK i z wieloma utrzymuje kontakty towarzyskie".
Do pozyskania doszło 17 kwietnia 1985 roku. Esbek raportował przełożonym: "Rozmowa była prowadzona pod legendy, że w/w został szefem Komitetu Organizacyjnego tegorocznych Juwenaliów oraz jest obecnie kierownikiem klubu studenckiego „Imperial”, jak również kieruje przygotowaniem do Juwenaliów (…).
TW pisemnie zobowiązał się do współpracy z organami SB obierając pseudonim Tomek. Ponadto uzgodniono podstawowe zasady współpracy tj. konspiracji i sposobów zdobywania informacji.
W razie kontaktu telefonicznego oficer miał przedstawiać się jako "kolega Zbyszek z Warszawy".
Jacek Beszczyński dobrze pamięta tamtą rozmowę: - Przed Juwenaliami dostałem wezwanie do komendy na Grudziądzką. Widziałem tego człowieka po raz pierwszy. Powiedział, że spodziewają się prowokacji, w związku z wydarzeniami z 1982 roku. Chcieli dowiedzieć się, jaki jest cele przemarszu studentów z Rynku Staromiejskiego na Bielany. Zażądali, aby - ze względu na bezpieczeństwo - w razie jakiejkolwiek zmiany trasy przemarszu - informować ich o tym. Pytali, czy zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka w razie czego spadnie na mnie. Ale ten przemarsz był tradycją, nie brałem pod uwagę jakiejś manifestacji. Zobowiązałem się, że w razie takiej zmiany, poinformuję ich o tym.
- Na koniec esbek poprosił mnie o podpisanie zobowiązania - wspomina Jacek Beszczyński. - Tłumaczył, że musi wypełnić formalności wobec przełożonych.
Makulski miał w rękawie hak, który w razie czego mógł użyć: "Rozmowę przeprowadzono w związku z uzyskaniem informacji, że Jacek Beszczyński w 1982 roku przechowywał w swoim mieszkaniu literaturę bezdebitową, którą dysponował J. Kalas, J. Perkowska i W. Polak".
- Chłopaki z NZS-u szkolili się na okoliczność takich rozmów, ja byłem zupełnie niedoświadczony i zdenerwowany - wspomina Jacek Beszczyński. - Podpisałem z naiwności, w poczuciu, że nie mam nic złego w planach.
To była jedyna wizyta Beszczyńskiego na komendzie przy ul. Grudziądzkiej. Kolejne spotkania odbywały się w klubie Imperial, który mieścił się w jednym z akademików na Bielanach.
- Przychodził zawsze ten sam facet. Przyjmowałem go w biurze w domu studenckim nr 8. Wypytywał o pracę, ja dawałem mu programy pracy klubu i sprawozdania. Niczego specjalnie dla nich nie pisałem. Często pytał o Wojtka Polaka (zaangażowanego wcześniej w NZS - red.), ale moje bliskie kontakty z Wojtkiem skończyły się na początku stanu wojennego. Interesował ich klub dyskusyjny. Studenci zapraszali raz w miesiącu profesorów, którzy znani byli również z drugiego obiegu. Raz przyszli z żądaniem, żeby odwołać koncert Gintrowskiego. Koncert oficjalnie odwołaliśmy, ale odbył się nieoficjalnie - w nocy.
Beszczyńskiego sprawdzać miał TW "Piotr" (toruńska służba bezpieczeństwa miała kilku pracowników o takim pseudonimie, ale chodzi prawdopodobnie o informatyka z UMK), bo były wątpliwości, co do jego postawy politycznej. Do teczki TW "Tomek" wpięto pismo z wydziału WSW Dewizji Desantowej 2805 184 do naczelnika wydziału III Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych:
"Informuję, że od 20 11 1983 do 20 04 1984 r w Jednostce Obrony Wybrzeża odbywał przeszkolenie wojskowe w ramach SPR Jacek Beszczyński. Według ustaleń operacyjnych wymieniony prezentował negatywny stosunek do zachodzących przemian w kraju. Pisał, komponował oraz śpiewał piosenki o treści antysocjalistycznej. Ponadto w dniu 14.02 1984 po komunikacie, o zgonie Jurija Andropowa, Beszczyński wyraził się „może w końcu rozpierdoli się ten komunizm”. Był żołnierzem niezdyscyplinowanym i niepoprawnym. Nadmieniam, iż Beszczyński ujawnił w środowisku podchorążych SPR, że brał udział w zajściach ulicznych na terenie Torunia po wprowadzeniu stanu wojennego" - raportował major Ryszard Bocianowski.
Nadzieje Wydziału III wobec Beszczyńskiego były ogromne. Miał być "systematycznie wiązany z SB poprzez zlecanie specjalnych zadań, pobieranie informacji pisemnych, wręczanie za pokwitowaniem wynagrodzenia jak również w określonych granicach partycypowanie w rozwiązywaniu sytuacji osobistych i rodzinnych TW". Według założeń, nowy współpracownik miał być "na bieżąco dopracowywany zgodnie z odrębnym planem a po okresie wdrożeniowym zostanie wykorzystany do rozpracowania działaczy podziemnych struktur Solidarności".
Wcześniej jednak miał zostać gruntownie przebadany "przez sprawdzenie przeszłości zarówno w ewidencji ludności, jak i w papierach na UMK oraz wywiad środowiskowy w miejscu zamieszkania".
Wiarygodność Beszczyńskiego sprawdzać miał TW "Piotr" ("w kwestii postawy i działań jakie prezentuje w stosunku do istotnych wydarzeń natury społeczno-politycznej w kraju”). Zadaniem wyznaczonym "Piotrowi" było też zebranie ewentualnych materiałów kompromitujących Beszczyńskiego. W teczce tego ostatniego nie ma jednak informacji od "Piotra".
Już w maju 1985 roku podporucznik Marek Klemański opracował plan kombinacji operacyjnej kryptonim "Frankopol". Chodziło o mieszkającego w Toruniu obywatela Francji.
"Kombinacja powinna przebiegać dwuetapowo. Pierwszy etap polegałby na testowym dotarciu do figuranta przez TW "Tomasz" - planował Klemański. - Należy (…) zaprezentować się jako działacz i jednocześnie emisariusz struktur opozycyjnych działających na terenie Torunia, poszukujących dla rozszerzenia działalności kontaktu z Zachodem, do czego nadawałaby się osoba figuranta jako obywatela Francji, jednocześnie człowieka młodego, otwartego na wiele problemów i wydarzeń zachodzących w Polsce".
Beszczyński reaguje śmiechem: - Widzę, ze panowie bardzo się napracowali i wyprodukowali na mój temat mnóstwo dokumentów - mówi. - Nigdy nie dostawałem żadnych zadań od panów z SB. Owszem, wypytywali często o Wojtka Polaka, ale moje bliskie kontakty z Wojtkiem skończyły się na początku stanu wojennego. Jedyny Francuz, którego znałem pojawiał się na spotkaniach Towarzystwa Polska-Ameryka Łacińska. Nikt nigdy niczego mi wobec niego nie zlecił.
W ocalałej teczce nie ma żadnych szczegółowych śladów działalności TW "Tomka" za wyjątkiem jednej wzmianki w "raporcie o wyeliminowanie". Makulski pisze tam, że "w trakcie współpracy przekazał 22 pisemne informacje dotyczące środowiska studenckiego UMK, w tym osób będących w przeszłości czołowymi działaczami NZS na UMK".
Informacje przechowywane musiały być w osobnej teczce pracy. Jak wiele innych teczek pracy, ta również została najprawdopodobniej zniszczona. Czy jedynymi informacjami przekazanymi przez Jacka Beszczyńskiego były kopie dokumentów przesyłanych do rektoratu? Nie można tego wykluczyć, zwłaszcza, że w drugiej połowie lat 80. o współpracowników przekazujących cenne informacje było już niełatwo, a statystyki trzeba było czymś wypełniać.
We wrześniu 1987 roku SB straciła Beszczyńskiego z pola widzenia. Zdesperowany porucznik Makulski postanowił szukać go w domu "celem ustalenia dlaczego TW nie wywołuje spotkania oraz sprawdzenia czy podjął już nową pracę. W mieszkaniu zastałem jego ojca, któremu przedstawiłem się jako kolega ze studiów jego syna. Ojciec TW wyjaśnił, że jego syn w okresie wakacyjnym spotkał kolegę, który zaproponował mu pracę w sanatorium dziecięcym na południu Polski (...). Dokładnego adresu TW nie pobierałem, bo spostrzegłem, że w miarę rozwoju rozmowy ojciec TW stawał się coraz bardziej czujny. W przypadku skontaktowania się proponuję wyeliminować w/w z sieci osobowych źródeł informacji".
Podejrzliwości ojca trudno się dziwić. Antoni Beszczyński z całego serca nienawidził komunizmu.
- Nigdy sam nie inicjowałem spotkań. Gdy odszedłem z pracy w „Imperialu”, praktycznie kontakty z tym oficerem się ucięły - twierdzi Jacek Beszczyński. - Rozpocząłem pracę w WDK na Piastowskiej.
Ostatecznie TW nr 12647 został wyeliminowany z sieci SB w marcu 1988 roku. Teczkę oddano do archiwum, gdzie miała pozostać do 1993 roku. Wykonano również mikrofilm, który miał być przechowywany do 2003 roku.
Ale to nie koniec. Według spisu dokumentów, teczka powinna liczyć 41 kart. Zachowało się ich 25, nie ocalała nawet oryginalna okładka. Strony których brakuje to głównie "wyciągi z informacji" (usunięto wszystkie), "notatki służbowe", "arkusz kontroli" oraz "arkusz wypłat i świadczeń". Akta zostały zdekompletowane najpóźniej w 1988 roku. Na wyobraźnię działa zwłaszcza usunięty "arkusz wypłat".
- Pieniądze proponowano mi raz. Zbiegło się to z bardzo przykrą sprawą. Podczas Juwenaliów ściągnęli mnie ze sceny panowie z WSW i zabrali na 3 dni na "ćwiczenia". To była katastrofa, bo chłopcy, którzy mnie zastąpili, nie mogli podpisywać umów i płacić rachunków. Na to nałożyła się sytuacja ze sprzętem muzycznym, który pożyczyłem koledze bez kwitu. Następnego dnia zrobiono mi kontrolę, a później, w błyskawicznym terminie - sprawę sądową. Nikt nie chciał słuchać moich tłumaczeń. Oba te zdarzenia sprawiły, że popadłem w poważne tarapaty finansowe. Po tamtej sprawie jedyny raz pojawiła się ze strony SB propozycja gratyfikacji. Oczywiście odmówiłem.
Nie jestem Judaszem i wszystkim mogę spojrzeć w oczy.
O ile przy braku innych dokumentów, pozostają domniemania, w kwestii pieniędzy zapewnienie Jacka Beszczyńskiego wydają się bezsporne. Gdyby pobierał wynagrodzenia, w teczce (lub spisie dokumentów) pozostałyby - oprócz arkusza, który był standardową częścią każdej teczki TW - osobne pokwitowania każdej kwoty bądź rozliczenia oficera prowadzącego. Nie ma o nich mowy.
Po 1989 roku Zbigniew Makulski (już w cywilu) prowadził sklep z zabawkami, dziś pracuje na menedżerskim stanowisku w firmie Viando. Spokojny żywot przerywały mu jedynie sprawy sądowe dotyczące dawnych wydarzeń w bezpiece (materiał na osobny tekst).
- Raz spotkałem tego faceta. W salonie Toyoty w Łysomicach. Przywitał się, spytał co słychać. Odpowiedziałem coś grzecznościowego. Znam w Toruniu mnóstwo ludzi, więc dopiero po wyjściu skojarzyłem, skąd znam tę twarz.