Nie do zatrzymania. Dramaty millenialsa
Pamiętacie Thelmę i Louise z filmu Ridleya Scotta? Gospodyni i kelnerka, szara myszka i konkubentka, trochę zaniedbane, trochę rozmemłane, razem: nie do zatrzymania. Kobiety torpedy. Chciałoby się powiedzieć: przyjaciółki, ale to nie była ta stereotypowa, serialowa damska przyjaźń o posmaku lodów wyjadanych z pudełka i zapachu lakieru do paznokci. Thelma i Louise z dzióbków sobie nie spijały. Dogryzały sobie, ironizowały, trzymały dystans, a mimo to ruszyły razem w szaloną podróż, zakończoną samobójczym skokiem w przepaść. A w przepaść nie skacze się z byle kim.
Podobną relację udało się stworzyć Agnieszce Glińskiej w „Pannach z Wilka”, gdzie pięć sióstr może nie rzuca się sobie w ramiona, ale dobrze wie, że jakby co, to wszystkie za jedną. Razem przeciw światu, zwłaszcza temu męskiemu. To samo można zaobserwować u bohaterek „Nine to Five”, „Ukrytych działań”, „Wielkich kłamstewek” czy „Grace i Frankie”. Generalnie często można zaobserwować to w sztuce. Trochę rzadziej w życiu.
Dzisiaj Dzień Kobiet. Jedne kobiety pójdą ze swoimi drugimi połowami na kolację, a inne z koleżankami na manifę. Jedne będą oczekiwać kwiatów, a inne uznają je za symbol patriarchatu. Jedne, jadąc do pracy, przeczytają tekst o życiu fit, a drugie felieton o równouprawnieniu. I jedne na drugie będą popatrywać z ukosa, mówiąc, że tamte baby są jakieś dziwne, że nie wiedzą, o co w tym byciu kobietą chodzi. A potem zaczną pomstować, że bez solidarności to niczego nie zdziałamy i że w piekle jest miejsce dla kobiet, które nie wspierają innych kobiet.
Domagać się kobiecej solidarności, to jak żądać, by po Rynku zaczął galopować jednorożec: nierealne i bez sensu. Nie musimy popierać kobiet tylko dlatego, że są kobietami, z uśmiechem na twarzy mówić, że najlepszy szef to szefowa, a w wyborach stawiać krzyżyk przy kobiecym nazwisku, tylko dlatego że jest kobiece. Nigdzie nie jest zapisane, że dziewczyny tylko z racji faktu, że są kobietami, muszą mieć te same poglądy i gusta. Nikt przytomny nie powinien oczekiwać, że połowa populacji zacznie mówić jednym głosem i to jeszcze mówić z przekonaniem. W zupełności wystarczy, żebyśmy lubiły się i szanowały w swoich różnicach, ciepło ironizowały na swój temat, z sympatią wskazywały błędy. I wtedy będziemy jak Thelma i Louise - nie do zatrzymania. Tego wam, dziewczyny, w dniu naszego święta życzę, nawet jeśli się ze mną nie zgadzacie.