Nagle jednemu z klientów ryneczku serce przestało bić. W oczach tłumu strach. Jak pomóc? Podłożono mu pod głowę poduszkę. A przecież w takich przypadkach liczy się każda minuta właściwej reakcji.
To nie pierwszy taki przypadek. Tylko w ostatnim tygodniu zdarzyły się takie dwa. Zdaniem Szymona Michniewicza ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Zielonej Górze, często zdarza się, że świadkowie zdarzeń nie podejmują żadnych działań. Choćby uciskania klatki piersiowej. Nie mówiąc o poszukaniu automatycznego defibrylatora. A ich są dziesiątki w całym mieście.
- W przypadku zatrzymania krążenia gorzej nie może być - podkreśla lekarz. - Można tylko pomóc. Niezależnie od obaw wewnętrznych, przekonań, stresu każdego świadka. Z naszej perspektywy, ale i wszelkich badań naukowych, jeśli ktokolwiek podejmuje działania, jakość przeżycia jest większa, jeśli nikt ich nie podejmuje.
Dlaczego więc nie pomagamy w takich sytuacjach?
- Ludzie nie pomagają, bo się boją, a nie dlatego, że panuje jakaś znieczulica - uważa Stanisława Mamala z Gorzowa Wlkp. - Nie mają wiedzy na temat udzielania pierwszej pomocy. Najczęściej więc ich reakcja ogranicza się do sięgnięcia po telefon i zadzwonienia na 112.
Inaczej uważa Leokadia Nowak z Zielonej Góry, czasy dziś takie, że większość ludzi odwraca oczy. Sąsiedzi znają się tylko z widzenia. Kiedyś wchodzili do siebie bez pukania, klucze zostawiali pod wycieraczką. Żyli jak jedna wielka rodzina. Zmieniła się mentalność Polaków, oj zmieniła...
- Obecnie wiele osób obawia się pomóc drugiemu człowiekowi, a moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że ludzie wszędzie szukają możliwości „dodatkowego zarobku” - mówi Ilona Jurczenko z Górzycy. - Zawsze można kogoś oskarżyć o niewłaściwe udzielenie pomocy i uzyskać z tego tytułu korzyści finansowe.
Filip Drzazga z Zielonej Góry dodaje: - Ludzie sobie dziś nie ufają.
Każdy z nas może znaleźć się w sytuacji, gdy będziemy wymagali natychmiastowej pomocy. Każdy z nas powinien być też przygotowany, by wiedzieć, jak pomóc innym.
Krystyna Bolewicka-Gryśko z Zielonej Góry sama niedawno zasłabła na ulicy.
- Myślałam, że to koniec. Chwiciłam się ściany kamienicy. Nie mogłam wykrztusić słowa - opowiada. - Wiele osób przeszło obojętnie. Na szczęście jedna starsza pani zadzwoniła na pogotowie. Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie ona...
Zwykle nie myślimy o tym, że każdy z nas w każdej chwili może wymagać pomocy innych. Albo że w naszym otoczeniu znajdzie się ktoś, komu nagle przestanie bić serce.
- Pamiętam, jak z mojego liecum pojechała drużyna na finał ogólnopolskiej olimpiady pierwszej pomocy - opowiada Justyna Galicka z Zielonej Góry. - I jak się okazało, zupełnie niespodziewanie podczas zawodów musieli naprawdę udzielić pomocy. Takie życie. Chociaż nie wygrali, zostali bohaterami tej olimpiady.
Patrycja Kamińska z Wolsztyna uważa, że nieudzielanie pomocy wiążę się z naszym lenistwem. Przecież każdy ma możliwość nauczenia się podstawowych zachowań. Ale tego nie robi.
W Zielonej Górze przed urzędem miasta stoi tablica świetlna, na której pokazywane jest krok po kroku, co powinniśmy zrobić w sytuacji, gdy ktoś będzie potrzebował pomocy. Organizowane są liczne szkolenia, kursy. Prężnie działają społeczni instruktorzy młodzieżowi.
- Ja zawsze mam przy sobie w portfelu rękawiczki i chustę - przyznaje licealistka Ewa. - Nigdzie się bez tego nie ruszam.
Łukasz Piątkowski, uczeń LO w Nowej Soli: - Gdybym zauważył, że ktoś jest chory, stracił przytomność, to bym na pewno podszedłbym i zapytał, czy wszystko jest w porządku. Często ludzie myślą, że to może być osoba odurzona, pijana i boją się podejść, bo nie wiadomo, jak zareaguje. Trzeba być odważnym.
Zdaniem Małgorzaty Szachowicz z Zielonej Góry, ludzie są zabiegani, ale nie znaczy to, że nie czuli na potrzeby innych. Udowadniają to uczestnicząc w różnych akcjach charytatywnych. By udzielać pierwszej pomocy przedmedycznej potrzebują wiedzy.
- Dlatego takie szkolenia organizujemy podczas różnych festynów czy imprez - podkreśla ambasadorka programu ZGrana Rodzina i ZGrani Zielonogórzanie 50 plus. - Takie szkolenia muszą odbywać się systematycznie już w przedszkolach, szkołach...
Joanna Maciejewska, sprzedawczyni z Nowej Soli: - Ludzie myślą o sobie. W większości. Nie chcą sobie robić kłopotu. Kiedyś mój znajomy pomógł rowerzyście, zawiózł go do szpitala, a później miał problemy...
- Ale jak bym pomogła - zastrzega pani Joanna. - Mam garaż koło noclegowni i tam spotykam ludzi, którzy proszą o wodę, bułkę...
Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki co roku wyróżnia tych, którzy pomagają innym.
- To właśnie mieszkańcy domagali się, byśmy kupili defibrylatory - zauważa. - Dziś jest ich blisko 70, w różnych miejscach. Są też w nowych autobusach MZK.
Takie urządzenia są też w urzędzie marszałkowskim, bibliotece wojewódzkiej czy na Uniwersytecie Zielonogórskim.
- Każdy z nas chodzi codziennie utartymi ścieżkami, warto się rozglądać i zapamięta miejsca, w którym są umieszczone defibrylatory - apeluje lekarz Szymon Michniewicz ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. - Urządzenia te są bardzo proste w obsłudze. Zostały tak skonstruowane, żeby każdy mógł ich użyć. Są dwa przyciski, jeden, żeby włączyć, drugi, by wykonać wyładowanie. Mamy dwie elektrody, które nakładamy na klatkę piersiową, żeby prąd dotarł do pacjenta.
Urządzenie samo dokona analizy rytmu serca i może uznać, że defibrylacja nie jest potrzebna. A po podaniu prądu podpowiada, by wykonywać masaż serca. Aż do przybycia karetki.
Ze statystyk wynika, że jeśli defibrylator zostanie użyty w ciągu trzech minut od utraty przytomności, pozwala na przeżycie w 75 proc. przypadków.
Co zrobić, byśmy nie bali się ich używać?
- Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja - uważa Szymon Michniewicz. - Człowiek czego się boi, bo nie zna. Nie wiem, ile lat jest nam potrzeba, by zmieniła się nasza świadomość. Może dwa, a może dziesięć. Najważniejsze, by coś w tej sprawie robić już dziś. Nie ma co czekać.
- Dom jest zmienną niezależną często od nas - w jakiej rodzinie się socjalizujemy i rodzimy. A takie instytucje, jak przedszkola, szkoły powinny kształtować kręgosłup moralny - mówi dr hab. Barbara Toroń-Fórmanek, prof. UZ.
A co Państwo sądzicie na ten temat? Czekamy na opinie.