Nie bój się bać! Strach jest nam potrzebny
Jedni boją się małego pająka w łazience. Inni płacą, by obejrzeć przerażający horror. - Strach jest częścią naszego życia - mówi dr Magdalena Nowicka, psycholog z Uniwersytetu SWPS
Chyba każdy w dzieciństwie miał potwora pod łóżkiem. Pani także?
Nie, gdy byłam mała, bardziej bałam się ciemności niż potwora spod łóżka lub z szafy. Teraz obserwuję syna i odnoszę wrażenie, że to w pewnym sensie dziedziczne.
Dziedziczymy strachy i lęki naszych rodziców?
Poniekąd tak, bo strach jest nierozerwalnie związany z byciem człowiekiem. To nie tylko jedna z podstawowych emocji, ale najważniejsza z nich, bo umożliwia przetrwanie. Gdy z traw wyłaniał się zwierz z ostrymi kłami, budził się w nas strach i chęć ucieczki albo ataku. Ten mechanizm nadal działa u zwierząt. Popatrzmy na domowego psa lub kota. Kiedy przestraszy go huk za oknem albo włączony odkurzacz w pokoju, zwierzę kuli ogon i chowa się w kąt albo wręcz przeciwnie - pokazuje zęby, wystawia pazury i zaczyna walczyć.
Powiedziałem: strachy i lęki, jakby to było to samo, ale chyba nie jest?
Zdecydowanie nie. Strach zwykle ma swoje źródło. Lęk jest tego źródła pozbawiony, ale może też być reakcją na coś, co przed nami, nieznane. Zarówno lęk, jak i strach mogą być nieadekwatne. Mały pająk na ścianie w łazience może bowiem wywołać silną reakcję emocjonalną, niewspółmierną do tego, co potencjalnie nam z jego strony grozi.
No właśnie, niegdyś baliśmy się mamuta, dziś przeraża nas nawet mały pająk lub niejadowity wąż. Co się z nami stało?
Skolonizowaliśmy świat i wyeliminowaliśmy z niego wiele zagrożeń. Te, które są, mają inny charakter, są bardziej przewidywalne, możemy się przed nimi bronić. Z drugiej strony, granica między lękiem i strachem rozmywa się.
Wojna, śmierć, terroryzm - budzą lęk czy strach?
Raczej lęk. To są zagrożenia „mało namacalne”, wielu z nas nieznane z bezpośredniego doświadczenia, niosą jednak zagrożenie dla życia. Zresztą, lęk przed śmiercią to jedno z podstawowych pojęć w psychologii i doświadcza go każdy z nas. Dlatego poszukujemy wartości nadrzędnych, duchowości - one pozwalają śmierć w pewien sposób oswoić. Czym innym jest śmierć jako koniec istnienia, a czym innym - przejście do lepszego świata i wiecznego życia.
Może to nasze doczesne życie byłoby lepsze, gdybyśmy się pozbyli strachu i lęku. Pewnie amerykańscy naukowcy w tajnych laboratoriach już pracują nad magiczną pigułką.
Konsekwencje takiej pigułki byłyby tragiczne.
Jak to? Bylibyśmy odważniejsi.
Nie, bylibyśmy psychopatami. To właśnie nieodczuwanie lęku i strachu jest ich cechą charakterystyczną. Niczego się nie boją, nie mają obaw przed łamaniem norm społecznych, więc popełniają przestępstwa, zbrodnie. Wobec takich osób nie skutkują też żadne oddziaływania resocjalizacyjne.
Teraz to ja zaczynam się bać.
Czy lękać?
Sam już nie wiem, to takie skomplikowane…
Wcale nie. Najważniejsze jest to, by strach bądź lęk uruchamiał działanie adaptacyjne. Problem zaczyna się - zresztą tak jest w przypadku każdej innej emocji - gdy trwa zbyt długo i utrudnia funkcjonowanie. To przecież normalne przestraszyć się człowieka z nożem. Ale jeśli boimy się przez cały tydzień, przeraża nas dosłownie wszystko dookoła, nie jest dobrze. Zwłaszcza że bardzo silne emocje mogą niejako przekształcić się w objawy psychosomatyczne, takie jak ucisk w klatce piersiowej, przyspieszone bicie tętna. Są to konsekwencje i koszty ponoszone przez ciało i umysł. Kluczowa jest długość i intensywność, a także punkt odniesienia. Czy przypadkiem nie przeraża mnie nagminnie to, co wszyscy dookoła uznają za zupełnie bezpieczne i niezagrażające.
To dlatego niektórzy panicznie boją się jazdy windą, spoglądania w dół z okna na 10. piętrze?
Tak, są to tak zwane fobie. Bywa, że ludzie odczuwają lęk, np., przed kulistymi obiektami, dziurkami. Lęk taki wydaje się nierealistyczny, ale fobia nie ma nic wspólnego z racjonalnością. Tu chodzi o mechanizm, bo fobie powstają na drodze skojarzeń, tzw. mechanizmów warunkowania. Jeśli coś przykrego wydarzyło się w obecności bodźca, zaczynamy go kojarzyć z tym nieprzyjemnym odczuciem. W efekcie nie boimy się tego, co było negatywne, ale samego bodźca. Na przykład pająka. Dlatego leczenie fobii polega w dużej mierze na zastępowaniu nieprzyjemnych skojarzeń czymś pozytywnym.
Są wśród nas i tacy, którzy wręcz lubią się bać. Bo chyba dlatego oglądamy horrory?
Każdy z nas potrzebuje odrobiny strachu. To nieprawda, że w życiu powinny nam towarzyszyć wyłącznie emocje pozytywne - konieczna jest równowaga. Dlatego nie nazywam strachu złą emocją, ale pseudonegatywną. Odczuwamy potrzebę wystawiania się na bodźce, dostarczające pseudonegatywnych emocji, by osiągnąć równowagę.
I pewnie dlatego gotowi jesteśmy płacić, by ktoś nas przestraszył? Kupujemy bilet do kina i oglądamy horrory. Ja wolę dobry realistyczny thriller. Doktor Lecter albo morderca z filmu „Siedem” są bardziej przerażający niż zombie.
To, czego się boimy, wynika z różnic indywidualnych, zależy od naszego temperamentu i tego, w jakim okresie rozwoju jesteśmy. Dzieci zaczynają się bać ok. 3. roku życia. Wtedy ich wyobraźnia zaczyna intensywnie rozwijać się i często to ona jest źródłem emocji. Mówiłam, że każdy z nas potrzebuje emocji pseudonegatywnych, ale nie w takiej samej ilości. Jednej osobie wystarczy wejście do ciemnej piwnicy, inna przestraszy się dopiero, gdy ogląda horrory gore, czyli filmy ekstremalne, pełne krwi i przemocy.
Baśnie Braci Grimm też są straszne. Powinniśmy czytać je dzieciom?
Nie wszystkim. Zwłaszcza gdy dziecko boi się ciemności, spodziewa się potwora. Wtedy lepiej ich unikać. Są jednak dzieci, które są gotowe, wręcz lubią dreszczyk emocji. To zależy od wieku i temperamentu dziecka. Baśnie Braci Grimm są wyjątkowe ze względu na nasycenie bodźcami i obrazami wywołującymi różne emocje. Każdy intensywny bodziec wzbudza zainteresowanie. Czy pana zdaniem lepiej zapamiętujemy to, co wywołuje emocje pozytywne czy negatywne?
Pozytywne.
Błąd. Proszę sobie przypomnieć, co pan robił tuż po obronie pracy magisterskiej.
Hmm… nie pamiętam.
No właśnie. Za to pamięta pan, gdzie był i co robił, gdy w telewizji podano informację o ataku na World Trade Center 11 września albo o katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, prawda?
Faktycznie, choć w tym pierwszym przypadku minęło już prawie 15 lat!
Negatywne bodźce sprawiają, że bardziej zapamiętujemy, lepiej działa tzw. pamięć autobiograficzna. One wzbudzają zainteresowanie. Wiedzą też o tym producenci reklam telewizyjnych. Wykorzystują to nie tylko odwołując się do strachu i lęku, ale i równie silnych bodźców seksualnych. .
Jako rodzice powinniśmy oswajać dzieci ze strachem i lękiem? Jeśli tak, to jak? Bo chyba nie gasząc światło w mieszkaniu i wyskakując z latarką…
Zdecydowanie nie w ten sposób. Przede wszystkim, te emocje będą się pojawiać same w życiu naszych dzieci. Nie ma potrzeby ich sztucznie wprowadzać. Nie powinniśmy też im zaprzeczać, mówiąc „przecież nie ma się czego bać”. A już tym bardziej nie można krzyczeć na dziecko, które nie może zasnąć, bo boi się ciemności. To bowiem przekaz, że dla takich emocji nie ma akceptacji. A tłumiony lęk objawi się reakcją psychosomatyczną - bólem brzucha, bólem głowy dziecka.
Rodzice często straszą dzieci. Nieraz byłem świadkiem, jak mama na do płaczącego brzdąca mówiła „będziesz niegrzeczny, to ten pan cię zabierze”.
Najgorsze, co można zrobić, to straszyć dzieci czymś, co jest realne, jest w otoczeniu, blisko. Jeśli to się powtarza, nie dziwmy się, że dziecko nie jest otwarte wobec kolegów, boi się ludzi. Większość dzieci boi się psów. Dlaczego? Bo słyszą przekaz: „psy są złe”. Nie o tym, że może się zdarzyć zły pies i jak sobie wówczas poradzić z atakiem, ale: nie zbliżaj się do psów, bo cię ugryzą!
Lepiej więc pokazywać dobry świat i raz na jakiś czas przeczytać bajkę ze złą Babą Jagą?
Przede wszystkim dziecku trzeba towarzyszyć, podpowiadać, jak sobie poradzić ze „strachami”, czyli w sposób jak najbardziej naturalny i adaptacyjny. Nie chodzi przecież o to, by się strachu pozbyć. On jest częścią naszego życia.
Rozmawiał Marcin Walków