– To jakiś absurd! Urzędnicy twierdzą, że odpady sąsiadki są też moimi śmieciami, bo leżą na wspólnej działce - mówi pani Halina.
- Wszystko zaczęło się od tego, że trzy lata temu upomniałam się o swoją część działki, którą wcześniej notarialnie wykupiłam - mówi Halina Staniaszek z ul. Brzozowej w Żaganiu. Kobieta nie mogła z niej korzystać, ponieważ wadziły na niej stare, gospodarcze pomieszczenia.
- Chciałam to wyburzyć, żeby sobie wreszcie postawić garaż, ale sąsiadka się nie zgadzała - opowiada i dodaje, że to niesprawiedliwe, bo większość wspólnego gruntu, ona właśnie użytkowała, podczas gdy H. Staniaszek miała dla siebie jedynie niewielką część terenu, na którym w dodatku stały niechciane ruiny.
Kiedy doszło wreszcie do sądowego wyegzekwowania tego, co jej, co należy do sąsiadki oraz jaka część działki będzie wspólna, pani Halina wzięła się za porządki. - Obowiązkiem naszym było oczyścić teren. Ja, zgodnie z ugodą, wyburzyłam budynki gospodarcze, usunęłam gruz i go wywiozłam. Wydałam na to kilka tysięcy zł., a potem czekałam, kiedy ona wywiezie swoją część - dodaje. A sąsiadka? Jak podkreśla pani Halina, w końcu wyburzyła to, co wyburzyć miała, ale pozostałości nie posprzątała. - Nie usunęła odpadów, tylko dalej dorzucała tam papę i inne śmieci.
Teraz H. Staniaszek ma problem, bo wychodzi na to, że śmieci sąsiadki ona ma wysprzątać. Miejscowi urzędnicy przeprowadzili już dwie wizje lokalne. Doszło do wizyty Staniaszek u naczelnika wydziału gospodarki nieruchomościami i ochrony środowiska. - To wszystko na nic, bo zdaniem urzędników, skoro jestem współwłaścicielką tego terenu, to jestem także posiadaczem odpadów, które się tam znajdują! Kobieta nie godzi się z taką oceną i śle kolejne pisma do magistratu. W odpowiedzi otrzymuje zawiadomienie, że sprawa jest skomplikowana.
Zdaniem pani Haliny komplikacje zrodziły się stąd, że jej kłopotliwi sąsiedzi mają znajomości w żagańskim urzędzie miasta. - Ta odpowiedzialność za odpady została przerzucona na mnie, a sąsiadka, która je zgromadziła, wyszła z tego obronną ręką - twierdzi H. Staniaszek. Mało tego, bo jak podkreśla, kiedy któregoś dnia chciała nieco uprzątnąć “brudy” sąsiadki i zaczęła z hałdy śmieci odrzucać papę, to oblazło ją robactwo. - Zostałam tak pogryziona, że musiałam korzystać z pomocy lekarskiej.
Niedawno o rzetelną ocenę sytuacji zwróciła się do wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska w Zielonej Górze. - Jeśli posiadacz odpadów nie usunie ich niezwłocznie, to burmistrz w drodze decyzji wydawanej z urzędu nakazuje ich usunięcie - czyta z pisma. W piątek skontaktowaliśmy się z naczelnikiem wydziału, ale odmówił spotkania czy komentarza w tej skomplikowanej sprawie. - Nie mogę udzielać żadnych informacji, od tego jest rzecznik miasta - odparł urzędnik. Do tematu wrócimy.