Nie bądź internetowym trollem dla swojego dziecka
Kiedyś urocze golaski pokazywało się ciociom i babciom na imprezach rodzinnych. Dziś takie fotografie małych dzieci mogą zobaczyć tysiące osób. Uważaj, bo udostępniając fotki pociechy, możesz uprawiać tzw. parental trolling.
Pani Aleksandra, 30-letnia lublinianka, mama małej Poli, ma konto na Facebooku, ale nie udostępnia fotografii córki na portalach społecznościowych.
Nie to, żeby nie cieszyła się z jej małych osiągnięć - pojawienie się pierwszego ząbka, pierwsze słowo „mama”, pierwsze kroki, pierwsza kupa w nocniku, to wszystko powód do dumy dla rodzica. Ale pani Aleksandra ma po prostu dość dzieci w sieci.
Wrzucanie zdjęcia nagiego dziecka z piwem w ręku do sieci każe pytać o dojrzałość jego rodziców
- Rozumiem, że każdy chce się pochwalić swoją pociechą, ale prawdę mówiąc, męczy mnie duża liczba dzieci na Facebooku. Nie wiem, dlaczego moich znajomych miałoby obchodzić, co moje dziecko dziś zjadło, co zobaczyło i tak dalej. Mnie też nie interesują wszystkie wydarzenia z życia innych maluchów - mówi mama dwulatki.
Pierwszy wyrok w Polsce
Ale o ile zasypywanie profilu na portalu społecznościowym fotkami dzieci może być nieco irytujące, o tyle pewne fotografie mogą być niebezpieczne. Przykładem jest wydany w tym miesiącu wyrok w sprawie tzw. parental trollingu.
Poszło o zdjęcie małego Piotrusia. W 2012 roku dziecko było pod opieką ojca. Jego rodzice rozwiedli się i dziecko spędzało weekend z tatą, który postanowił uwiecznić tę chwilę i zamieścić je na portalu społecznościowym. Sęk w tym, że ojciec wpadł na przezabawny - w jego mniemaniu - pomysł.
Mały Piotruś miał wyglądać na „prawdziwego mężczyznę”, więc do jednej ręki dostał butelkę po piwie, a w drugiej miał trzymać swój penis. Fotografia była publiczna, więc zobaczyć ją mogło setki, jeśli nie tysiące internautów.
Matka, widząc zdjęcie, natychmiast kazała swojemu byłemu partnerowi je usunąć, bezskutecznie. W końcu zawiadomiła policję.
Po czterech latach Sąd Okręgowy Warszawa-Praga wydał pierwszy taki wyrok w historii.
Karą za zamieszczenie fotografii są trzy miesiące więzienia „z obowiązkiem wykonywania kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 25 godzin miesięcznie” - jak tłumaczyła Joanna Zaremba, rzeczniczka prasowa ds. karnych Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Kara jest zapewne pierwszą z wielu, bo nowe technologie coraz śmielej wkraczają w naszą prywatną przestrzeń.
Kto tu jest rodzicem?
Tomasz Kloc jest psychologiem i psychoterapeutą w Zamojskim Ośrodku Psychoterapii Integratywnej. Zajmuje się między innymi psychoterapią rodzin, a o bezpieczeństwie w sieci z punktu widzenia psychologicznego napisał pracę naukową.
Dla niego kwestia zasypywania internetu zdjęciami swoich dzieci, często pokazującymi je w intymnych sytuacjach bądź nago, to nawet nie tyle spór prawny, ile dowód na bezrefleksyjność rodziców.
- Pierwsze i podstawowe pytanie, które od razu się nasuwa, to: „w jakim celu osoby dorosłe publikują tego typu zdjęcia?” - mówi Tomasz Kloc. - Takie zachowanie każe też pytać się, jaka jest dojrzałość takiego rodzica.
Można o to pytać choćby w przypadku głośnej ostatnio sprawy austriackiej nastolatki z Karyntii (to południowa część tego kraju).
Osiemnastolatka pozwała swoich rodziców za umieszczenie w sieci ok. 500 jej zdjęć z dzieciństwa, z których niektóre pokazywały ją w sytuacjach intymnych, na przykład jak siedzi na nocniku lub leży nago w łóżeczku.
Najpierw poprosiła ojca i matkę o usunięcie fotografii, ale ci nie zgodzili się, a ojciec powoływał się na prawa autorskie - skoro on wykonał fotki, on ma prawo decydować, co z nimi zrobić.
W końcu sytuacją zajął się austriacki sąd. Wyrok ma zapaść w listopadzie.
- W tym przypadku nie została uszanowana intymność dziecka. Ma ono pełne prawo do tego, by decydować, jakie zdjęcia pokazuje swoim znajomym. Podobnie jest w innych przypadkach, ale żeby stwierdzić, w jaki sposób wpływa to na rozwój dzieci, potrzeba więcej czasu - komentuje Kloc.
Dodaje, że o ile kiedyś fotografie rozebranych bobasów widziało niewiele osób i to zazwyczaj z kręgu naszych najbliższych, teraz są ogólnodostępne.
- Świadomość w tym temacie zwiększyła się w ciągu ostatnich dziesięciu, piętnastu lat, ale wciąż jest to obszar, w którym przydałaby się psychoedukacja - mówi.
Austriacka sprawa, jego zdaniem, pokazuje też coś innego: że w tej rodzinie to córka musiała przyjąć rolę rodziców i wykazać się odpowiedzialnością, która była obca jej opiekunom.
Pomyśl, zanim wrzucisz
Jaka jest skala problemu i czy rzeczywiście jest problemem? Fundacja „Dajemy Siłę Dzieciom” nie ma wątpliwości. Wedle ich badań do publikowania zdjęć swoich dzieci nago lub w bieliźnie przyznaje się co czwarty rodzic dziecka do 10. roku życia.
Publikujący je rodzice zazwyczaj nie zastanawiają się, ani do kogo mogą trafić te zdjęcia, ani co będzie się z nimi później działo.
Stąd nowa kampania społeczna Fundacji „Dajemy Siłę Dzieciom” - „Pomyśl, zanim wrzucisz” . Wspólnie z agencją reklamową Publicis fundacja przygotowała akcję, w ramach której za wycieraczki samochodów trafiły zdjęcia dzieci znalezione w internecie.
„Skojarzenie z ulotkami agencji towarzyskich, dla których zazwyczaj jest zarezerwowane to miejsce, miało służyć do skłonienia rodziców do refleksji i zwrócenia ich uwagi, że zdjęcia ich pociech mogą się znaleźć w rękach osób lub miejscach, w których na pewno nie chcieliby ich znaleźć” - tłumaczą jej autorzy.