Rodzice zarzucają opieszałość policji w Nakle. Przez pięć dni nie dostali żadnej informacji o córce. Nastolatka ostatni raz była widziana z koleżanką. Szukały w Samostrzelu kogoś, kto by je podwiózł.
Nicole pierwszy raz trafiła do ośrodka wychowawczego dla młodzieży. - Wcześniej, nie ma co ukrywać, były jakieś problemy. Wpadła w złe towarzystwo, takie, które interesowało się narkotykami i nie tylko - mówi Paweł Szabelak.
Wtóruje mu żona, Elwira, która też nie zamierza udawać, że ich córka była bezproblemowa: - Zdarzały się ucieczki z lekcji, ze szkoły, ale też czasami nie wracała do domu. Zawsze jednak w takich sytuacjach od razu dzwoniliśmy na policję w Świeciu, gdzie mieszkamy - mówi kobieta. Rodzice podkreślają, że świeccy mundurowi reagowali natychmiast. Znali dziewczynę. Bywało, że od razu po telefonie od rodziców wyjeżdżali na ulice.
- To było prawie jak w rodzinie - opowiada Szabelak. - Wystarczyło, że powiedzieli: „Nicola, nie powinnaś być już w domu?”. Wsiadała do radiowozu i już była bezpieczna. Ale to było możliwe w sytuacji, kiedy policja reaguje natychmiast, zaraz po zgłoszeniu.
W Nakle od poniedziałku, czyli od czasu, kiedy zgłoszono zaginięcie córki - jak mówi Szabelak - nic się nie zmieniło.
- Dzwoniłem do tamtejszej komendy kilka razy. Dwa razy zostawiałem swój numer telefonu słysząc, że ktoś się do mnie odezwie. Nikt nie oddzwonił - mówi zatroskany ojciec.
Po wczorajszej również bezowocnej wizycie w nakielskiej komendzie rodzice Nicoli pojechali do Bydgoszczy, do Komendy Wojewódzkiej. To, co usłyszeli, wprawiło ich w osłupienie. - Rozmowa trwała pięć minut - relacjonuje Paweł Szabelak. - Usłyszałem, że jeżeli raz zgłosiłem zaginięcie, to nie mogę zrobić tego ponownie. Poczułem się, jak w jakiejś innej, dziwnej rzeczywistości. Przecież chodziło mi o to, żeby wyjaśnić, dlaczego policja w Nakle nic nie robi w sprawie naszej córki. Dowiedziałem się za to, że jeśli córka nie odnajdzie się w ciągu miesiąca, to dyrektor ośrodka w Samostrzelu zgłosi sprawę zaginięcia do sądu. Ręce mi opadły. Przecież tu chodzi o nasze dziecko! Liczą się godziny, a nie tygodnie.
Inną sprawą jest, że - jak wynika z ustaleń rodziców Nicoli - z ośrodka uciekły w sumie cztery dziewczęta. Co tak naprawdę wydarzyło się w poniedziałek w MOW w Samostrzelu? - Nie udzielę panu żadnej informacji, bo nie rozmawiamy na temat wychowanków z osobami nieupoważnionymi. A już szczególnie nie udzielamy takich informacji prasie - mówi Bożena Ilnicka, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Samostrzelu: - O sprawie zostały poinformowane odpowiednie instytucje, włącznie z policją.
Asp. Edyta Nadolna, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Nakle: - Informacji w tej sprawie udzielimy w poniedziałek.
Rodzice Nicoli nie mogąc się doczekać reakcji mundurowych rozpoczęli zatem własne, prywatne śledztwo. - Zastanawiałem się, jak to możliwe, że dziewczyny tak po prostu mogły uciec z ośrodka - mówi Paweł Szabelak. - Kiedy zawiozłem Nicolę, nie można było sobie tak po prostu wejść na teren placówki. Jest chroniona.
Z informacji, jakie mają rodzice, wynika że dziewczynom udało się wydostać, podważając ramę okienną nożyczkami. Zaraz po opuszczeniu ośrodka ktoś miał je widzieć, gdy próbowały złapać „stopa”.
- Objechałem całą okolicę, szukałem córki. Jeździłem po Bydgoszczy mając nadzieję, że ją spotkam - dodaje Paweł Szabelak.
To ostatnie przeczucie okazało się celne. Dziewczyny prawdopodobnie dojechały do Bydgoszczy i w tym mieście się rozdzieliły. To powiedziały dwie z uciekinierek, które wczoraj po południu postanowiły się ujawnić. Nie było wśród nich Nicoli.